Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 20 listopada 2024 03:23
Reklama KD Market

Momo w czarnej wołdze

Czarna wołga, Trójkąt Bermudzki, klątwa Tutanchamona, Slender Man, Blue Whale czy Momo Challenge – to tylko kilka przykładów historii rozprzestrzeniających się lotem błyskawicy i krążących (czasem latami) wśród lokalnych społeczności. Zwane „miejskimi legendami” są fenomenem funkcjonującym w kulturze prawdopodobnie od wieków, a nad którym socjologowie i antropolodzy kultury pochylają się poważnie od lat 80. dwudziestego wieku. Legendy miejskie to historie powtarzane przez wszystkich w najrozmaitszych wariantach, często wzbogacane o mrożące krew w żyłach szczegóły lub swojski, lokalny folklor. Dorosłych przyprawiają o niepokój, dzieciom nie pozwalają zasnąć w ciemności, wśród nastolatków budzą chęć pastwienia się nad słabszymi. Często doprowadzają do wybuchu paniki lub psychozy, ofiarami której padają całe społeczności. Jak mówią behawioryści – jesteśmy zwierzętami stadnymi, a stado (tłum) kieruje się własnymi, niezrozumiałymi i irracjonalnymi zasadami. Czarna wołga i agenci SB Czarna wołga porywająca dzieci z polskich ulic, z których podejrzane indywidua (agenci SB, komuniści z NRD, Żydzi, zakonnice, wampiry lub sataniści – cytując jedynie kilka przykładów) rzekomo spuszczali krew i sprzedawali ją chorującym na białaczkę Niemcom (w innych wariantach – organy wewnętrzne), to chyba najbardziej znana w Polsce miejska legenda z lat 70. W miarę upływu czasu zmieniły się detale, ale rdzeń historii pozostał ten sam. Obecnie nie czarna wołga, a czarne bmw (czasem z rogami zamiast lusterek) i już nie agenci SB czy Żydzi, ale sam szatan (ewentualnie rosyjska mafia) za kierownicą. W jakim celu szatan miałby spuszczać krew lub zabijać i dlaczego miałby pytać uprzednio swoje ofiary o godzinę – nie wiadomo. Globalne podwórko z trzepakiem Rozwój technologiczny, nowe formy komunikacji oraz media społecznościowe spowodowały, iż świat skurczył się do rozmiarów wioski, w której słońce nigdy nie zachodzi i doskonale orientujemy się, co serwuje na kolację sąsiad po drugiej stronie globalnej miedzy. Newsy, sensacje, plotki, tweety, memy, zrzuty ekranu (ang. screenshots) i inne formy kodowania informacji generowane są w ciągu kilku sekund i docierają do szerokiego grona odbiorców na całym świecie. Podobnie z przykurzonymi, czasem zapomnianymi lokalnymi legendami – choć w danej społeczności znane są do dekad, dzięki lawinowemu rozpowszechnieniu zyskują nowe życie zlewając się z innymi historiami, wzbogacają się o niepokojęce detale, otrzymują profesjonalną oprawę graficzną. Choć powinny budzić uśmiech politowania, są bezrozumnie powielane, udostępniane, przesyłane dalej za pomocą jednago dotknięcia ekranu smartfona, stając się sensacją i tematem rozmów na wirtualnych “salonach”. Slender bender Historie zaczynają żyć własnym życiem on-line i mogą wywołać poważne konsekwencje psychosocjalne. Za przykład posłużyć może miejska legenda o postaci zwanej Slender Man, na którego powoływały się w 2014 r. dwie 12-latki z Wisconsin dźgając w lesie nożem koleżankę. Pokłosiem próby zabójstwa w imię fikcyjnej postaci były informacje pojawiające się w mediach tradycyjnych i społecznościowych o rzekomych kolejnych próbach morderstw, podpaleń lub samobójstw docierające z różnych części Stanów Zjednoczonych. Wybuchła panika, której mechanizmy psychologiczne nie różniły się zbytnio od tych, jakie zadziałały w małej społeczności w Salem w stanie Massachusetts w 1692 r., gdzie, w wyniku plotki i zbiorowej psychozy, ponad 200 osób oskarżono o czary i poddano wyczerpującemu procesowi. Stracono 20 z nich. Wieloryb w kolorze blue Kolejnym przykładem społecznej paniki o poważnych konsekwencjach była gra Błękitny Wieloryb (ang. Blue Whale challenge), która rzekomo doprowadziła do serii samookaleczeń i samobójstw wśród małoletnich w Rosji. Informacje na temat dzieci zmuszanych przez tajemniczą grupę za pomocą komunikatorów i portali społecznościowych do wykonywania coraz brutalniejszych zadań (and. challenge), których seria kończyć się miała samobójstwem, lawinowo zaczęły pojawiać się najpierw w lokalnych, a następnie ogólnokrajowych rosyjskich mediach, by szybko przekroczyć granice i pojawić się na innych kontynentach. Z wielu krajów zaczęły docierać newsy o nowych ogniskach „zabawy” oraz okaleczających się dzieciach, a nawet o fali samobójstw. Niewiele z nich zostało potwierdzonych, szybko ogromna większość okazała się nieprawdziwa, ale w wielu krajach wybuchła społeczna psychoza, w którą popadły lokalne władze, przedstawiciele showbiznesu, a zwłaszcza dzieci i ich rodzice. Konsekwencją rozprzestrzeniania niesprawdzonych, często wyssanych z palca informacji ma temat domniemanych samobójstw była fala cyberbullingu oraz zastraszeń wśród dzieci i nastolatków. Także w tym przypadku miejska legenda zaczęła żyć własnym życiem. To Momo, mamo W 2018 roku w mediach społecznościowych pojawiły się informacje na temat kolejnej gry typu „challenge” – „Momo Challenge”. Gra jakoby rozprzestrzeniać się miała za pomocą czatu WhatsApp, zmuszając dzieci do wypełniania zdań, które miały narażać je na kalectwo lub utratę życia. W razie odmowy wykonania zadania, ofiara miała być zastraszana i terroryzowana za pomocą komunikatora. Doniesienia o rzekomych samobójstwach, wypadkach i samookaleczeniach znów zaczęły napływać z całego świata, wywołując w efekcie kolejną falę społecznej paniki. Efektem niekontrolowanego rozprzestrzeniania często niesprawdzonych newsów stał się fakt, iż kolejna niepotwierdzona informacja zaczęła żyć własnym życiem miejskiej legendy budząc panikę, zmuszając władze do reakcji, a przerażonych członków społeczności do szukania kozła ofiarnego. Tymczasem żadne z doniesień na temat samobójstw połączonych z grą nie znalazły potwierdzenia w toku policyjnych dochodzeń. „Momo challenge” okazało się oszustwem o znamionach prawdy. Prawdopodobnym czynił je fakt, iż informacje pojawiały się w mediach, były wielokrotnie powtarzane i rozprzestrzeniły się na skalę globalną. Wylogowani z rozsądku Żyjąc bardziej w świecie wirtualnym niż rzeczywistym, coraz częściej i na własne życzenie zatracamy granicę pomiędzy zdrowym rozsądkiem a chęcią doświadczenia sensacji. W natłoku informacji bombardujących nas z każdej strony przytępia się zdolność ich filtrowania, tym bardziej, że pojawiają się w wielu źródłach niemal w tym samym czasie. Włącza się w nas mechanizm siły autorytetu – jeśli mowa o czymś w (wielu) mediach, jeśli informacje powielane są przez lokalne władze, to musi to być prawda. Czujemy się zwolnieni z samodzielnego i krytycznego myślenia – przecież całe stado nie może się mylić. Tymczasem pogoń za sensacją i nieustanny wyścig o to, kto będzie szybszy i jako pierwszy poda informację powoduje, że pozwalamy się karmić różnymi rewelacjami i poddawać manipulacji. Miejskie legendy, które przez dekady funkcjonują w lokalnych społecznościach, nie są produktem współczesności. Zmienił się jednak ich zasięg, prędkość, z jaką się rozprzestrzeniają, grupa docelowa oraz narzędzia komunikacji. Świat to globalna wioska, więc legendy miejskie coraz częściej rozgrywają się na tym „globalnym” podwórku. Efekt jest taki, że w przypadku paniki jej rozmiary są tak ogromne, iż to, co w rzeczywistości nie istnieje, ma wpływ na zachowania i postawy społeczne. Momo przesiadło się z czarnej wołgi do bmw i porusza się z prędkością Mb/s. Anna Rosa [email protected] Na zdjęciu: "Maskotka" Momo Challenge fot.Facebook fot.123RF/slavorum.org/syfy.com/DataQuest
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama