Imigracja czasu pandemii: więcej ograniczeń z polityką w tle
- 05/29/2020 12:28 AM
Prezydent Donald Trump nadal chce ograniczać imigrację. Tym razem na celowniku znaleźli się przede wszystkim wykwalifikowani pracownicy oraz zagraniczni studenci planujący odbycie praktyk lub podjęcie tymczasowego zajęcia w ramach programów wymiany kulturalnej. Z tej ostatniej możliwości korzystało w przeszłości sporo Polaków.
Zwolennicy ograniczenia imigracji nie byli usatysfakcjonowani kwietniowym rozporządzeniem wykonawczym prezydenta, który wstrzymał wydawanie zielonych kart i wiz pracowniczych w kilku kategoriach. Zarówno konserwatywni członkowie Kongresu, jak i doradcy z najbliższego otoczenia Trumpa uważają, że prezydent zatrzymał się w pół drogi i to w momencie, gdy miliony Amerykanów znalazły się bez pracy. Trump w pierwszych zapowiedziach deklarował bowiem ogólne ,,wstrzymanie imigracji do USA”. W rozporządzeniu z 23 kwietnia br. prezydent zablokował jednak wydawanie wiz w zaledwie kilku kategoriach imigracyjnych. Czterech konserwatywnych senatorów — Tom Cotton z Arkansas, Ted Cruz z Teksasu, Charles Grassley z Iowa i Josh Hawley z Missouri zwróciło się do prezydenta o zawieszenie wydawania tymczasowych wiz pracowniczych na okres do dwóch miesięcy do jednego roku, albo ,,do czasu, aż bezrobocie wróci do normalnego poziomu”. Podobnie postąpiło kilku kongresmenów z Izby Reprezentantów.
Elektorat, czy gospodarka?
Krytycy prezydenta twierdzą, że za zapowiedzią kolejnych ograniczeń imigracji stoją przede wszystkim motywacje polityczne. Trump ma w ten sposób odwoływać się do swojego twardego elektoratu, który próbuje szukać normalności w popandemicznej rzeczywistości. Mówiąc brutalnie: chodzi o wynik listopadowych wyborów.
Ale to niepełny obraz sytuacji, bo nie można sprowadzać wszystkiego do polityki. Oprócz polityków z Partii Demokratycznej prezydent musi także stawić czoła środowiskom związanym z dużym biznesem, które utrzymują, że w niektórych gałęziach gospodarki będą nadal potrzebować cudzoziemców.
Z przecieków wynika, że prezydent dosłownie ,,na dniach” ma zamiar zablokować wydawanie wiz pracowniczych zarówno dla osób o szczególnych kwalifikacjach, jak i dla ludzi wykonujących prace sezonowe. Co prawda nie w rolnictwie, ale przy takich zajęciach, jak opieka nad dziećmi, budownictwo i landscaping. Według Economic Policy Institute blokadą mogłoby zostać objęte około 70 proc. z około miliona wszystkich wiz dla pracowników-gości (guest workers). Ocalałyby miejsca dla tych, którzy pracują w rolnictwie, bo nie od dziś wiadomo, że farmerzy w USA mają problem z zebraniem plonów. Inne wyjątki to pracownicy służby zdrowia oraz osoby pracujące dla amerykańskich sił zbrojnych.
Oprócz zablokowania całych kategorii wiz pracowników Biały Dom rozważa także wprowadzenie dodatkowych bodźców dla pracodawców, mających promować zatrudnianie Amerykanów. Oprócz wymogu pierwszeństwa w przyjmowaniu do pracy obywateli (zasada Americans first) pojawił się nawet pomysł zmuszenia pracodawców do płacenia wyższych stawek rodzimym pracownikom.
Wojna z H-1B
Wśród kategorii wiz, które ponownie stały się przedmiotem zainteresowania administracji znalazły się programy dla najzdolniejszych. Na osoby szczególnie uzdolnione w kierunkach ścisłych (nazywanych STEM – od science, technology, engineering, math) od lat polują największe amerykańskie spółki technologiczne. Popyt na wizy H-1B dla pracowników o wyjątkowych kwalifikacjach tudzież wykształceniu od lat wielokrotnie przewyższa podaż, czyli roczne limity narzucone przez ustawy Kongresu. Teraz konserwatywni politycy chcą tymczasowego zamknięcia programu. Po drugiej stronie sporu mamy amerykańskie uczelnie ciągle liczące na dochody z czesnego cudzoziemców (ci z kolei nie przyjadą do USA bez nadziei zatrudnienia) oraz wielkie spółki z dziedziny IT wciąż szukające najzdolniejszych, niezależnie od ich przynależności państwowej.
Prezydent Donald Trump od początku jednak był przeciwnikiem programu H-1B, a za swojej kadencji zaostrzył procedury przyznawania wiz w tej kategorii, stając okoniem wobec świata biznesu konsekwentnie domagającego się zwiększenia limitów wizowych. Nie zmienia to faktu, że program H-1B nie jest wolny od nadużyć i został zdominowany przede wszystkim przez obywateli Indii i Chin.
Chińczycy na celowniku
Innym celem administracji – według Chada Wolfa kierującego Departamentem Bezpieczeństwa Krajowego mają być chińscy studenci, odbywający w USA praktyki zawodowe po zakończeniu edukacji. ,,Jesteśmy bardzo zaniepokojeni liczbą programów wizowych wykorzystywanych przez chińskich studentów, przyjeżdżających do USA aby studiować i często pracować – mówił niedawno Wolf w konserwatywnym Fox News – naszym zdaniem dochodziło tu w przeszłości do nadużyć”. Administracja powołuje się tu na konkretne dane. Według badań Institute of International Education, sponsorowanych przez Departament Stanu, aż 34 proc. wszystkich zagranicznych studentów w USA to właśnie Chińczycy. Ponieważ machina propagandowa administracji stara się przerzucić odpowiedzialność za przebieg pandemii na komunistyczne Chiny, jednocześnie zarzucając Pekinowi nieuczciwy transfer technologii z USA, tego rodzaju ograniczenia mają dla Białego Domu swoje uzasadnienie. Administracja nie ukrywa, że chce ograniczyć przede wszystkim program Optional Practical Training (OPT), pozwalający absolwentom na odbycie praktyk zawodowych w USA.
Koniec Work & Travel?
Według przecieków z Białego Domu administracja chce ograniczyć także programy wymiany kulturalnej pozwalających młodym ludziom zza granicy – najczęściej studentom – na podjęcie sezonowej pracy w parkach rozrywki, kurortach, hotelach czy na obozach młodzieżowych. Ulotki zachwalające zalety programu Work & Travel nadal można znaleźć na korytarzach europejskich uczelni (także w Polsce), ale wiadomo, że w tym roku trudno będzie zrealizować marzenia o zobaczeniu Ameryki, nawet jeśli zostaną wznowione komercyjne połączenia przez Atlantyk. A był to program popularny wśród młodych rodaków – wiele razy podczas moich podróży po USA spotkałam młode osoby mówiące z lekko słowiańskim akcentem, pracujące w restauracjach, hotelach, parkach rozrywki i innych miejscach o dużym natężeniu ruchu turystycznego. Niejednokrotnie media polonijne i polskie placówki upominały się w przeszłości o prawa tych ludzi, gdy dochodziło do przypadków ich nieuczciwego wykorzystania przez pracodawców. W tym roku zapewne ich nie zobaczymy w ogóle. Co innego jednak obiektywne trudności z przeleceniem przez Atlantyk, co innego stan prawny – nikt na razie decyzją administracyjną nie zablokował im możliwości przyjazdu. Stąd opinia, że planowane zawieszenie wydawania wiz J-1 (wymiana kulturalna) będzie miało jedynie polityczny efekt, a nie gospodarczy. Chodzi o pokazanie konserwatywnemu elektoratowi, że prezydent chce za wszelką cenę chronić miejsca pracy Amerykanów. Programy typu work & travel i tak nie będą w tym sezonie funkcjonować normalnie.
Na koniec trochę statystyki, która powinna ukazać cały obecne wysiłki administracji we właściwej proporcji. Według ostatnich dostępnych danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) w 2017 roku w USA pracowało 1,6 miliona tymczasowych pracowników zza granicy. To niewiele ponad 1 proc. rynku pracy w USA.
Jolanta Telega
[email protected]
Reklama