Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 24 grudnia 2024 12:02
Reklama KD Market

Paradoks Gowina

Z lekkim przerażeniem oglądałem konferencję prasową, na której wówczas jeszcze wicepremier Jarosław Gowin, ogłaszał swój genialny plan uratowania konstytucyjnego porządku w naszym kraju. Ten mąż stanu poczuł, że oto historia wywołała go do tablicy, że nadszedł ten czas, w którym musi odegrać swoje 5 minut, być może najważniejsze w całej politycznej karierze. Zapisać się na kartach historii, jako bohaterski zbawca narodowy, albo ponieść polityczną śmierć w walce o dobro ojczyzny, honorowo jak rycerz. Niestety, dla samego zainteresowanego skończyło się tym drugim. No dobrze, może dymisja z funkcji wicepremiera nie jest tożsama ze śmiercią polityczną. Faktycznie, trochę to wyolbrzymiłem, mea culpa! Niewątpliwie jednak jest to przynajmniej swoiste „przymarcie”, a już z całą pewnością kres pewnych dalekosiężnych marzeń politycznych. Jakież to marzenia? Objęcie teki premiera. Oczywiście przy założeniu, że plan wypali… No, ale nie wypalił. Wiadomo, Gowin sam się do tego nie przyzna, ale moja polityczna intuicja nakazuje mi przypuszczać, że właśnie taki był jego pierwotny zamysł. Jarosław Gowin to prezes „Porozumienia” – niewielkiej, konserwatywnej partii współtworzącej koalicję Zjednoczonej Prawicy, znanej lepiej pod nazwą „Prawo i Sprawiedliwość”. Gowin w przypływie swojej genialności wymyślił, by zmienić konstytucję. W ten oto sposób chciał rozwiązać spór dotyczący organizacji wyborów prezydenckich, które zgodnie z kalendarzem wyborczym zostały rozpisane na 10 maja. Plan zakładał wprowadzenie do naszej ustawy zasadniczej takich zmian, które wydłużą kadencję prezydenta o całe dwa lata. Prezydent Andrzej Duda miałby jednak zrzec się ubiegania o reelekcję w 2022 roku, a jego następca sprawować swój urząd przez okres 7 lat. Konstytucja Panie Gowin jest na dobre czasy, ale przede wszystkim na czasy złe! Jeżeli musimy ją zmieniać, gdy nadchodzi moment próby to oznacza tylko tyle, że albo z nią, albo z nami jest coś mocno nie tak. Prezydent Duda wybierany był na pięcioletnią kadencję i tak musi pozostać. Nie można w zgodzie z zasadą, że prawo nie działa wstecz, wydłużyć kadencji urzędującego prezydenta poprzez nowelizację ustawy zasadniczej. A co w sytuacji, gdyby za dwa lata okazało się, że znowu mamy jakąś klęskę epidemiologiczną lub inne zagrożenie, którego skutki dla społeczeństwa byłyby podobne? Wydłużylibyśmy kadencję głowie państwa o kolejne lata? Przecież to nonsens! Po wtóre, prezydent amerykański wybierany jest jedynie na lat cztery i to raczej w tym kierunku powinniśmy zmierzać, jeżeli już mamy rozmawiać o zmianach w konstytucji. Sprawowanie funkcji głowy państwa przez okres tak długi jak 7 lat jest szkodliwe dla systemu demokratycznego, który winien zakładać możliwie częstą kontrolę władzy przez społeczeństwo. Jarosław Gowin deklarował się jako konserwatywny liberał o profilu republikańskim, tak też definiował założoną przez siebie w 2017 roku partię „Porozumienie”. Szkoda, że dzisiaj sam nie chce brać przykładu z USA, gdzie system polityczny jest tak pomyślany, by co dwa lata władza była rozliczana przez naród w formie wyborów do Izby Reprezentantów Kongresu. Chcąc zrozumieć tok myślenia Jarosława Gowina należałoby cofnąć się do momentu, w którym ogłosił, że literę przepisów to on ma w nosie, a prawo powinno stać na straży interesu obywateli, a nie „interesów sitwy tworzonej przez część środowisk prawniczych”. Słowa te padły we wrześniu 2012 roku. O ile należy się zgodzić, że prawo ma służyć interesom obywateli, o tyle trzeba mieć świadomość, że jeżeli politycy z taką pogardą będą odnosić się do jego zapisów, które sami przecież tworzą, to żadne narodowe interesy nie będą bezpieczne. Głęboko nieuczciwe są też próby tłumaczenia decyzji o niewprowadzeniu przewidzianego przez konstytucję stanu klęski żywiołowej, obawą o konieczność wypłaty prywatnemu biznesowi wysokich odszkodowań. Kwestię tę reguluje zwykła ustawa, którą władza mogłaby w łatwy sposób zmienić. Można też wprowadzić stan nadzwyczajny tylko na 1-2 dni w czasie wyborów i tym samym uniknąć widma wypłaty odszkodowań osiągając jednocześnie cel w postaci przesunięcia terminu wyborów. I to w zgodzie z prawem! Ale kto by tam przejmował się prawem… Pomysł Jarosława Gowina, by zmienić konstytucję nie znalazł wystarczającego poparcia w Sejmie, chociaż ostatecznie uzyskał aprobatę Prawa i Sprawiedliwości. Warunek partii Kaczyńskiego był jeden – odpowiednia większość w parlamencie. Ba, Gowin uzyskał nawet poparcie samego prezydenta Andrzeja Dudy, który postawił wymóg – na proponowane zmiany konstytucyjne musiałyby zgodzić się wszystkie partie polityczne zasiadające w Sejmie. Gowin swój pomysł przegrał, podobnie jak PiS poniedziałkowe głosowanie ws. dopuszczenia do porządku sejmowych obrad projektu przewidującego głosowanie korespondencyjne, jako jedyny sposób uczestnictwa w majowych wyborach prezydenckich. Ostatecznie jednak jeszcze tego samego dnia partii Kaczyńskiego udało się dopiąć swego i przegłosować nowelizację kodeksu wyborczego. Jarosław Gowin nie brał udziału w głosowaniu. Wcześniej oświadczył, że osobiście takiej ustawy nie poprze, choć przekonał swoich kolegów z „Porozumienia”, by dali jej szansę głosując „za”. Cóż to za paradoks Gowina? Jakieś dziwne rozdwojenie jaźni? Cytując klasyka: jest „za, a nawet przeciw”. Dysonans poznawczy murowany! Tomasz Winiarski Amerykanista, dziennikarz relacjonujący wydarzenia z USA, korespondent mediów krajowych i polonijnych. Publicysta i felietonista. Miłośnik i propagator amerykańskiego stylu życia. Jego artykuły, wywiady i komentarze publikowane są w ogólnopolskiej prasie drukowanej oraz internetowej m.in. w Tygodniku Katolickim „Niedziela”, „Gazecie Polskiej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, miesięczniku „Gazeta Bankowa”.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama