Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 21:32
Reklama KD Market

Dolar idzie na dno?

Warszawa - Jeden z ostatnich numerów "Gazety Wyborczej" odchodzącego 2004 roku dał na pierwszą stronę krzyczący nagłówek: "Dolar = 299 groszy". Poprzedniego dnia bowiem wartość waluty amerykańskiej spadła poniżej trzech złotych. W następnych dniach starego roku spadek postępował dalej, osiągając rekordowo niski poziom 2,97 zł. Tuż po nowym roku wprawdzie dolar ponownie przekroczył magiczną trójeczkę (dokładnie $1 = 3,01 zł), ale trudno było przewidzieć, czy to zwiastun jakiejś nowej tendencji wzrostowej czy jedynie przejściowa fluktuacja.

Prognozy polskich ekonomistów obejmujące całą gamę możliwości od wzrostu wartości dolara poprzez jej ustabilizowanie się na obecnym poziomie aż po dalszy spadek. I tak do pierwszej kategorii wzrostowej zalicza się Katarzyna ZajdelKurowska, główny ekonomista Banku Handlowego, który przewiduje, że do końca bieżącego roku za dolara będzie można otrzymać 3,25 zł. Zdaniem Ryszarda Petru, pełniącego identyczną funkcję w Banku HandlowoPrzemysłowym, dolar w tym czasie osiągnie poziom 3,30 zł, a Stanisław Kluza, ekspert Banku Gospodarki żywnościowej, uważa, że za walutę amerykańską pod koniec roku 2005 będzie się płacić aż 3,50 zł.

Stabilizację na mniej więcej obecnym poziomie ($1=3 zł) przewiduje z kolei Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Banku Pekao. Natomiast dalsze wzmocnienie złotówki zapowiadają analitycy z Centrum Analiz SpołecznoEkonomicznych (CASE), którzy uważają, że pod koniec bieżącego roku wartość dolara amerykańskiego spadnie do zaledwie 2,70 zł. Podobną ocenę wydał ostatnio Tadeusz Mosz, którego popularną audycję o gospodarce "Plus minus" chętnie oglądają rzesze telewidzów. "Jeśli chodzi o kursy, to jest prawdopodobne, że dolar może osiągnąć poziom 2 złotych 80 groszy. Natomiast po przejściu tego punktu krytycznego, następny może wynosić 2 złote 32 grosze" powiedzial Mosz w niedawnym wywiadzie.

Ta rozpiętość ocen świadczy o jednym, mianowicie, że takie prognozowanie można porównać do wróżenia z fusów. Przepowiednie wysoko utytułowanych ekspertów albo się sprawdzą albo nie. Zresztą sprawa bynajmniej nie ogranicza się do relacji dolarzłotówka. Jest to zjawisko światowe. W naszej coraz bardziej globalizującej się epoce, to co się dzieje nawet w najdalszych zakątkach planety prawodpodobnie dotknie mieszkańców przeciwnej strony globu.

Różne podawane są tego przyczyny, ale wiadome na pewno jest tylko to, że dolar amerykański jest najtańszy w historii w relacji do euro, a od 12 lat w stosunku do brytyjskiego funta szterlinga. Wszyscy czekają na interwencję banków japońskich i europejskich, ale zdaniem wielu ekonomistów skuteczność tej interwencji i tak będzie chwilowa. Przyczyny tego stanu rzeczy są różnie wyjaśniane. Na razie wiadomo tylko, że waluta amerykańska dramatycznie traci na wartości.

Jeszcze niedawno inwestorzy za 1 euro płacili 86 centów USA. Na początku 2004 r. to euro było już wyraźnie silniejszą walutą, bo za 1 euro płacono już $1,20, a na początku listopada 2004 r., tuż przed wyborami prezydenckimi w USA zbliżał się już do poziomu $1,35, co było swoistym rekordem od czasu wprowadzenia europejskiej waluty w 2002 r. Po amerykańskich wyborach prezydenckich dolar dalej osłabł, ale obecnie nieznacznie się wzmocnił ($1,33 za 1 euro).

Ekonomiści prześcigają się w katastroficznych prognozach. Główny ekonomista Deutsche Bank na Europę, Thomas Mayer uważa $1,40 dolara za euro za całkiem realny przelicznik, natomiast amerykański ekonomista C. Fred Bergsten przewiduje, że kurs ten sięgnie $1,80, a nawet $2,20.

W dziedzinie kursów wszystko może się zdarzyć, stąd poszukuje się różnych przyczyn obecnego stanu rzeczy, jak i różnych remediów. Rosną obawy, że osłabienie dolara może mieć poważniejsze skutki niż przypuszczano. W Azji i Europie mocny dolar jest warunkiem sprawnie funkcjonującej gospodarki eksportowej. Dlatego Chińczycy musieli sztucznie obniżyć wartość swojej waluty o 20 proc., aby podtrzymać wysoki eksport i napędzić gospodarkę.

Ministrowie finansów krajów strefy euro uważają, że USA powinny podjąć starania, aby zredukować rekordowo wysoki deficyt budżetowy i ubolewają, że Waszyngton niewiele w tym kierunku robi. Wycofanie się wojsk amerykańskich z Iraku mogłoby wzmocnić dolara, choć i tu nie wszystko jest do końca jasne. Nieprzewidywalne skutki po wycofaniu się obcych wojsk miałby wybuch krwawego, niekontrolowanego powstania w tym kraju, zwłaszcza gdyby zagroziło największym w świecie zasobom ropy naftowej. A w Polsce? U wielu Polaków załamanie się dolara spowodowało zrozumiały wstrząs i nadal spędza sen z powiek. Szczególnie odczuli to eksporterzy, którzy mniej zarabiają na sprzedaży swoich wyrobów za granicą, a w niektórych przypadkach przychody z eksportu wkrótce mogą spaść poniżej granicy opłacalności. Grozić to będzie redukowaniem załóg a nawet likwidacją nierentownych zakładów.

Ucierpieli Polacy mający konta dolarowe w bankach na terenie kraju, otrzymujący dolary z różnych tytułów (dary, zarobki, tantiemy, emerytury "Social Security", itp.), jak i ci, którzy zamierzają podjąć pracę w Stanach Zjednoczonych. Spadek wartości dolara także uderzy w stosunki polskopolonijne, bo podrożeją wizyty w kraju, jak i sprzedawane w Ameryce wyroby "Made in Poland".

Ostatnio otrzymałem także wiadomość od p. Michała Królewskiego, swego dobrego znajomego z Detroit, którego organizacja (AmerykańskoPolskie Stowarzyszenie Pomocy) prowadzi szeroko zakrojoną działalność charytatywną, kulturalną i turystyczną. Do osób, które już zarezerwowały miejsca na wycieczki do Polski, zaplanowane na lato 2005 r., rozesłał list, w którym czytamy: "Jak zapewne niektórzy z was już wiedzą, wartość dolara w Europie znacznie spadła, a Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem. Mamy informacje, że cena większości wyrobów importowanych z Polski wzrośnie z tego powodu o 25 proc. Ci, co byli ostatnio w Polsce wiedzą, co to znaczy, jeśli na mieście można dolara sprzedać za 2,85 zł zamiast 3,603,80 zł, jak to było do niedawna. Malejąca wartość dolara może spowodować, że wycieczki zdrożeją o 2025 proc., a to może nas zmusić nawet do odwołania obu tegorocznych wycieczek".

Królewski dodał w zawiadomieniu do członków i sympatyków APAA (AmericanPolish Assistance Association), że zagrożona jest działalność charytatywna tej grupy, która zbiera datki i pomoc rzeczową dla sierocińców w Polsce. Na Gwiazdkę do Lublina dotarły dwa duże kontenery morskie z odzieżą, sprzętem, zabawkami, słodyczami i innymi podarkami od św. Mikołaja. Teraz wynajęcie takiego kontenera, jak i transport morski będą droższe, co oznacza, że wielki wysiłek hojnych dobroczyńców, jak i oddanych ochotników ofiarujących swój czas na zbieranie, pakowanie i ekspediowanie darów zostanie w pewnej mierze roztrwoniony.

Jest to obraz prawdopodobnego rozwoju wydarzeń na przykładzie jednej tylko lokalnej organizacji polonijnej. W takim Chicago, skupisku najwięcej i największych stowarzyszeń polskoamerykańskich, problem ten może być zwielokrotniony. Jakie może być wyjście z sytuacji, trudno przewidzieć. Można albo zaniechać działań, które z powodu spadku wartości dolara, stały się zbyt drogie, albo można poszukiwać alternatywnych rozwiązań. I można nic nie robić, poczekać i zobaczyć, co z tego wyniknie.

Należy dodać, że spadek dolara nie każdego w kraju zasmuci. Dla państwa oznacza to znacznie tańsze spłaty zadłużeń wobec zagranicy. W stosunku do okresu, kiedy dolar miał wartość 4,60 zł, prognoza Tadeusza Mosza (2,30 zł) oznaczałaby zmniejszenie zadłużenia kraju o połowę. Tanie dolary także sprzyjają indywidualnym obywatelom RP, którzy swego czasu zaciągnęli kredyty dolarowe, bo muszą obecnie oddać znacznie mniej niż planowali. Natomiast nie zaleca się zaciągania obecnie kredytów dolarowych, ponieważ jakiś wzrost waluty amerykańskiej wydaje się prawdopodobny.

Polacy mający wolny kapitał (tak, tacy też istnieją, choć oczywiście są w mniejszości!) zastanawiają się obecnie, w co go najkorzystniej zainwestować. Jeśli nie dolary czy euro, to może w funty brytyjskie lub franki szwajcarskie. Niektórzy twierdzą, że najpewniejszą inwestycją pozostaje nieruchomość. Przewidują, że wszelkie parcele czy nawet nikomu dziś niepotrzebne nieużytki nabiorą wartości, zwłaszcza jeśli są położone w pobliżu wielkich miast. I prawodpodobnie nie brak i takich, którzy pozostaną przy dolarach w nadziei, że prędzej czy później waluta amerykańska odzyska swój dawny blask, dawną rolę symbolu pewności, stabilności i dostatku.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama