Gdy żona przychodzi do prywatnego detektywa, jest już pewna, że mąż ją zdradza i chce tylko dowodów. Gdy przychodzi mąż, kręci i kombinuje, by nie ucierpiała jego męska duma. Kobieta chce wiedzieć, czy tamta jest młodsza i ładniejsza. Mężczyzna – czy ten drugi to nie daj Boże jakiś kumpel. W walentynkowy weekend polonijny prywatny detektyw dzieli się z nami historiami chicagowskich par i podpowiada receptę na udany związek.
Lepszy kontraktor od trokera
On – kierowca ciężarówki, ona – sprząta domki. Dorabiają się, dwoje dzieci. Kupił jedną ciężarówkę, potem drugą, potem pierwszy dom do remontu. Zatrudnili kontraktora do wyceny kuchni i łazienki. Zaczął jeździć na długie trasy, bo to przecież najlepsze pieniądze. W domu pojawiał się podrzucić pranie, przespać się, brał prowiant i dalej w trasę.
Kiedyś żona zawsze dzwoniła, gdy był w trasie. Rozmawiała z nim godzinami, żeby nie zasnął. Teraz gdy dzwoni z trasy, ona go spławia. Zrobiła się drażliwa. Z telefonem chodzi jak nienormalna. Coś jest nie tak. O pomoc poprosił prywatnego detektywa.
Okazało się, że pani najpierw niewinnie jeździła z kontraktorem wybierać płytki i wykończenia. Gdy kontraktor przywoził materiały, robiła mu lunch. Potem zaczęli się spotykać w najgorszym motelu. Detektywi porobili zdjęcia, nagrali dźwięki pod motelowym pokojem. Pani nie przejęła się dowodami. Rozstała się z mężem i została z kontraktorem.
75 procent zleceń polonijnego prywatnego detektywa, Marka Pieprzyka, to zdrady małżeńskie. Jego partner, Amerykanin, z biura detektywistycznego CSI bierze gwałty, morderstwa i poważniejsze sprawy. Pieprzyk – zdrady małżeńskie, poszukiwania zaginionych i odzyskiwanie danych. Twierdzi, że nie ma dnia, żeby ktoś nie zadzwonił do niego z prośbą, aby „sprawdzić” współmałżonka.
Honey, to mąż koleżanki, na dodatek jest gejem
Ona – Polka, on – Amerykanin, wiceprezes znanego banku. Skarżą się, że żonie ktoś ciągle kradnie numery karty kredytowej. Na stacji nie może spokojnie zatankować, bo bank blokuje jej kartę. Na rozliczeniach z karty widnieją jakieś komputery i telefony nakupowane w Tajlandii. Proszą, żeby sprawdzić, co się dzieje z kartą.
Detektywi zaczęli jeździć za panią. Zaprowadziła ich do hotelu, gdzie spotykała się z dużo młodszym od siebie kolegą. Gdy w pokoju hotelowym pani szła do toalety się odświeżyć, pan wkładał ręce do torebki i skanował karty z portfela. Detektywi zaprosili męża na rozmowę. Pech chciał, że przyszedł z żoną. Pokazali zdjęcie: „Czy znają go państwo?”. Pani odpowiada, że pierwszy raz widzi faceta na oczy.
Detektywi pokazują drugie zdjęcie, na którym pani trzyma się z mężczyzną za ręce. „Honey, who is this guy?” – zaczyna się niepokoić mąż. Wtedy pani przypomina sobie, że to mąż koleżanki. Który tak w ogóle jest gejem. A gdy detektywi pokazują trzecie zdjęcie – namiętnie całującej się pary, żona wybiega z płaczem. Krzyczy, że to wina męża, że nie ma dla niej czasu. Mąż dopada ją, tuli i przeprasza. Osłupieni detektywi nie wierzą własnym oczom.
Klienci zlecający sprawdzenie współmałżonka to wbrew pozorom nie tylko kobiety. Połowa klientów Pieprzyka to panowie. – Różnica jest taka, że gdy kobiety przychodzą do detektywa, są już pewne, że mąż je zdradza. „Ja głupia nie jestem” – zaczynają najczęściej. Kiedy przychodzi facet, zazwyczaj bardzo trudno mu przyznać, że żona go zdradza. Zaczyna więc kręcić: „coś jest nie tak, nie to co było, w łóżku nie to samo, może kogoś ma” – opowiada Pieprzyk.
Dwie pieczenie...
Państwo dobrze usytuowani, mąż biznesmen. Pani relacjonuje detektywowi, że w luksusowym domu towarowym spotkała kobietę, która miała takie same kolczyki, taką samą kurtkę i taką samą torebkę jak ona. Odjechała takim samym samochodem. Spisała tablice; prosi, by sprawdzić. Zapewnia, że „nie jest wariatką”. Partner przewrócił oczami, ale Pieprzyk zdecydował, że przyjmie zlecenie. Sprawdził, kim jest sobowtór klientki i zaczął ją śledzić.
Pani miała rację. Jej mąż flirtował z agentką nieruchomości z północno-zachodnich przedmieść. A że był bardzo zajętym biznesmenem, gdy kupował coś dla żony, to kupił też dla kochanki. Wszystko podwójnie – woził zapakowane w aucie, jedno wręczał żonie, drugie – kochance.
Gdy sprawa wyszła na jaw, państwo się rozeszli. Żona bardzo dużo mu zabrała, a kochanka straciła resztę w kiepskiej inwestycji. Pan został goły i wesoły.
Gdy detektyw znajduje dowody na niewierność żony, przedstawia je klientowi i praktycznie jest po sprawie. Jeśli w grę wchodzi niewierność męża, klientka nie odpuszcza tak łatwo. – Przede wszystkim chce wiedzieć, czy da druga jest młodsza i ładniejsza. Zleca zbadanie, kim ona jest. Facet chce tylko wiedzieć, czy to jakiś kolega. Czasami czy bogaty. Jeżeli nie kolega – od razu widać, że kamień spada mu z serca – kontynuuje polonijny detektyw.
Zdradzał z sekretarką parafialną, a proboszcz ich krył
Piękna kobieta, którą po wielu latach mąż ściągnął z synem z Polski. Mówi detektywowi, że nie ma za dużo pieniędzy, ale chyba mąż ją zdradza. Wraca o północy, zero seksu, syn zasypia przy komputerze czekając na tatę. Sprawa wyjaśnia się po dwóch dniach. Mąż podjeżdżał pod inny dom z polską flagą na przedmieściach. Tam inna pani robiła mu kolację, zapalała świeczki i siedzieli sobie na patio.
Pan utrzymywał dwa domy. Gdy żona sama kosiła trawę, mąż kosił kochance. Przed domem kochanki żona rozpoznała drewno, które pomagała nosić mężowi do samochodu „dla kumpla do kominka”. Nie mogła tego przeżyć. Zdecydowała się na rozwód, ale chciała jeszcze wiedzieć, kim jest ta kobieta.
Detektyw odkrył, że to sekretarka w pobliskiej parafii. Zrozpaczona żona poszła na skargę do księdza: „Niech wie, kogo zatrudnia”. Jakież było jej zdziwienie, gdy proboszcz powiedział jej, żeby „znalazła sobie chłopa” i dała mężowi spokój. Bardzo to przeżyła, bo sama była dość religijna. Teraz miała przeciw sobie nie tylko męża, który nie okazał skruchy, lecz także kochankę i... zatrudniającego ją księdza.
Prywatnym detektywem Marek Pieprzyk został przez przypadek – pomogło wieloletnie doświadczenie zawodnicze w judo, szkolenia dla chicagowskiej policji i znajomości w służbach federalnych. O metodach swojej pracy nie chce rozmawiać. Tłumaczy, że prywatny detektyw zawsze balansuje na granicy prawa. Zapewnia jednak, że podejmowane przez niego środki prawie zawsze są skuteczne. Jeździ za podejrzanym, sprawdza linie telefonicznie, szpera w Internecie. – W dzisiejszych czasach technologia daje nieograniczone możliwości – dodaje.
Akcja trwa najdłużej miesiąc. Bo w ciągu miesiąca wszystko się wyjaśni. Detektyw nie chce też rozmawiać o cenniku usług. Wyjaśnia, że to tak jakby w szpitalu zapytać, ile kosztuje wyleczenie. Każda sprawa jest inna. Pytam więc, czy jest drogi. –Tak, ale za to stuprocentowo efektywny. Tysiące dolarów czy setki? – Raczej setki. I można spłacać na raty.
Recepta na udany związek
Przez blisko sześć lat pracy w charakterze prywatnego detektywa Marek Pieprzyk „przerobił” kilkaset spraw niewiernych małżonków. Czasami musi przybrać rolę pocieszyciela, terapeuty i psychologa. Dlatego bez wahania podzielił się receptą na udany związek.
– Panie, proszę odłożyć telefon, wziąć męża za rękę i przejść się do parku. Wierzyć sobie i cały czas rozmawiać. Mąż także potrzebuje komplementów – za które płaci kochance, a przecież u żony może je mieć za darmo. Panowie, zamiast iść z kolegami na piwo czy na polowanie, zaproś żonę na kolację. Kup jej kwiatki bez powodu i powiedz „kocham cię i cieszę się, że jesteś”. Nigdy nie krytykuj wyglądu żony.
A jeśli już nic nie da się uratować? – Wybierzcie się do restauracji, weźcie kartkę papieru i przy dobrej kolacji spiszcie: kto bierze pieska, kto kotka, a kto meble. Pamiętajcie: podczas rozwodu prawnik nigdy nie jest waszym przyjacielem – ostrzega Pieprzyk. – Dogadajcie się, zanim stracicie ostatniego dolara, na który przez lata – być może wspólnie – ciężko pracowaliście.
Joanna Marszałek
[email protected]
Reklama