Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 23 grudnia 2024 13:32
Reklama KD Market

Polska otworzyła mi oczy na świat. Amerykanin wydał książkę dla dzieci o powstaniu warszawskim

Gdy w latach 80. Polacy masowo emigrowali do Stanów Zjednoczonych, Amerykanin Wendell Speer z Florydy właśnie zdecydował, że tam zamieszka. Zaczęło się, a jakże, za sprawą kobiety. Mieszkał w Polsce w czasach głębokiego komunizmu, obserwował powstanie Solidarności, uczył się historii i języka polskiego. Po powrocie do Stanów, po łącznie 21 latach spędzonych w kraju nad Wisłą, wiedzę o Polsce wykorzystuje do pisania książek dla dzieci. Jak przybliżyć dzieciom, w tym polonijnym, historię powstania warszawskiego i Polski w okresie drugiej wojny światowej? 64-letni Wendell Speer, autor „Wiary małego powstańca” (tytuł oryginału „The Faith of the Little Insurgent”) czyni to łącząc fakty historyczne z fantastyką literacką i domieszką elementów religijnych, bez których, jego zdaniem, nie ma Polski. Z około stustronicowego opowiadania, dostępnego w języku angielskim i polskim na Amazon, rysuje się rzadki i interesujący obraz Polski widzianej oczami Amerykanina, który spędził w niej łącznie 21 lat swojego życia.
Wendell Speer prezentuje swoją najnowszą książkę w lokalnej bibliotece na Florydzie fot. arch. boh.
Polonijne dzieci, Kasia i Janek, przyjeżdżają na wakacje do kraju swoich rodziców. Podczas spaceru po starym mieście za sprawą czarodziejskiej różdżki przenoszą się w czasy powstania warszawskiego, gdzie spotykają harcerza Antka. Towarzyszą małemu powstańcowi w przeprawie przez walczącą Warszawę w poszukiwaniu swoich rodziców. Uciekają m.in. przed ostrzałem niemieckich snajperów, przemierzają spalone getto, są świadkami zabijania ludzi, pomagają ratować rannego partyzanta. Po drodze dowiadują się, jak wielkie znaczenie dla walczących Polaków ma wiara i modlitwa. W ostatnim rozdziale powstaniec Antek umiera, trafiony kulą wystrzeloną przez niemieckiego snajpera, zaś Kasia i Janek, wzbogaceni historycznie i duchowo, wracają do swoich czasów i swoich rodziców. Zapomnieć o maśle orzechowym Przygoda Wendella Speera z Polską zaczęła się w 1978 roku, gdy jako student filmoznawstwa na Florida Atlantic University postanowił wybrać się w wakacyjną podróż po Europie. W Londynie poznał dziewczynę, studentkę angielskiego z Polski, z którą wspólnie przejechał Europę autostopem. Postanowili zostać razem. Załatwili mu miejsce w ramach wymiany studenckiej na uniwersytecie w Poznaniu, gdzie studiowała ukochana. Po skończeniu studiów para przeprowadziła się do Warszawy. Dla przybysza z kraju mlekiem i miodem płynącego zamieszkanie w komunistycznym państwie wiązało się oczywiście z pewnym szokiem: – To był mały szok, ale jednocześnie pewnego rodzaju przygoda. Dla mnie o tyle łatwiejsza, że nie musiałem tam być. W każdej chwili mogłem wyjechać. Pamiętam stanie w kolejce, nie wiedząc nawet, co będzie w sklepie. Pamiętam przechodzenie od sklepu do sklepu w całej Warszawie w poszukiwaniu jakiegoś mięsa czy papieru toaletowego. O maśle orzechowym i innych przyzwyczajeniach ze Stanów musiałem oczywiście zapomnieć – opowiada Wendell Speer nienaganną polszczyzną.
Wendell Speer w Polsce na przełomie lat 70. i 80.fot. arch. boh.
Speer miał okazję wziąć udział w kilku historycznych wydarzeniach lat 80. w Polsce. – Najstraszniejsza była milicja ZOMO. Pamiętam ich z pogrzebu ks. Jerzego Popiełuszki na Żoliborzu, jak szli z pałkami i tarczami w ręku, wyprowadzali armatki wodne – wspomina. Był też na trasie przejazdu papieża z lotniska podczas pierwszej wizyty Jana Pawła II w Polsce. – W powietrzu panowała wielka, niesamowita euforia. Mimo że żona mówiła po angielsku i początkowo pełniła rolę tłumacza, z czasem Wendell Speer musiał sam nauczyć się języka, uważanego za trzeci najtrudniejszy na świecie. Skupił się na słówkach, nazwach przedmiotów. Uczył się w praktyce, przez kontakt – chodząc do sklepu, robiąc zakupy i rozmawiając z ludźmi. Dopiero później zabrał się za gramatykę, która – jak przyznaje – do dziś sprawia mu największe trudności. Dziś posługuje się językiem polskim na poziomie umożliwiającym prowadzenie swobodnej rozmowy. Nasz wywiad przeprowadzamy po polsku, z nielicznymi tylko angielskimi wstawkami. Cuda zamiast magii Do napisania „Wiary Małego Powstańca” zainspirowały Speera spacery po warszawskiej starówce. Miał już na koncie anglojęzyczną książkę „Simon Peppercorn. Log in to Magic Space”, przetłumaczoną i wydaną również w Polsce („Simon Peppercorn. Logowanie do Magicznej Przestrzeni”), której akcja rozgrywa się w świecie legend, mitów i baśni, i kończy w Krakowie. – Chciałem napisać książkę, która zahacza o fantastykę, a której akcja toczy się w Warszawie i dotyczy II wojny światowej. Szybko zrozumiałem jednak, że historia powstania warszawskiego jest zbyt poważna, żeby w całości łączyć ją z fantazją. Stąd w dalszej części książki w miejsce magii pojawiają się cuda – wyjaśnia autor. Oprócz nieodłącznej dla stolicy historii i martyrologii Speer zaobserwował jeszcze jeden element wszechobecny w Polsce – Kościół. „Wiara małego powstańca” przesiąknięta jest wątkami religijnymi. Mali bohaterowie podczas rozmowy z księdzem w piwnicy, gdzie chowają się przed ostrzałem, dowiadują się, że Maryja zawsze czuwa nad Polską. Parę razy wychodzą też z opresji cudownym zrządzeniem losu, które przypisują modlitwie. – Choć sam nie jestem katolikiem, szybko zrozumiałem, że religia i Kościół są bardzo ważne w życiu Polaków. A przynajmniej były. Myślę, że w czasie wojny ludzie często czuli, że doświadczają cudów. Bo jak wytłumaczyć, gdy przyłożony do głowy pistolet z jakiegoś powodu nie wystrzelił lub bomba wybucha gdzieś obok, a ty przeżyłeś – mówi autor. – Również w czasach komunizmu to Kościół trzymał ludzi razem, stanowił parasol ochronny, ludzie mieli wartości moralne, rodziny trzymały się razem. Po upadku komunizmu, moim zdaniem, ludzie za szybko stracili tę więź. Wszyscy stali się nagle takimi... jak to powiedzieć po polsku.... materialistami? – zauważa Speer. Odbiorcy z centrum kosmosu Wendell Speer ma nadzieję, że jego książka przybliży realia II wojny światowej również Amerykanom. – Amerykanie nie wiedzą, co się dzieje na świecie i, prawdę mówiąc, mało ich to obchodzi. Wydaje im się, że mieszkają w centrum kosmosu. Stąd nigdy do końca nie będą w stanie zrozumieć, co wydarzyło się w Polsce w czasie II wojny światowej. Nawet sporo Amerykanów polskiego pochodzenia nie jest w stanie odczuć bólu, z którym dla Polaków wiąże się II wojna światowa. Jest to już dla nich zbyt odległe. Więc tym bardziej nie odczują tego Amerykanie. No chyba że przeczytają moją książkę – dodaje autor. Wendell Speer wrócił do Stanów w 2002 r. Mieszka na rodzinnej Florydzie, pisze wiersze poświęcone lokalnym zabytkom i poświęca się promocji swoich książek. Podkreśla, że Polska, w której mieszka jego syn, jest dla niego drugim domem. – Pobyt w Polsce otworzył mi oczy na świat. Nauczył nie tylko, czym była druga wojna światowa, ale też, co to jest tak naprawdę komunizm i socjalizm. Wielu Amerykanów nie ma o tym pojęcia. Pamiętam, jak na przystanku autobusowym zobaczyłem kobietę z wytatuowanymi numerami z obozu koncentracyjnego. Wywarło to na mnie bardzo ogromne wrażenie. Nagle poczułem się tak blisko tej tragedii. Amerykanie nigdy tego nie odczują. Może jeśli przeczytają moją książkę... – dodaje. Joanna Marszałek [email protected]

111

111

2

2

3

3

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama