Dzieci pod ostrzałem. W Chicago coraz więcej małoletnich ofiar przemocy
- 08/06/2020 11:45 PM
Lipiec w Chicago skończył się podobnie, jak się zaczął – opłakiwaniem śmierci dziecka zabitego w ulicznej strzelaninie. W ostatni dzień miesiąca ofiarą padł dziewięciolatek, który robił to, co dzieci w jego wieku robić powinny – bawił się przed domem w letni wieczór. Od początku roku rośnie liczba dzieci zastrzelonych podczas ulicznych porachunków. Sprawcom zdaje się być coraz bardziej obojętne, gdzie i do kogo strzelają.
Janari Ricks, 9 lat. W piątek 31 lipca około 6 pm bawił się na parkingu w pobliżu swojego domu w dzielnicy Cabrini Green na północy Chicago. Do grupki osób, w której znajdował się, ktoś otworzył ogień. Dziecko zostało wielokrotnie trafione, m.in. w klatkę piersiową. Nie powiodła się akcja reanimacyjna; 9-latek zmarł.
Natalia Wallace, 7 lat. 4 lipca wieczorem bawiła się z kolegami przed domem dziadków w chicagowskiej dzielnicy Austin. Tuż po 7 pm trzy osoby wyszły z samochodu i otworzyły ogień w stronę dzieci. Prokuratura podała później, że napastnicy celowali w mężczyznę, który miał być odpowiedzialny za zabicie członka ich gangu. Owy mężczyzna został trafiony w kostkę. Natalia została ugodzona w czoło i zmarła.
Sincere Gaston, 20 miesięcy. 27 czerwca młoda matka wracała samochodem z pralni w dzielnicy Englewood. Na tylnym siedzeniu było jej niespełna dwuletnie dziecko. Tuż po 2 pm w okolicy 6100 S. Halsted z samochodem kobiety zrównał się inny pojazd, z którego ktoś otworzył ogień. W stronę auta padło co najmniej siedem strzałów. Kule trafiły dziecko w klatkę piersiową, a rany okazały się śmiertelne.
Lena Nunez, 10 lat. Również 27 czerwca, 10-latka wraz z bratem oglądał telewizję w domu babci na drugim piętrze w rejonie 3500 W. Dickens Ave. w dzielnicy Logan Square. Około 9.40 pm do mieszkania przez okno wleciała kula, która trafiła Lenę w głowę. Drugie dziecko zostało ranione szkłem. 10-latka trafiła do szpitala w krytycznym stanie i zmarła.
Mekhi James, 3 lata. 20 czerwca, chłopiec jechał samochodem ze swoim ojcem w dzielnicy South Austin. Około 6.30 pm rozległy się strzały. Zdaniem policji, kule wymierzone były w 27-letniego ojca, jednak to chłopiec został trafiony w plecy i zmarł.
Powyższe historie to tylko pięcioro spośród 24 dzieci poniżej dziesiątego roku życia, które dosięgły kule na chicagowskich ulicach od początku tego roku. Pozostałe dzieci zostały ranne, przebywają w szpitalach lub już z nich wyszły, lecz do końca życia będą przeżywać traumę ofiary strzelaniny. Postrzelonych dzieci jest jeszcze więcej – według szefa chicagowskiej policji Davida Browna do końca lipca było ich 38., jeśli liczyć wszystkie ofiary strzelanin do 18 roku życia. Do doniesień o strzelaninach w Chicago większość z nas zdążyła się już przyzwyczaić, lecz najbardziej wstrząsający jest fakt, że coraz częściej giną w nich dzieci.
W lipcu w Chicago zastrzelono 105 osób. W lipcu zeszłego roku – 44 osoby. Wskaźnik zabójstw w tym miesiącu wzrósł więc o 51 proc., a sam letni miesiąc zyskał niechlubny tytuł najbardziej krwawego od września 1992 roku.
Nie tylko miniony miesiąc, lecz cały 2020 rok jest bardziej niespokojny i to nie tylko z powodu pandemii. Od początku roku do końca lipca w Chicago od kul zginęły 440 osoby. Dla porównania, w tym samym okresie poprzedniego roku zabójstw było 290.
Zdaniem działaczy społecznych, którzy na co dzień stykają się z problemem z przemocy z użyciem broni palnej, tocząca się w Chicago otwarta wojna gangów w ostatnich latach zdaje się przybierać na sile. Według chicagowskiego szefa policji w Wietrznym Mieście jest ponad 100 tys. członków 55 znanych grup przestępczych, którzy zgrupowani są w 2,5 tys. mniejszych, skłóconych ze sobą frakcjach. „Codziennie w Chicago toczy się kilkaset konfliktów gangów”– powiedział pod koniec lipca David Brown.
Ostatnie strzelaniny pokazują, że członkowie rywalizujących ze sobą gangów są jeszcze bardziej skłonni otworzyć ogień w kierunku rywala nie zważając absolutnie na nic. Ta „nowa normalność” niepokoi aktywistów dzielnicowych, gdyż ciągnie za sobą zwiększone ryzyko śmierci postronnych osób, w tym niewinnych dzieci.
Ksiądz Michael Pfleger, który od 40 lat działa na rzecz zapobiegania przemocy na południu Chicago, jest zaniepokojony, że strzelaniny, wcześniej wymierzone w konkretne osoby, teraz przybierają charakter masowy – rozprzestrzeniają się na ganki, parki i ulice przed domem.
Wzrost przestępczości z użyciem przemocy zaobserwowano w ostatnim czasie w wielu amerykańskich miastach. Skłoniło to prezydenta Donalda Trumpa do wysłania w wiele miejsc, w tym Chicago, agentów federalnych, którzy mają pomagać w zwalczaniu przemocy.
Joanna Marszałek
[email protected]
Reklama