Bruno Mars swoją pierwszą piosenkę napisał, kiedy miał zaledwie 4 lata. W utworze dedykowanym mamie śpiewa: „Moja mamusia pomaga mi z moim głosem, ponieważ bycie muzycznym gwiazdorem było moim pierwszym wyborem”. Jako dziecko śpiewał przeboje m.in. Michaela Jacksona, The Isley Brothers, The Temptations, a fakt, że był znakomitym naśladowcą Elvisa Presleya, hawajskie media odnotowały już w 1990 roku! To, że zostanie gwiazdą, było tylko kwestią czasu i szczęścia...
Bruno Mars
John Carmanic z The New York Timesa nazwał Bruno Marsa „jednym z najbardziej wszechstronnych wokalistów popowych naszych czasów”. Skala głosu tego artysty to 3 oktawy. Oprócz tego, że śpiewa i świetnie tańczy – jest też multiinstrumentalistą. Gra na wszystkich rodzajach gitar, fortepianie, perkusji, ukulele i harmonijce ustnej. Nie bez kozery często porównywany jest do Prince’a i uważany za jego następcę.
Tak naprawdę wokalista nazywa się Peter Grene Hernandez. Urodził się i wychował w Honolulu na Hawajach, a w jego żyłach płynie krew filipińska (po matce, Bernadette) oraz portorykańska, węgierska i żydowska (po ojcu, Pete). Rodzice poznali się podczas koncertu w hotelu, w którym Bernie śpiewała i tańczyła hula, a ojciec grał na perkusji. Artysta ma pięcioro rodzeństwa.
Imieniem Bruno nazywał go ojciec na cześć słynnego dawniej zapaśnika Bruno Sammartino, walczącego potwora, wielkiego i grubego. Wokalista żartował potem: – Pewnie byłem takim małym, grubym dzieckiem. Dlaczego Mars? Podobno dziewczyny uważały, że jest nieziemski, więc uznał, że planeta symbolizująca takie męskie wartości jak siła, aktywność, seksualność i energia idealnie do niego pasuje.
Mały Presley
Muzyka była mu pisana. Nie dość, że rodzice aktywnie muzykowali, to w domu ciągle słuchano radia oraz płyt we wszystkich możliwych gatunkach. Na tapecie byli więc: Little Richard, The Beatles, Prince, Jerry Lee Lewis, Jimi Hendrix, Elvis Presley, Led Zeppelin a także tradycyjna muzyka hawajska oraz klasyczna. Stąd u Marsa nie tylko zamiłowanie, ale też umiejętność łączenia stylów. W jego twórczości można usłyszeć pop, rock, reggae, R&B, soul oraz hip hop.
Nie może się pochwalić formalnym wykształceniem muzycznym, ale nie ma też z tego powodu kompleksów: – Moja szkoła muzyczna wyglądała następująco: sześć wieczorów w tygodniu śpiewałem w hotelowej restauracji do kolacji – wspomina. Słuchał i patrzył, jak robią to inni. Szczególnie inspirowała go matka: – Magnetyzowała słuchaczy – mówi krótko.
Dzięki rodzicom praktycznie nie rozstawał się ze sceną. To, że lubił naśladować Elvisa Presleya, nie tylko stało się źródłem pierwszych dochodów, ale też otworzyło mu drzwi do filmu. Właśnie w takiej roli wystąpił w filmie Miesiąc miodowy w Las Vegas u boku Nicolasa Cage’a. Potem, już jako nastolatek, otwierał pokazy magików w hawajskich kurortach. Po cichu cały czas marzył jednak o prawdziwej karierze, a ta jego zdaniem może się przydarzyć tylko w Los Angeles.
Kalifornijski sen
Początkowo przeprowadzka do Kalifornii nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Żeby mieć na rachunki, Mars grywał, ale w… pokera. Obstawiał drobne sumy, a że miał szczęście – nie chodził głodny. Tylko że chciał zajmować się muzyką! Kiedy więc trafił do wytwórni Motown Records, wydawało mu się, że złapał Pana Boga za nogi. Nic bardziej mylnego. Szefowie wytwórni nie wierzyli, że Mars ma charyzmę i wielki talent sceniczny. Uznali, że ze swoją wszechstronnością bardziej sprawdzi się jako producent muzyczny. To, co wówczas wydawało się artyście niesprawiedliwością i wielkim pechem, z czasem okazało się atutem. Dzięki roli producenta Mars mógł bezpośrednio pracować i tworzyć dla najlepszych. I zawierać znajomości, które bardzo się przydały, kiedy sam był już na szczycie.
Wraz z Philipem Lawrencem i Arim Levinem zdobyli renomę jako producenckie trio The Smeezingtons. Pracowali m.in. dla Sugababes, Cee Lo Greena, Matisyahu, B.o B czy Traviego McCoya. Po latach Mars wspominał: – Moi podopieczni reprezentowali różne style. Dzięki nim poznałem sporo ciekawej muzyki. Producencki team utrzymał się nawet wtedy, kiedy Bruno robił już solową karierę. I wciąż odnosił sukcesy. W 2013 roku znaleźli się na piątym miejscu rankingu The Hollywood Reporter w kategorii twórcy największych hitów.
Hawajski Prince
To, czego nie dostrzegli w Bruno Marsie szefowie Motown Records, ujrzeli decydenci wytwórni Atlantic i w 2010 roku wydali jego pierwszą płytę Doo-Wops & Hooligans. Artysta pokazuje na niej swoją wszechstronność zarówno jako wokalista, jak i instrumentalista. To on jest głównym muzykiem, stąd porównanie do legendarnego Prince’a. Płyta natychmiast odniosła sukces, a poszczególne single tygodniami utrzymywały się na czołowych miejscach list przebojów. Mars został pierwszym mężczyzną, któremu udało się umieścić w pierwszej piątce zestawienia hitów Billboard 100 po trzy nagrania z trzech pierwszych albumów. Wcześniej udało się to tylko dwójce wokalistek: Mariah Carrey i Beyoncé.
Bruno Mars jest dziś bajecznie bogaty. Choć wydał tylko trzy płyty (kolejne to Unorthodox Jukebox z 2012 roku i 24K Magic z 2016 roku), sprzedały się one do tej pory w nakładzie ponad 130 milionów egzemplarzy! Dodatkowo, za każdy koncert na jego konto wpływa 2 miliony dolarów. Wraz z pieniędzmi pojawiły się też nagrody. Pierwszą statuetkę Grammy dostał 13 lutego 2011 roku. Za ostatni album otrzymał 6 statuetek – tyle, ile nominacji. W sumie Bruno Mars ma 11 statuetek złotego gramofonu.
Ale to tylko początek długiej listy osiągnięć chłopaka z Hawajów, na której znalazło się też m.in. 10 statuetek American Music Awards, czy 3 Brit Awards. Mars ustanowił również cztery rekordy, które trafiły do Księgi Guinnessa. Jeden z nich dotyczy utworu „Uptown Funk”, będącym najdłużej utrzymującym się numerem jeden w sprzedaży cyfrowych piosenek. Drugi rekord ustanowił podczas występu w przerwie Super Bowl w 2015 roku. Artysta był nie tylko najmłodszym wykonawcą w historii tego show, ale też najczęściej oglądanym.
Dobry chłopak
Jako 12-latek ciężko przeżył rozwód rodziców. Tym bardziej że rodzice podzielili się rodzeństwem i chłopiec został z ojcem. Całe życie tęsknił za matką i utrzymywał z nią kontakt. Kiedy już zaczął zarabiać, kupił jej dom z basenem i iPada, żeby mogła oglądać jego muzyczne występy. Długo nie mógł sobie wybaczyć, że nie zdążył się z nią pożegnać. Rozpoczął właśnie trasę po Europie, kiedy dowiedział się, że matka trafiła do szpitala. Zdiagnozowano u niej tętniaka mózgu. Bruno natychmiast przyleciał do Honolulu, ale Bernie już nie wybudziła się ze śpiączki. Będąc w żałobie, muzyk musiał kontynuował tournée.
– Czułem się jak ludzka ruina i modliłem do matki, pytając, co mam zrobić – wspominał. – Dzięki temu poczułem, że nie mogę się załamywać, rozpamiętywać, tylko muszę iść do przodu. Czułem, że ona tego by chciała.
O jego życiu prywatnym wiadomo tyle, ile sam zechce powiedzieć. Od 10 lat mieszka w Los Angeles, w willi wartej ponad 6 milionów dolarów, ze swoją dziewczyną Jessicą Caban, która jest modelką i stylistką. Nie pokazują się razem na Instagramie, nie opowiadają za pośrednictwem mediów o swoim życiu. Inni muzycy trochę mu zazdroszczą poukładanego życia, talentu, nagród i sukcesów. Kiedy kilka lat temu na gali stacji MTV Mars wygrał prawie wszystkie ważne kategorie, Kanye West publicznie zapytał: – Czy nie ma takiej siły, która powstrzymałaby tego śliczniutkiego sk…ka? Mars nie przejął się zbytnio jego słowami, tłumacząc kolegę po fachu: – Czasem coś chlapnie, bo ciągle podstawiają mu mikrofon. Poza tym Kanye zadzwonił do mnie i przeprosił mnie za to, co niefortunnie powiedział.
Nie znaczy to oczywiście, że Bruno nie ma na swoim koncie skandalu. Na samym początku swojej solowej kariery został zatrzymany w klubie w Las Vegas za posiadanie kokainy. Dobrowolnie poddał się karze, poszedł na kurację odwykową, przepracował społecznie 230 godzin i zapłacił grzywnę w wysokości 2 tysięcy dolarów. Sąd odstąpił od wymierzenia poważniejszej kary. Bruno zrozumiał, że to, na co tak długo czekał, może stracić z powodu własnej głupoty. A tego nie chciał.
Małgorzata Matuszewska
Reklama