Polacy bynajmniej nie wywołali "pomarańczowej rewolucji", ale byli jej niekwestionowanymi zwolennikami. W sposób konkretniejszy poparcie wyrazili poszczególni politycy jak i studenci, którzy specjalnymi pociągami jeździli do Kijowa, by wesprzeć zwolenników Juszczenki demonstrujących na Majdanie Niezależnosti (Placu Niepodległości). Przez cały czas trwania bezprecedensowej demonstracji wyrastały z wielotysięcznego tłumu widoczne na całym świecie dzięki telewizji polskie flagi.
Symboliczny wymiar miały słowa poparcia, zachęty i otuchy Lecha Wałęsy, który porównał wolościowy zryw Ukraińców do pokojowej rewolucji polskiej "Solidarności". Natomiast prezydent Kwaśniewski podjął się, wraz z szefem dyplomacji Unii Europejskiej Javierem Solaną i prezydentem Litwy Valdasem Adamkusem, trudnej misji inspirowania negocjacji między przeciwnymi obozami ukraińskimi przy okrągłym stole. Niebagatelną rolę odegrała Polska Misja Obserwacyjna. Na ogólną liczbę 13 tys. zagranicznych obserwatorów, z Polski wyjechało na Ukrainę aż 3000. Jedną trzecią tej liczby wysłała partia braci Kaczyńskich, Prawo i Sprawiedliwość. To całe zastępy obserwatorów śledzących przebieg wyborów sprawiły, że znacznie trudniej było dokonać manipulacji przy urnach, co było dość nagminne w drugiej turze.
Choć trudno przewidzieć, jak sprawy na Ukrainie się potoczą w dalszej perspektywie, Polska dobrze się spisała w oczach świata i utrwaliła swoje miejsce poważnego gracza na scenie politycznej. Zyskała uznanie nie tylko ze strony prezydenta Busha i mediów amerykańskich, ale także władz Francji i Niemiec oraz prasy w tych krajach, które krytycznie odniosły się do polskiej obecności wojskowej w Iraku oraz przesadnej ich zdaniem proamerykańskości Polaków. Na forum Unii Europejskiej Polska stała się taką samą orędowniczką przyciągania Ukrainy do struktur zachodnich, jaką były Niemcy kanclerza Kohla w kwestii przystąpienia Polski do Unii.
Wdzięczność Polakom wyraziła m.in. grupa czołowych intelektualistów ukraińskich, którzy w liście do polskiego, emigracyjnego Instytutu Literackiego w Paryżu napisali: "Przez cały czas czuliśmy braterską sympatię, z jaką poparliście nas w naszej walce o prawdę". Sygnatariusze listu, w tym były minister spraw zagranicznych Ukrainy Borys Tarasjuk oraz były ambasador ukraiński w Polsce, Dmytro Pawłyczko podkreślili symboliczne znaczenie jednoczesnego przyznania doktoratów honoris causa przez lubelski Uniwersytet im. Marii Skłodowskiej Curie twórcy "Kultury" paryskiej, Jerzemu Giedroyciowi oraz Wiktorowi Juszczence. Ukraińscy intelektualiści i działacze niepodległościowi szanują i cenią polskolitewskiego szlachcica, który był gorącym zwolennikiem wolnej Ukrainy już w mrocznych czasach zimnej wojny, kiedy mało komu taka ewentualność się nawet śniła.
Ale na Polskę i Polaków sypały się nie tylko pochwały. Podejrzliwie podchodził do wypowiedzi i poczynań Polaków na Ukrainie i wokół jej wyborów Kreml i część mediów rosyjskich. Niektóre komentarze rosyjskie sprawiały wrażenie, że Polacy i inne kraje zachodnie usiłują wyrwać Ukrainę ze słowiańskiej rodziny i przeciągnąć na Zachód. Szczególnie się dostało Kwaśniewskiemu za następujące słowa, jakie wypowiedział w wywiadzie dla tygodnika "Polityka": "Rozumiem prezydenta Stanów Zjednoczonych, ja też staram się mieć dobre stosunki z Putinem. Ale wiem też, że dla każdego wielkiego mocarstwa Rosja bez Ukrainy jest lepszym rozwiązaniem, niż Rosja z Ukrainą".
Rosyjski prezydent Putin cierpko skomentował tę wypowiedź: "Rozumiem prezydenta Kwaśniewskiego. Jego kadencja się kończy i rozgląda się za nową pracą". Riposta ta nie była bezpodstawną, gdyż wiadomo nie od dziś, że Kwaśniewski poszukuje jakiegoś prestiżowego stanowiska międzynarodowego w strukturach ONZ, Unii Europejskiej czy NATO.
Zdaniem Kwaśniewskiego, krytyczna ocena Putina jest "ceną, jaką Polska i ja osobiście płacimy za zaangażowanie na rzecz rozwiązania kryzysu politycznego na Ukrainie, za działania, które Polska i ja osobiście podjęliśmy na rzecz rozwoju demokracji na Ukrainie. "W interesie Polski i Rosji leży to, żeby Ukraina była niepodległa i demokratyczna, aby nie doszło na Ukrainie do użycia siły". Według Kwaśniewskiego, Polska w swej polityce wschodniej kieruje się koncepcją dobrych i przyjaznych stosunków z Litwą, Ukrainą, Rosją, a także Białorusią.
Juszczenko przez cały czas podnosił znaczenie w pełni niepodległej i suwerennej Ukrainy, ale podkreślił, że nie zamierza prowadzić polityki antyrosyjskiej. Na dowód tego, sam Juszczenko nie jednokrotnie dał do zrozumienia, że, choć jest zwolennikiem Ukrainy w pełni suwerennej i niepodległej, nie zmierza prowadzić polityki antyrosyjskiej. Postanowił pierwszą wizytę zagraniczną jako szef państwa złożyć w Moskwie. "Najpierw zapewne pojadę do Moskwy. Powinienem pokazać Rosji, że nasze stosunki były wcześniej wypaczone kształtowały je ukraińskie klany. Ten okres można i należy zamknąć" powiedział w wywiadzie dla moskiewskiego dziennika "Izwiestia". "Nie podobało mi się to, że Rosja prowadziła agitację popierającą jednego kandydata. To poważna rana dla milionów Ukraińców, ale Ukraińcy potrafią zapomnieć, iż Moskwa była obwieszona plakatami Wiktora Janukowycza. Kto myśli o interesach Ukrainy, ten musi zawsze pamiętać, że Rosja to nasz partner" podkreślił Juszczenko.
Wiktor Janukowycz, który przegrał wybory, zdobył jednak 44% głosów wobec 52% dla Juszczenki. Reprezentuje to poważną liczbę przeciwników Juszczenki mogących mu utrudnić spełnianie obowiązków głowy państwa. Janukowycz publicznie stwierdził, że nigdy się nie pogodzi z porażką i że zamierza zaskarżyć rzekome nieprawidłowości wyborcze do Sądu Najwyższego. Legalność niedzielnych wyborów podważył także obserwator z ramienia Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP) Władimir Ruszajło.
Tak czy inaczej, Janukowycz prawdopodobnie stanie na czele antyjuszczenkowej opozycji. Nie wiadomo, jaką rolę w tym wszystkim odegra przywódca klanu donieckiego Rinat Achmetow, aktywną jako jawny agitator za autonomią Ukrainy donieckiej, czy raczej zakulisową, wspierającą Janukowycza swymi wpływami i pieniędzmi. Bardziej niż Kreml, Juszczence prawdopodobnie będą spędzać sen z powiek takie groźne dla demokratycznych rządów układy oligarchiczne.
Polska afera wokół firmy naftowej Orlen ujawniła pewne układy między polityką, biznesem, służbami specjalnymi i światem przestępczym, ale zdaniem obserwatorów jest to nic w porównaniu z tym, co się dzieje na Ukrainie. Tam za prezydentury Leonida Kuczmy stało się to normą. Zdaniem politologa ukraińskiego Oleksandra Majstrenki, "Ukraina Kuczmy to była tylko przestępcza imitacja demokracji, a jego rządy będą najhaniebniejszymi stronami w historii Ukrainy". Wielu Ukraińców wini klan Kuczmów za zamordowanie opozycyjnego dziennikarza, który zbyt głośno go krytykował. Nie można też wykluczyć związku tej grupy z próbą otrucia Juszczenki. Czy teraz na Ukrainie zapanują bardziej cywilizowane, a mniej bizantyjskomongolskie stosunki i zwyczaje polityczne?
Media polskie przestrzegają przed zbytnią euforią, gdyż Juszczenko stoi przed bardzo trudnym zadaniem pogodzenia rozdartego na pół kraju. Będzie on także musiał odpowiedzieć na ogromne rozbudzone w ostatnich tygodniach oczekiwania ukraińskiego społeczeństwa. To dopiero początek drogi, porównywalny ze zwycięstwem wyborczym "Solidarności" w czerwcu 1989 r. Wówczas prawie cały naród polski popierał stronę opozycyjną, a strona komunistycznorządowa była wyraźnie w odwrocie. Mimo to obóz solidarnościowy szybko się rozpadł, wybuchły ostre konflikty polityczne i zaczęły powstawać konkurencyjne ugrupowania.
W przeciwieństwie do Polski, po upadku reżimu komunistycznego na Ukrainie, oprócz sporów czysto politycznych, dochodzą jeszcze potencjalnie wybuchowe konflikty regionalne, klanowe, religijne, etniczne i językowe. Rosjanie stanowią ok. 22% społeczeństwa ukraińskiego, a jest jeszcze sporo zrusyfikowanych Ukraińców, którzy w ogóle nie znają ukraińskiego lub niechętnie się tym językiem posługują. Nie można zatem wykluczyć, że Ukraina w najbliższych latach będzie sceną ostrych konfliktów. Oby pod bokiem Polski nie powstała druga postkomunistyczna Jugosławia!
Robert Strybel