Myślały, że są jedynaczkami. Miały 7 rodzeństwa i polskich rodziców
- 12/27/2019 09:59 PM
Przez lata nie wiedziały nawet o swoim istnieniu. Dorastały jako adoptowane dzieci w czterech różnych rodzinach, przekonane, że były jedynaczkami. Jako dorosłe kobiety z własnymi rodzinami dowiedziały się nie tylko, że mają rodzeństwo, ale także stuprocentowo polskie pochodzenie. Cztery siostry, oddane do adopcji tuż po urodzeniu w północno-zachodniej Indianie, dziś uczą się, jak to jest mieć rodzeństwo. I polskie korzenie.
Gdy 53-letnia Jennifer Tomsovic, 55-letnia Jody Ruble-Castle, 70-letnia Tami Harris i 71-letnia Fran Whiddon spotykają się, robią dokładnie to, co robi kochające się i dobrze żyjące ze sobą rodzeństwo. – Może z wyjątkiem kłótni. Straciłyśmy zbyt wiele czasu, żeby się teraz kłócić – śmieje się najstarsza, Fran. Potrafią przegadać ze sobą cały dzień, żartują i wygłupiają się, a nawet bawią w przebieranie. Mimo znacznej różnicy wieku są do siebie uderzająco podobne, nie tylko fizycznie, lecz również w nawykach i sposobie bycia. Wszystkie są blondynkami, lubią wodę i słońce, opalać się, chodzić na bosaka i przytulać. Dwie najstarsze lubią szydełkować, mają podobną wadę postawy i sztuczny staw kolanowy. Dwie młodsze w dzieciństwie mieszkały nawet blisko siebie i chodziły do tej samej szkoły kosmetycznej, zupełnie nieświadome swojego pokrewieństwa.
Choć wszystkie dorastały w północno-zachodniej Indianie, dziś mieszkają w czterech różnych stanach. W Indianie została tylko Jennifer, Jody mieszka na Florydzie, Tami w Arizonie, a Fran w Alabamie. Zostały przekazane do adopcji tuż po narodzeniu. Trafiły do dobrych i kochających rodzin. Każda z nich wiedziała, że jest adoptowana, lecz była też przekonana, że nie ma biologicznego rodzeństwa. Dopiero mijający rok przyniósł ogromne zmiany – jak mówi Tami, przewrócił ich świat do góry nogami. Każda we własnym zakresie szukała odpowiedzi na nękające ją pytania. Wyniki testów DNA nie tylko połączyły rozsiane po kraju cztery siostry. Wykazały również, że mają jeszcze co najmniej czworo rodzeństwa, w tym mieszkającego na Hawajach brata, Craiga Dubczaka i siostrę, która zmarła 30 lat temu w Teksasie. Rodzeństwo ma nadzieję, że testy DNA pomogą odnaleźć pozostałą dwójkę.
Namiętny romans Helen i Josepha
Rodzeństwo jest owocem namiętnego i trwającego ponad 20 lat romansu Helen Wierzbicki i starszego od niej o 17 lat żonatego mężczyzny, Josepha Burby. Dalsi krewni, których poznały później siostry, wspominają, że Helen była „cały czas w ciąży”. Szła do szpitala urodzić, lecz wracała bez dziecka i… za chwilę znów była w ciąży. Siostrom udało się ustalić, że pierwsi do Ameryki przybyli ich dziadkowie ze strony biologicznej matki, John i Regina Wierzbiccy. Mają nawet kopię dokumentacji z Ellis Island. Jednak prawdziwe nazwisko biologicznej matki widniało tylko na akcie urodzenia jednej z nich.
Jody została zaadoptowana przez polską rodzinę. Adoptowana matka mówiła płynnie po polsku i wychowała ją w duchu polskich tradycji. Gdy Jody miała zaledwie dwadzieścia parę lat, adopcyjni rodzice zmarli. Dalsi krewni zagadywali, czy nie chciałaby poszukać swoich biologicznych rodziców. – Trzydzieści lat temu nie było nawet telefonów komórkowych, a co dopiero testy DNA. Jedyne, co mi pozostawało, to książka telefoniczna – wspomina. Z pomocą rodziny z Indiany obdzwoniła wszystkie osoby o nazwisku Wierzbicki, pozostawiła wiadomości. Pewnego dnia zadzwonił telefon.
Ta rozmowa nie poszła zbyt dobrze – relacjonuje Jody. – Matka była bardzo tajemnicza i poprosiła, żeby się z nią więcej nie kontaktować. O biologicznym ojcu nie dowiedziałam się nic. Zaprzeczyła też, jakobym miała rodzeństwo. Powiedziała, że jej obecny mąż nie wie, że kiedykolwiek była w ciąży i chciałaby, żeby tak zostało. Tak naprawdę nie chciała ze mną rozmawiać. Jody podziękowała więc za rozmowę i fakt, że oddała ją do adopcji. Twierdzi, nie żywi urazu do matki. – Gdy jesteś adoptowana, w pewnym sensie przez całe życie przygotowujesz się do akceptacji faktu, że byłaś niechciana przez biologicznych rodziców. Szkoda tylko, że nie powiedziała prawdy co do rodzeństwa. Dlaczego nie chciała, żebyśmy miały ze sobą kontakt – tego nie dowiemy się nigdy.
Brat, który spadł z nieba
Jennifer jako jedyna z sióstr podejrzewała istnienie rodzeństwa. Wspominał o tym prawnik, który prowadził jej proces adopcyjny. – Można powiedzieć, że szukałam całe życie. I znalazłam właśnie teraz, kiedy najbardziej potrzebowałam – opowiada. Jennifer niedawno straciła syna. Jednocześnie jako jedyna z czterech sióstr miała okazję poznać osobiście brata z Hawajów. – To było niesamowite spotkanie. Nigdy go nie zapomnę. Tak bardzo przypomina mojego syna. Nigdy nie miałam starszego brata… – wspomina wzruszona Jennifer.
Gdy strona internetowa MyHeritage zaoferowała na Facebooku bezpłatny zestaw do testu DNA, Jennifer postanowiła spróbować. Test wykazał bliskie pokrewieństwo z córką Jody. Pozostałe dwie siostry odnalazły się na innej stronie internetowej oferującej odkrywanie historię rodziny, Ancestry. Badanie wykazało, że wszystkie mają tę samą matkę i ojca.
Jennifer przyznaje, że na myśl, że rodzona matka oddała ośmioro dzieci do adopcji, czasami musi się uszczypnąć. Nie ma jednak to niej żalu. – Ta decyzja bez wątpienia była błogosławieństwem dla naszych rodziców adopcyjnych, którzy nie mogli mieć dzieci. Choć Jennifer wiedziała, że jej babka była Polką, fakt, że ma tak silne polskie korzenie z obu stron mimo wszystko był zaskoczeniem.
Pierogi zamiast ravioli
Kompletnym zaskoczeniem było polskie pochodzenie dla dwóch starszych sióstr. Tami, która w minionym roku skończyła 70 lat, wychowała się we włoskiej rodzinie. Test DNA zrobiła sobie, żeby potwierdzić swoje włoskie pochodzenie. – W jednej chwili z adoptowanej jedynaczki stałam się Polką, jedną z ośmiorga rodzeństwa, a ravioli zamieniłam na pierogi – śmieje się.
Pewnego dnia kobieta zadzwoniła do Tami i powiedziała: „Jestem twoją siostrą, nie rozłączaj się”. Najpierw pomyślała, że to jakieś oszustwo. Gdy niedługo później siedziała w samolocie do Indiany, gdzie siostry miały spotkać się po raz pierwszy, nie dowierzała, co się dzieje. – Zastanawiałam się, czy to jakiś sen. Gdzie ja lecę, kto to jest Jennifer… – wspomina Tami. – Jednak już w pierwszy poranek stało się więcej niż jasne, że jesteśmy siostrami. Spotykamy się rano w kuchni i każda z nas ma na sobie… różową koszulę nocną. W restauracji zamawiamy dokładnie te same lody – relacjonuje 70-latka.
Tami ma żal do matki za to, że zrobiła wszystko, żeby uniemożliwić rodzeństwu poznanie się. – Potrzebowałam ich wcześniej! Dorastałam jako bardzo samotna jedynaczka. Matka mogła obrać inną drogę. Jak to się w ogóle stało? Co ona czuła za każdym razem, gdy szła do szpitala i nas tam zostawiała? Dlaczego nasz ojciec nigdy się z nią nie ożenił? – pyta retorycznie. Jednocześnie przyznaje, że może nigdy nie poznać odpowiedzi na te pytania.
Najlepsze przyjaciółki
Najstarsza z sióstr, 71-letnia Fran, zawsze chciała tylko zobaczyć zdjęcie swojej matki i dowiedzieć się więcej na temat historii zdrowia w biologicznej rodzinie. Rodzeństwo nigdy nawet nie przeszło jej przez myśl. Wiadomość, że ma siostry i brata spadła na nią jak grom z jasnego nieba. – To jakbyś nagle zyskała najlepsze przyjaciółki, z tym że są one twoimi siostrami. Kto nie chciałby mieć siostry? I na dodatek brata – dodaje.
Fran miała nikłe pojęcie o polskich tradycjach czy kulturze. Była przekonana, że ma greckie korzenie. – Jeszcze w zeszłym roku na święta robiłam greckie wypieki, w tym roku robię polskie – śmieje się. Bywała na polskich weselach i pamiętała, że jedzenie jest pyszne, lecz na tym kończyła się jej wiedza o polskości.
Będąc najstarszą siostrą, 71-latka z sentymentem patrzy na związek swoich biologicznych rodziców. – To musiał być piękny romans. W końcu trwał 20 lat. Matka musiała bardzo kochać ojca i on najwyraźniej też ją bardzo kochał. Wiemy teraz od dalszych krewnych, że matka wyszła za mąż dopiero w wieku 50 lat, po śmierci naszego biologicznego ojca.
Dzień siostry
Minął rok, odkąd wyniki pierwszych testów DNA zaczęły odkrywać tę niesamowitą historię. To również pierwsze święta Bożego Narodzenia, które Jennifer, Jody, Tami, Fran i Craig spędzą w świadomości, że mają biologiczne rodzeństwo. Żałują, że tym razem nie mogą się spotkać. – Gdy tak potężne zmiany dokonują się w dorosłym życiu, gdy każda z nas ma już swoje rodziny, dzieci, a nieraz wnuki i na dodatek mieszka w różnych częściach kraju, spotkanie wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Chcemy ustanowić dzień siostry i wtedy spotykać się i wspólnie świętować nową więź – mówi nam Tami. Obiecują również rozważyć propozycję udziału w chicagowskiej paradzie trzeciomajowej.
Tymczasem Jody przygotowuje polską wigilię, Tami szuka opłatków w Arizonie, a Fran pracuje nad pierwszym rozdziałem książki opisującej tę niezwykłą historię. – Wciąż próbujemy oswoić się z tą nową rzeczywistością – mówią.
Joanna Marszałek
[email protected]
Na zdjęciu głównym od lewej: Jody Ruble-Castle, Tami Harris, Jennifer Tomsovic i Fran Whiddon fot. arch. boh.
Reklama