Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
wtorek, 26 listopada 2024 05:43
Reklama KD Market

Z kubańskim maluchem i antyczną syrenką w tle

Z kubańskim maluchem i antyczną syrenką w tle
W tym roku autorem wszystkich zdjęć do kalendarza „Dziennika Związkowego” z udziałem aut PRL jest chicagowski fotograf Peter Serocki, który powiedział nam o swoich wrażeniach i wyzwaniach pracy nad tym niecodziennym projektem. Joanna Marszałek: – Jak udało ci się połączyć czar aut PRL z niezwykłym charakterem Wietrznego Miasta? Peter Serocki: – Za ciekawymi miejscami zacząłem rozglądać się już latem. Niektóre dobrze znałem, przez inne tylko przejeżdżałem. Gdy jakieś miejsce wpadło mi w oko, myślałem o samochodzie, który by do niego pasował. Czasami było na odwrót – myślałem, jakie miejsce pasowałoby to danego samochodu. Moim zamysłem było zrobienie zdjęć w klasycznych chicagowskich miejscach. Dla właścicieli aut PRL, z których większość mieszka na przedmieściach, wiązało się to z dojazdem tam o dość nietypowych porach, kiedy ulice są puste, a światło jest odpowiednie. Jak oceniasz pracę nad tym projektem w porównaniu z innymi twoimi projektami fotograficznymi? – Przy tym projekcie było o wiele więcej pracy. Zdjęcia trwały około 5 miesięcy. Trzeba było zgrać wszystko i wszystkich – ludzi, auta, miejsca, czas, pogodę, sprzęt, światło. Normalnie moje projekty fotograficzne są łatwiejsze do przewidzenia i kontroli. Robię dużo zdjęć burleski i wiem dokładnie, o której i jak długo potrwa sesja. Wiem, że będzie dużo ruchu i mało światła, parę tysięcy zdjęć, z których zostanie 10 procent, a reszta pracy to edytowanie. W przypadku aut było inaczej – robienie zdjęć zajęło mi znacznie dłużej niż edytowanie ich i musiałem być przygotowany na rozmaite sytuacje. Niebezpieczne, ryzykowne sytuacje? – Nie aż tak. Tylko co jakiś czas trzeba było wyjść na środek ulicy pomiędzy samochody, ale zawsze robiliśmy to, gdy samochody stały. Często musieliśmy być przygotowani na to, że ktoś nas przegoni, a nawet wlepi mandat. W każde z wybranych miejsc trzeba było przynieść i ustawić światła, sprawdzić, przygotować się. Zawsze wolę mieć ze sobą za dużo sprzętu, niż żeby miało mi czegoś zabraknąć. Większość zdjęć była robiona bardzo wcześnie rano. Trzeba więc było wstawać przed świtem i targać ze sobą tonę sprzętu. Dobrze, że pomagała mi żona Ewa. Nie wiem, co bym bez niej zrobił. Jak reagowali chicagowianie i turyści na widok tych nieznanych, dziwacznych aut? – Praktycznie w każdym miejscu ktoś przystawał w trakcie lub po robieniu zdjęć i wypytywał, co to za samochód. Niespodzianką było, gdy przed planetarium Adlera porządkowy, który nas przeganiał, powiedział, że zna te samochody, bo też miał kiedyś malucha… – na Kubie. Sam wychowałeś się w Polsce w czasach komunistycznych. Czy auta przywołały jakieś osobiste wspomnienia z czasów PRL? – Na pewno. Żółty maluch to był pierwszy samochód mojego taty. Wraz z bratem jako dzieci „tłukliśmy” się nim na tylnym siedzeniu. Te samochody są tak typowo polskie, je się po prostu pamięta. Zabrakło mi w tym projekcie żuka. Wiem, że ktoś w Chicago ma żuka, ale nie dotarliśmy do tej osoby. I ta nasza syrenka. Choć w Polsce o syrence myślało się jako o „gorszym” aucie, gdy zobaczyłem ją po latach, pomyślałem, że ona naprawdę bardzo fajnie się prezentuje. Gdybym miał teraz wybierać dla siebie jakiś antyczny samochód, to z pewnością wybrałbym syrenkę.
Sesja z milicyjną Nyską o 6 rano na Notherly Island. U dołu: ulubiona pozycja fotografa w sesjach z Autami PRL Chicago fot. Ewa Malcher
Czy był to dla ciebie ekscytujący projekt? – Każdy projekt fotograficzny jest dla mnie ekscytujący. Gdy tylko mam szansę podjęcia wyzwania robienia zdjęć, to jestem do tego pierwszy. Nie dość, że mogę poćwiczyć własną fotografię, to jeszcze zawsze się czegoś nauczyć. Bo uważam, że człowiek uczy się przez całe życie. Patrząc teraz na te zdjęcia, na każdym mógłbym znaleźć coś, co chciałbym poprawić. W ten sposób się uczę. Staram się być lepszy od samego siebie. Już sama możliwość nauki przez fotografię jest ekscytująca. Jak zaczęła się twoja przygoda z fotografią? – Zaczęło się w liceum, gdy zapisałem się na kurs fotografii do kroniki szkolnej. Wtedy też po raz pierwszy miałem styczność z ciemnią. Do dziś przetrzymuję wszystkie negatywy. Po liceum przez kilkanaście lat pracowałem w sklepie z aparatami i miałem okazję zdobyć dużą wiedzę od strony technicznej. Skończyłem kilka kursów i byłem też asystentem innych fotografów. Gdy na rynek zaczęły wchodzić aparaty cyfrowe, miałem okazję rozmawiać z przedstawicielami producentów i nauczyć się bardzo dużo o tej zmianie. Do dziś jestem bardzo techniczny. Zawsze chcę się dowiedzieć, jak coś jest zbudowane, niekoniecznie czytając instrukcję obsługi. W niewielkim mieszkaniu mam ponad 150 funtów sprzętu, a w aparacie 360 tys. kliknięć. Sąsiedzi jak mnie widzą z torbą ze sprzętem, to pytają, gdzie się wyprowadzam. Podobnie dziwili się chłopaki z Aut PRL. Dziś fotografia jest moją pasją i moim życiem. Więcej moich zdjęć można zobaczyć na Peter Serocki Visuals lub na Instagramie. Dziękuję za rozmowę. [email protected]
"Maluch" gotowy do sesji
Do robienia zdjęć trzeba mieć silne mięśnie ;)
W Chinatown na samym środku skrzyżowania. To była "szybka akcja" ;)
Zdjęcia "zza kulis": Ewa Malcher Auta PRL Chicago – zdjęcia Peter Serocki:

20190728_064841

20190728_064841

IMG_20191012_140926

IMG_20191012_140926

IMG_20191005_151655

IMG_20191005_151655

20190804_195715

20190804_195715

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama