Krew za czekoladę
36-letni Piotr Psuja sam nierzadko zastanawia się, dlaczego lata temu po raz pierwszy oddał krew. Nie było żadnego heroizmu ani życiowego przełomu. Oddawał dziadek, oddawał tata, więc i on pewnego dnia, w 2000 roku, jeszcze jako student, poszedł i oddał krew. Trochę był ciekawy, jak to jest, trochę chciał pójść w ślady dziadka i ojca, trochę odezwała się – jak sam mówi – drzemiąca w każdym człowieku chęć pomocy innym. I tak upłynęło siedemnaście lat i 41 litrów krwi. Oddawał regularnie krew, płytki i plazmę – nawet do dwunastu razy w roku, najczęściej we Wrocławiu, ale również wszędzie, gdzie akurat był, zyskując sobie tytuł honorowego dawcy krwi.
Za każdym razem oddawał honorowo, czyli bezinteresownie. – To znaczy, było trochę czekolady – uściśla Psuja. Za standardową ilość 450 ml kiedyś dostawało się osiem tabliczek, a za płytki – dwanaście. Bo żeby organizm mógł uzupełnić krew, której ubyło, potrzebna jest energia. Kiedyś krwiodawcom przysługiwały specjalne przywileje, zwłaszcza w przypadku dziadka naszego bohatera, który miał niezwykle rzadką grupę krwi AB Rh-. Była zupa regenerująca i posiłek energetyczny, do dwóch dni zwolnienia lekarskiego, zwrot kosztów przejazdu, ulgi lub bezpłatne przejazdy komunikacją miejską. Z biegiem lat i zmianą systemów wiele się zmieniło. Honorowi dawcy nadal cieszą się przywilejami, nie są one jednak regulowane ustawą, a raczej lokalnymi rozporządzeniami. – A i czekolada już nie ta sama – śmieje się Psuja.
Dobra rada i placek dyniowy
Problem zaczął się w momencie, gdy pod koniec 2009 r. Piotr Psuja znalazł się na rocznym stażu podoktoranckim w Buffalo w stanie Nowy Jork. W odpowiedzi na uniwersytecką akcję zgłosił się do centrum krwiodawstwa. Jakie było jego zdziwienie i rozczarowanie, gdy po wypełnieniu kwestionariusza obowiązującego wszystkich dawców, został zdyskwalifikowany. Wyjaśniono mu, że osoby, które od 1980 roku przebywały łącznie pięć lat w Europie, nie mogą w USA oddawać krwi w związku z zagrożeniem chorobą Creutzfeldta-Jakoba, znaną również jako gąbczaste zwyrodnienie mózgu lub choroba wściekłych krów.
Rodowity wielunianin i amatorski maratończyk nie poddał się jednak tak łatwo. Do oddawania krwi podchodził jeszcze dwukrotnie, za każdym razem z tym samym rezultatem. Nie pomogły zapewnienia, że jest zdrowy, a jego krew była wielokrotnie badana. Z podobnym scenariuszem spotkał się po przeprowadzce do Chicago w marcu br. – dzwonił, a także spontanicznie podjeżdżał do regionalnego centrum krwiodawstwa LifeSource. Za dobre chęci otrzymał pismo potwierdzające dyskwalifikację i dobrą radę, że jeśli naprawdę mu tak zależy, niech napisze do Kongresu. Zdecydował się jednak napisać do nas.
W podobnej sytuacji znalazła się para z Willowbrook, Katarzyna i Krzysztof Kompielowie, którzy parę lat temu, tknięci chorobą bliskiej osoby, postanowili odpowiedzieć na lokalną akcję i oddać krew w przychodni szpitala Cook County. Twierdzą, że pracownica zdyskwalifikowała ich już po usłyszeniu wschodnioeuropejskiego akcentu, ale pozwolono im wypełnić ankietę krwiodawcy, żeby usłyszeć oficjalne „nie”. Oburzeni i rozczarowani zostali odesłani do domu z plackiem dyniowym... za dobre chęci.
Krwiodawcą sobie być
Zabieg oddawania krwi jest prostszy niż myślisz – reklamują amerykańskie centra krwiodawstwa. Przyjdź z dowodem tożsamości, zarejestruj się. Bądź przygotowany na odpowiedź na szereg intymnych pytań, w tym dotyczących przebytych chorób, kontaktów seksualnych, przyjmowanych leków, odbytych podróży. Następny krok to sprawdzenie niezbędnych parametrów życiowych – temperatury, pulsu, ciśnienia krwi, a także pobranie próbki krwi z palca. Samo oddawanie krwi trwa do dziesięciu minut – pacjent siedzi w wygodnej pozycji, a cały proces odbywa się przy użyciu sterylnych narzędzi. Oddawanie płytek lub plazmy może trwać dłużej.
Osoby, które od 1980 roku przebywały łącznie pięć lat w Europie, nie mogą oddawać krwi w USA w związku z zagrożeniem chorobą Creutzfeldta-Jakoba, znaną również jako gąbczaste zwyrodnienie mózgu lub choroba wściekłych krów"
Po oddaniu krwi zostajesz jeszcze kilkanaście minut na odpoczynek, dostajesz przekąskę i coś do picia. Oddawać można pełną krew lub jej poszczególne komponenty. Między oddawaniem obowiązują określone przerwy, o których poinformuje cię personel. Jedyna niedogodność – wkłucie igły – jest niczym w porównaniu z ogromną satysfakcją, którą odczujesz, wiedząc, że być może właśnie uratowałeś komuś życie – zapewniają organizacje.
Polska krew na eksport
Krew jest niezwykle złożoną tkanką płynną wytwarzaną w szpiku kostnym i krążącą w naczyniach krwionośnych dzięki aktywności serca. Składa się z części płynnej, zwanej osoczem (plazmą) oraz komórek – krwinek czerwonych, białych i płytek, z których każde mają inną, ważną funkcję. Każdy zdrowy, dorosły człowiek ma w swoim organizmie około 5–5,5 litra krwi, która stanowi około 8 procent masy ciała. I choć na świecie znane są już przypadki wszczepianego pacjentom sztucznego serca, badania nad kompletną sztuczną krwią nadal trwają.
Piotr Psuja nie sądzi, że polska krew stanowi ryzyko dla amerykańskich biorców. Wskazuje, że w Polsce też wypełnia się ankietę zawierającą szereg intymnych pytań. A nie ma przecież innej metody weryfikacji prawdomówności dawców, jak testy krwi. Dlatego krew w Polsce jest bardzo dobrze badana. Ponieważ honorowi dawcy są pod regularną opieką lekarza i mogą otrzymać darmowe wyniki badań laboratoryjnych, nasz rozmówca miał okazję sam zaobserwować, jak zmienia się jakość jego krwi w zależności od formy fizycznej. – To jest naprawdę dobra krew, polska krew idzie nawet na eksport – zwraca uwagę, podkreślając, że sam jest młodą, zdrową, szczupłą i sprawną osobą. Poza tym, wspomina, w Polsce przy wypełnianiu ankiety dawcy także pada pytanie dotyczące choroby Creutzfeldta-Jakoba. Pada i brzmi ono następująco: „Czy ktokolwiek z Pana/Pani rodziny cierpi lub cierpiał na chorobę Creutzfeldta-Jakoba?” oraz „Czy w okresie od 1 stycznia 1980 roku do 31 grudnia 1996 roku przebywał/a Pan/Pani łącznie przez okres 6 miesięcy lub dłużej w Wielkiej Brytanii, Francji lub Irlandii?” Według Instytutu Hematologii i Transfuzjologii, polskie przepisy dyskwalifikują na stałe osoby, u których na zagrożenie tzw. gąbczastym zwyrodnieniem mózgu wskazuje wywiad rodzinny.
O co chodzi ze wściekłymi krowami?
O komentarz w sprawie zawiedzionego czytelnika zwróciliśmy się do amerykańskiego Czerwonego Krzyża, a także największego w Illinois regionalnego centrum krwiodawstwa LifeSource. Obie organizacje zgodnie potwierdziły, że nasi rodacy, którzy od 1980 roku przebywali łącznie przez co najmniej pięć lat w Polsce (a także szeregu innych krajów europejskich – przyp. red.) – nie mogą w Stanach Zjednoczonych oddać krwi przeznaczonej do transfuzji. Przepisy i regulacje dotyczące krwiodawstwa formułuje specjalna jednostka amerykańskiego Departamentu Żywności i Leków (Food and Drug Administration, FDA), która ustala standardy przemysłu. Właśnie ta agencja rządowa wydała zalecenia dotyczące zmniejszania ryzyka zagrożenia przenoszenia choroby Creutzfeldta-Jacoba (CJD) oraz jej ludzkiej odmiany (vCJD).
Przedstawiciele LifeSource wyjaśniają, że zalecenia FDA zostały stworzone na podstawie ryzyka związanego z konsumpcją wołowiny pochodzącej z Wielkiej Brytanii w określonym przedziale czasowym. Ryzyko występuje we wszystkich krajach, do których mięso było eksportowane. Choć FDA stale bada ryzyko związane z konsumpcją wołowiny w latach 1980-1996, nic nie wskazuje na zmianę przepisów, biorąc pod uwagę, że ostatni raz zalecenia FDA w tej sprawie były uaktualniane w styczniu 2016 roku.
FDA, potężna amerykańska agencja rządowa, znana z rygorystycznych przepisów dopuszczania produktów do obrotu, a której pozytywne oceny uznawane są za standard jakości na całym świecie, w odpowiedzi na nasze pytanie dotyczące „złej polskiej krwi”, wyjaśnia, że choroba Creutzfeldta-Jacoba oraz jej ludzka odmiana mogą powodować postępującą degenerację mózgu prowadzącą do śmierci. „W związku z faktem, że nie istnieje obecnie test przesiewowy na obecność tej choroby, a tym samym nie ma metody eliminacji czynnika zakaźnego, odroczenie dawców jest jedynym sposobem zmniejszenia ryzyka choroby wśród amerykańskiej populacji otrzymującej krew i produkty krwiopochodne drogą transfuzji”. Agencja podkreśla jednak, że przepisy skreślające dawców na podstawie pięcioletniego pobytu w Europie od 1980 roku nie obejmują plazmy oddawanej na cele produkcji preparatów krwiopochodnych nie przeznaczonych do wstrzykiwania.
Według ostatnich danych FDA na temat choroby, w 2007 r. na świecie były 202 przypadki, z czego 165 w krajach Zjednoczonego Królestwa (UK). Trzy przypadki zanotowano w Stanach Zjednoczonych, z czego dwie chore osoby mieszkały w UK w latach 1980-1996. Do 2015 r. polskie media donosiły o kilkudziesięciu przypadkach zachorowań w Polsce.
Nie my jedni
Na pocieszenie przedstawiciele Czerwonego Krzyża podkreślają fakt, że nasz bohater nie jest odosobniony w swoim rozczarowaniu. Jedynie około 38 proc. populacji Stanów Zjednoczonych kwalifikuje się w danym momencie do oddania krwi. Nawet członkowie amerykańskich sił zbrojnych, którzy pełnili służbę w określonych krajach, nie mogą być dawcami. Ponadto, żeby oddać krew, trzeba spełniać szereg innych warunków zdrowotnych, co wyklucza sporą część amerykańskiego społeczeństwa. A należy pamiętać, że okres przechowywania wynosi tylko do 42 dni, dlatego tak ważne jest regularne zaopatrywanie banków w świeże dostawy.
A co ze zdyskwalifikowanymi, wśród których są nasi bohaterowie? Organizacje krwiodawstwa gorąco zachęcają je do podjęcia innych form pomocy. Można na przykład namówić kwalifikującego się na dawcę sąsiada, podjąć wolontariat w banku krwi lub centrum krwiodawstwa, pomóc zorganizować akcję oddawania krwi w lokalnej społeczności. Jak zawsze mile widziane są donacje pieniężne na wspieranie i rozwój banków krwi. LifeSource zapewnia, że najlepszą formą pomocy jest po prostu – szerzenie wieści na temat krwiodawstwa. Co zdecydowanie udało się Piotrowi Psui, honorowemu dawcy krwi z Polski.
Joanna Marszałek
[email protected]