Ludzie nie kupują już na zapas, kupują tyle, ile potrzebują – mówi Condrad J. Lowell, założyciel i właściciel firmy Lowell International Foods. Jednak rachunki ze sklepów spożywczych w kwietniu wykazały największy miesięczny wzrost od prawie 50 lat – wynika z miesięcznego raportu Consumer Price Index amerykańskiego Bureau of Labor Statistic.
Duża część Amerykanów spędziła kwiecień w domu z powodu rozporządzeń stay-at-home. Pociągnęło to za sobą skutki finansowe. Mimo tego, że generalnie wydawaliśmy mniej ze względu na zamknięte centra handlowe, miejsca rozrywki i restauracje, to za zakupy spożywcze konsumenci płacili średnio o 2,6 proc. więcej. Jest to największy jednomiesięczny wzrost od lutego 1974 roku. W ciągu ostatnich 12 miesięcy ceny artykułów spożywczych wzrosły o 4,1 proc.
Pani Elżbieta z mężem i dwójką małych dzieci mieszka z rodzicami. 6-osobowe gospodarstwo co tydzień wydaje na zakupy spożywcze około 330 dolarów. Pani Ela mówi jednak, że zanim rozpoczęła się pandemia, niektóre rzeczy były wyraźnie tańsze.
– Odczuwam wzrost cen – twierdzi. – Podrożało zarówno mięso czerwone, jak i drób, na półkach nie ma produktów mięsnych firm, które kupowałam najczęściej. Ale najbardziej podrożały jajka.
Potwierdzenie słów pani Eli znajdujemy w raporcie Consumer Price Index. Ceny w kategorii mięso, drób, ryby i jaja wzrosły średnio o 4,3 proc. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy ceny były wyższe prawie o 7 proc. Największy wzrost cen zanotowano w przypadku jajek – klienci sklepów zapłacili za nie aż 16,1 proc. więcej w kwietniu niż w marcu. Ceny wieprzowiny wzrosły o 3 proc., wołowiny ok 5 proc., steki wołowe podrożały o 2,1 proc. Ceny mięsa drobiowego tylko w kwietniu wzrosły o prawie 6 proc. Wyroby piekarni podrożały o 2,9 proc., a warzywa i owoce – 1,5 proc.
– Wydaje mi się, że trochę podrożały również produkty polskie, w które zaopatruję się w polskim sklepie i amerykańskim Pete’s – mówi Elżbieta. – Masło, ser biały. Nie przechowuję rachunków, natomiast przy wcześniejszych wizytach w sklepie wydawałam po prostu mniej.
Potwierdza to Conrad J. Lowell. – Na półkach z naszymi produktami nie powinno niczego brakować, prócz konserw, które klienci sklepów wykupili jako zapasy, i wieloziarnistego chleba pakowanego próżniowo, który klienci kupowali dotąd jako zdrowe pieczywo, a od początku pandemii – jako pieczywo, które jest po prostu trwałe. – Ale są inne problemy, głównie z dystrybucją – mówi.
Ze względu na ograniczenie ruchu samolotów, transporty produktów z Polski są i rzadsze, i znacznie droższe. – Płacimy za transport 75 proc. więcej niż dotychczas – mówi Lowell. – To i wszystkie inne składowe ceny powodują, że niektóre produkty – te, które przewożone są drogą lotniczą, na półce są droższe o ok. 25 proc.
– Na początku pandemii kupowałam zdecydowanie więcej, sporo produktów na zapas, suchych kasz, ryżu, no i mąki. Mam wrażenie, że wypróbowałam wszystkie przepisy, których wcześniej nie udało się zrobić – śmieje się pani Ela. Również i tę opinię jest w stanie potwierdzić Lowell International Foods. – Przyspieszenie było ogromne, nawet w Święta Bożego Narodzenia nie odnotowaliśmy takiej sprzedaży – mówi Conrad J. Lowell. – Klienci wykupowali mąkę, ale nasze zapasy są już uzupełnione, a magazyn pełny w 95 proc.
– Jest już normalniej, mam wrażenie, że ludzie przyzwyczaili się do innych warunków – mówi pani Ela. – Ludzie nie kupują już na zapas, a dokładnie tyle, ile im potrzeba – mówi. – Widzimy zmianę na półkach naszego magazynu.
(kk)