Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 września 2024 23:09
Reklama KD Market

Kierowcy rozwożący jedzenie skarżą się na znikające zamówienia. Kto żeruje na pandemii?

Internetowe aplikacje do zamawiania jedzenia stały się bardziej popularne w dobie pandemii, kiedy wiele stanów nakazało restauracjom zamknięcie sal jadalnych w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa. Podczas gdy zarówno restauracje, jak i osoby dowożące jedzenie próbują związać koniec z końcem, jak zawsze znajdą się osoby, które chcą wykorzystać sytuację. Ich ofiarą padają również polonijni kierowcy. Od czasu pandemii tysiące restauracji w Illinois, w tym w Chicago, zmuszonych zostało do zmiany modelu biznesowego – zamówień tylko na wynos odbieranych przez klienta lub dowożonych do jego domu, często z pomocą pośredników takich jak Uber Eats, DoorDash, Grubhub. Restauracjom pomagało to utrzymać się na powierzchni i kontynuację zatrudniania choć części pracowników. Osobom, które straciły dochód w związku z pandemią koronawirusa dorywcza praca kierowcy rozwożącego posiłki również była na rękę. Tak było w przypadku Emilii W., dla której w chwili zamknięcia restauracji – w której pracowała – rozwożenie posiłków stało się podstawowym źródłem dochodu. Emilia jest aktywna, więc, jak twierdzi, zamiast pójść na bezrobocie, postanowiła wsiąść za kierownicę. Już wcześniej dorywczo rozwoziła jedzenie dla DoorDash i Uber Eats przez około dwa lata, lecz tym razem, jak twierdzi, uratowało jej to dochód. Podobnie jak inni kierowcy Emilia musiała dostosować się do nowych zasad sanitarnych i bezpieczeństwa, jeśli chodzi o dostarczanie zamówień. W miejsce standardowego dostarczania zamówienia do rąk własnych serwisy wprowadziły opcję dostarczenia bezkontaktowego, polegającego na pozostawieniu zamówienia pod drzwiami klienta. Jakież było zdziwienie Emilii, gdy w zeszły poniedziałek nie mogła połączyć się z aplikacją internetową DoorDash, skąd czerpała większość zleceń na przejazdy. Z początku myślała, że to jakiś problem natury technicznej, lecz gdy za radą kolegi kierowcy sprawdziła e-maile, dowiedziała, że jej konto zostało dezaktywowane, gdyż ,,stopień realizacji zamówień jest poniżej minimalnego progu wymaganego dla użytkowników platformy”. Dalej w e-mailu firma informuje ją, że zgodnie z przepisami decyzja jest ..ostateczna i nieodwracalna”. Emilia podejrzewa, że padła ofiarą nieuczciwych praktyk, będących efektem ubocznym pandemii koronawirusa, a o których słyszała już od innych kierowców. Odkąd serwisy dostarczające posiłki zaczęły kłaść nacisk na bezkontaktowe dostarczanie zamówień, niektórzy klienci odbierają torby z jedzeniem spod drzwi, a następnie dzwonią do firmy poskarżyć się, że nigdy go nie otrzymali – i dostają zwrot pieniędzy i nieraz jedzenie za darmo. Zadzwoniła do serwisu z prośbą o wyjaśnienie. Zawsze kontaktowała się z nimi w razie problemów; wydaje jej się, że ma dobre wyniki współpracy. DoorDash nie powiedział jej jednak, do ilu ,,niezrealizowanych” zamówień doszło w ciągu miesiąca. Firma kazała wypełnić formularz, co jest niemożliwe przy dezaktywowanym koncie, i czekać. Dowiedziała się również, że ponieważ w ostatnim czasie doszło do dezaktywacji kont wielu kierowców, jej sprawa będzie rozpatrzona według kolejności zgłoszeń. – Skoro dezaktywacji kierowców jest więcej niż zwykle, to powinni się chyba zainteresować, dlaczego tak się dzieje i że być może coś jest nie tak. Polka podkreśla, że na szczęście w chwili, gdy DoorDash zablokował jej korzystanie z platformy, działalność wznowiła już restauracja, gdzie pracuje na stałe. Podobna sytuacja przytrafiła się Jackowi B., dla którego rozwożenie zamówień z restauracji w UberEats i DoorDash stało się podstawowym źródłem dochodu. Jego konto również zostało zablokowane z powodu rzekomego niedostarczenia zamówienia. Jak twierdzi, skarga wpłynęła około godzinę po tym, jak zostawił zamówienie pod drzwiami klienta i poinformował go o tym telefonicznie. Od DoorDash dowiedział się jednak, że klient rzekomo nie otrzymał jedzenia. Podejrzewa, że je zabrał, lecz poskarżył się, by otrzymać zwrot pieniędzy. Dopiero po dwóch dniach i licznych pisemnych usprawiedliwieniach i dowodach zdjęciowych konto Jacka zostało odblokowane i mógł wznowić trasy, a tym samym zarabianie pieniędzy. O podobnych przekrętach na dowóz jedzenia informują media w innych stanach, m.in. w Springfield w stanie Missouri, gdzie kierowca DoorDash Mario Mitchell otrzymał ostrzeżenie o niezrealizowanych zamówieniach. Mężczyzna zapewnia, że dostarczył zamówienia, gdyż rozwożenie jedzenia jest jego głównym źródłem dochodu, a w czasie pandemii niektórzy klienci dają hojniejsze napiwki. Poszkodowani kierowcy radzą innym, aby robić zdjęcia dostarczanych do drzwi posiłków, bez względu na to, czy wymaga tego serwis czy nie, a najlepiej i dzwonić do klienta, i robić zdjęcia. Bez zdjęć nie masz żadnego dowodu, żeby ewentualnie wytłumaczyć się przed firmą, gdy natrafisz na nieuczciwego klienta. A nie brakuje ich w czasie pandemii i tzw. bezkontaktowych dowozów – zgodnie twierdzą Emilia i Jacek. Dorabianie w serwisach oferujących przejazdy jest popularnym dodatkowym zajęciem wśród polskich imigrantów. Do serwisów tego typu kierowców kuszą zarobki i elastyczność godzin. W zależności od stopnia zaangażowania kierowcy, przejechanego dystansu i natężenia zamówień, za jeden kurs można dostać od 4 do 15 dolarów, zaś napiwki wahają się od dolara do kilkudziesięciu. Kierowcy apelują do nieuczciwych klientów, by nie pozbawiali ich źródła dochodu w trudnym czasie pandemii. Nieuczciwe praktyki nie uderzają w serwisy dowozu, które mają wliczone straty w koszty działalności. Uderzają w  kierowców, którzy podobnie jak większość z nas próbuje przetrwać w tych trudnych czasach. Joanna Marszałek [email protected]

Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama