Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 09:52
Reklama KD Market

W pułapce lajkowania

Metro w Chicago, Paryżu, Warszawie, Nowym Jorku czy ostatnio w Instambule – wszędzie ten sam widok. Tysiące par oczu wpatrzonych w szklane ekraniki smartfonów. Ten sam wzrok i ruchy palców. Świat Whatsupa, Facebooka, Instagramu, YouTube i Twittera. Filmów, muzyki, programów tv dostępnych za dotknięciem palca. Polubienia, serduszka, komentarze… Ale i ukłucia zazdrości. Bo ktoś ze znajomych jest właśnie na egzotycznych wakacjach, chwali się nowym zakupem, albo życiowym sukcesem. A my musimy jechać do pracy, czy szkoły. Wirtualny świat mediów społecznościowych jest dla nas zarówno źródłem różnych radości, jak i uczuć… no, niekoniecznie wyższych. Co gorsze ma wpływ na nasze zdrowie psychiczne, a nawet na funkcjonowanie naszych mózgów. Ale nie pisałbym tych słów, gdyby nie wiadomość z Antypodów – to Australia wprowadza zakaz posiadania i używania komórek w szkołach. Zakaz definitywny. Także podczas przerw, przed zajęciami, czy już po nich na terenie szkoły. Zgodnie z off and away policy studenci muszą przełączyć smartwatche na opcję “samolotową”, nie mogą też mieć żadnych słuchawek, czy tabletów. Koniec, kropka. Wyjątki – bardzo nieliczne,w zasadzie tylko wtedy, gdy komórki są odpowiedzialne za monitoring urządzeń podtrzymujących życie. A argument, że to uniemożliwia kontakt rodziców z dziećmi został ? Jeśli mama, czy tata chcą przekazać swojej pociesze wiadomość w godzinach zajęć, mogą po prostu zadzwonić do szkoły. Jak w dawnych, analogowych czasach. Zyski? Z procesu nauczania znika najważniejszy czynnik rozpraszający uwagę uczniów. Dzięki temu uczniowie mogą się lepiej skupić, a nauczyciele skupić na uczeniu. Drastycznie ograniczone są takie zjawiska jak cyberbulling, czyli prześladowanie jednostek słabszych i wrażliwszych za pośrednictwem mediów społecznościowych. Badania dowiodły, że skutków takich zachowań doświadcza prawie połowa połowa młodych ludzi. Podobno tam gdzie taki zakaz już wprowadzono nauczyciele zaobserwowali poprawę. Dzieciom łatwiej się skupić podczas zajęć. Szybciej nawiązują relacje w tzw. realu i są one głębsze niż w rzeczywistości wirtualnej. Nawet w stołówkach odnotowano poprawę zachowań i zdolności do interakcji. Co więcej – także dzieciaki zaczęły odczuwać dobre strony zakazu. Co nie znaczy, że po wyjściu ze szkoły nie pogrążają się w ekranach smartfonów. Psychiatrzy dostrzegają wiele pozytywnych strony korzystania z mediów społecznościowych. Chodzi jednak o to, aby – parafrazując klasyka z filmu Stanisława Barei – te plusy nie przesłoniły nam minusów. Tysiące godzin spędzanych ze wzrokiem utkwionym w ekranie – nieważne dużym czy małym – to nie może pozostać bez konsekwencji. Smartfon i jego zawartość zastąpiły milionom ludzi normalne ludzkie relacje i zmieniły sposób naszego myślenia. Moje obserwacje ignoranta – bo przecież uniwersyteckie dyplomy nie z medycyny czy psychologii przyszlo mi zdobywać – wydają się to potwierdzać. Umiejętność czytania ze zrozumieniem, skupienia się, czy po prostu normalnej rozmowy bez pośrednictwa szklanego ekranu jest nam po prostu potrzebna. Nowe technologie nam je odbierają. Psychiatrzy ostrzegają, że opieranie się głównie na znajomościach w sieci a nie na relacjach w realu może mieć negatywne przełożenie na naszą kondycję psychiczną. Definiują i opisują kolejne formy uzależnień od mediów społecznościowych, internetu, komórek, gier wideo etc., o których dwadzieścia lat temu nikomu się nawet nie śniło. Medycyna opisała nawet jako jednostkę chorobową syndrom fantomowej wibracji (phantom vibration syndrom), spowodowany przez zmiany w systemie nerwowym. Cierpiący na tę przypadłość żyją w stanie tak napiętej uwagi, iż wydaje się, iż ich smartfon wibruje, nawet gdy nie próbuje się z nimi skomunikować. Można się śmiać z tego rodzaju natręctw, ale naukowcy nie mają wątpliwości, że wszechobecność technologii zmienia sposób naszego myślenia i codziennego funkcjonowania. Wiadomo, że postępu się nie zatrzyma, ale warto zdawać sobie sprawę z jego konsekwencji. Już sam fakt natychmiastowego dostępu do wiedzy i możliwości sprawdzenia różnych informacji zwalnia od konieczności myślenia i zapamiętywania. To dlatego nauczyciele , z którymi rozmawiam po obu stronach Atlantyku, skarżą się, że ich uczniowie nie są w stanie skupić uwagi na dłuższych fragmentach tekstu i zrozumieć o co w nim chodzi. Przeczytanie książki lub nawet nowelki okazuje się w tej sytuacji zadaniem ponad ich siły. Dzieci obecnie chodzące do szkoły myślą już inaczej niż te, które uczyły się tam 10 lat temu, jeszcze w świecie komórek i sms-ów (zwanego u nas textingiem), a nie smartfonów. Pytanie o to na ile technologia, którą ulepszamy i zmieniamy, zmienia nas samych wymaga pilnej odpowiedzi. Gdy siadałem do tego tekstu jeden ze znajomych na FB wrzucił znamienny mem – zdjęcie grupy 10-12-letnich chłopców na rowerkach z podpisem: Aren’t you thankful that your childhood happened before the technology took over? Od razu zalajkowałem. W końcu od czego są portale społecznościowe? Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama