Starsi mieszkańcy Chicago pamiętają jeszcze, co oznaczają odblaskowe metalowe tablice z charakterystycznymi żółtymi trójkątami i napisem „Fallout Shelter”, które sporadycznie można jeszcze spotkać na budynkach publicznych powiatu Cook. Jeżeli kiedykolwiek widziałeś jedną z nich i zastanawiałeś się, co to jest, mamy odpowiedź. Sześćdziesiąt lat temu wewnątrz budynku znajdował się schron przeciwatomowy, zapewniający ochronę na wypadek... apokalipsy. Choć dziś zabudowane, albo w dużej części spełniające rolę zwykłego basementu, w latach 60. przeżywały w Wietrznym Mieście okres świetności. A może w obliczu niedawnych potyczek słownych między Donaldem Trumpem a przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem warto odkurzyć nieco nie tylko tablice, ale i wiadomości z obrony cywilnej?
Nikita Chruszczow i Żółw Bert
Chicago, rok 1961. Premier ZSSR i I sekretarz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Nikita Siergiejewicz Chruszczow grozi odcięciem Wschodu od Zachodu. W Berlinie powstaje mur, który dzieli miasto, a przy okazji cały świat. Prezydent John F. Kennedy zwraca się do narodu amerykańskiego z apelem o gotowość na wypadek wojny atomowej. Jednocześnie do budżetu obrony cywilnej pompowane są miliony dolarów. „W przeciwieństwie do naszych przyjaciół z Europy, taki rodzaj ochrony to nowość dla naszych granic. Ale czas już nastał”. Prezydent zapowiada także, że każdy obywatel otrzyma szczegółowe instrukcje co do tego, jak zachować się w przypadku ataku jądrowego.
Koszt luksusu własnego bunkra, wyposażonego w osobiste dozymetry, radio, gaśnice, filtry powietrza oraz obowiązkowo bunkrową toaletę – to w 1961 roku kilka tysięcy dolarów. W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze – kilkadziesiąt tysięcy."
Temat wojny nuklearnej i schronów przeciwatomowych trafia na nagłówki gazet w całym kraju. Rozpoczyna się wielka ogólnokrajowa debata, czy budować schrony. Według niektórych analityków głównym celem mowy Kennedy'ego jest zastraszenie Chruszczowa. W rezultacie wznieca ono lęk publiczny i nakręca paranoję strachu.
Rusza wielka kampania społeczna nawołująca do przygotowań na wypadek wojny atomowej. Po całym kraju krążą broszury i plakaty instruktażowe. W telewizji Żółw Bert uczy dzieci, jak się ukryć („duck and cover”) w razie wybuchu.
[ot-video type="youtube" url="https://youtu.be/Lg9scNl9h4Q"]
Publiczny czy prywatny?
Podobnie jak wiele miast w całym kraju, Chicago przygotowuje się na ewentualność wojny atomowej. Miasto wyznacza części istniejących budowli, spełniających określone kryteria, na schrony przeciwatomowe. Są to głównie duże murowane budynki publiczne posiadające piwnice bez okien oraz grube kamienne lub betonowe ściany. W wejściu do schronów montowane są podwójne stalowe drzwi. Na fasadzie budynku urzędnicy federalni przymocowują wspomniane odblaskowe tablice, mierzące 28 na 35 cm. Służby obrony cywilnej mają regularnie zaopatrywać schrony w prowiant i środki pozwalające na przeżycie dwóch tygodni pod ziemią. Wśród wyposażenia – generatory prądu, gaśnice, wyszukane filtry powietrza, ogromne beczki wody, opakowania krakersów i zestawy sanitarne do higieny osobistej.
W 1967 roku dziennik „Chicago Tribune” donosi, że w powiecie Cook jest 2522 publiczne schrony przeciwatomowe, z czego około 70 proc. jest odpowiednio wyposażonych i zaopatrzonych. Ochronę może w nich znaleźć około trzy czwarte liczącego wówczas pięć milionów mieszkańców powiatu Cook. Większość schronów znajduje się w śródmieściu Chicago, w budynkach szkół publicznych, budynkach oczyszczalni wody, a także w urzędzie miejskim. W niektórych przypadkach miasto poszło o krok dalej, budując od podstaw bunkry przy remizach straży pożarnej.
W 1961 r., po słynnym apelu prezydenta Kennedy'ego, zapobiegawczy radni miejscy oraz komisarze powiatu Cook zezwalają na budowę bunkrów przez prywatnych obywateli, na wypadek gdyby zabrakło miejsca w publicznych schronach. Poza tym, kto chce ściskać się jak sardynki w publicznym miejskim schronie, gdy dojdzie do ataku nieprzyjaciela? Koszt luksusu własnego bunkra, wyposażonego w osobiste dozymetry, radio, gaśnice, filtry powietrza oraz obowiązkowo bunkrową toaletę – to w 1961 roku kilka tysięcy dolarów. W przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze – kilkadziesiąt tysięcy. Są jednak mieszkańcy, których na to stać i którzy ponadto uważają, że te pieniądze są tego warte.
Od schronu do basementu
Moda na bunkry wymierała stopniowo, być może dlatego, że społeczeństwo dopuściło do siebie głos rozsądku, a także ekspertów, którzy od początku powątpiewali w skuteczność schronów. Bo po co komu schron przed promieniotwórczym opadem, skoro sam wybuch bomby atomowej jest w stanie zmieść z powierzchni ziemi większość chicagowian, jeszcze zanim zdążą dobiec do bunkra? Również współcześni znawcy tematu twierdzą, że osłonięcie się przed promieniowaniem w przypadku ataku nuklearnego jest praktycznie niemożliwe. Poza tym, kogo stać na prywatny schron, gdy koszt jego budowy to połowa wartości jednorodzinnego domu? Dlaczego nawet Związek Radziecki nie ma takiej obsesji budowy schronów jak Amerykanie – pytano. Instrukcje Żółwia Berta powoli odchodziły w niepamięć, choć niezupełnie poszły w las.
Zmierzch schronów w Chicago nastał szybciej, niż się spodziewano. Zaledwie dwa lata po przemówieniu Kennedy'ego gazeta „Chicago Tribune” donosiła, że ogromne ilości środków zaopatrzenia schronów leżą nietknięte w magazynach federalnych w dzielnicy Bridgeport oraz na lotnisku O'Hare, zaś Chicago znajduje się na szarym końcu, jeśli chodzi o sprawność zaopatrzenia bunkrów w federalne dostawy.
Bunkry stopniowo wymierały śmiercią naturalną, przekształcając się w zwykłe basementy, warsztaty i schowki. Przestarzałe, niezużyte, na szczęście, opakowania prowiantu i zestawy toaletowe lądowały na śmietniku. Stopniowo wyburzano remizy strażackie na północy miasta i stawiano nowe. Niszczono dziwne betonowe konstrukcje, które napotykali sąsiedzi lub nowi właściciele domów przy dokonywaniu renowacji na swoich działkach.
W czerwcu 2017 r. pod łyżkę koparki i stalową kulę dźwigu poszedł „pomnik” zimnej wojny w podmiejskim Wheaton. Sześćdziesiąt lat wcześniej hucznie obchodzono otwarcie tego bunkra podczas ceremonii z udziałem ówczesnego senatora z Illinois Everetta Dirksena. Przez lata schronem zarządzały władze powiatowe. Wyburzenie pomnika historii o półmetrowych betonowych ścianach, podłogach grubości prawie dwóch metrów oraz sufitu grubości ponad jednego – kosztowało władze prawie milion dolarów.
Apokaliptyczne kondominium
Bunkrowy interes w ostatnich miesiącach rozkwitł, jeśli wierzyć prywatnym przedsiębiorcom z branży. Twierdzą oni, że zainteresowanie schronami oraz ich sprzedaż zarówno w kraju, jak i za granicą, w tym roku znacznie wzrosły. Właściciel Atlas Survival Shelters przewiduje rekordową w 2017 r. sprzedaż blisko tysiąca bunkrów. Inny budowniczy, z Rising S Company, twierdzi, że bunkry sprzedają się jak ciepłe bułeczki, a nabywcami są głównie Japończycy. Wśród innych klientów – surwiwaliści, prepersi (ang. preppers) oraz zwykli Kowalscy.
Zatem jeżeli niepokoi cię groźba wojny atomowej, rozważ mierzący 500 stóp kw. model stalowy, który jest w stanie pomieścić czteroosobową rodzinę za jedyne 120 tys. dolarów. W cenę wliczony jest niezbędny do przeżycia ataku system filtracji atomowej, biologicznej i chemicznej, jednak koszt nie obejmuje podziemnej instalacji oraz wysyłki międzynarodowej. Szukasz towarzystwa w bunkrze? Weź pod uwagę kupno udziałów w podziemnym 80-osobowym kompleksie oferującym większe wygody i luksusowe wyposażenie. Ceny od osoby kształtują się w granicach 35 tys. dol. Tylko śpiesz się, model jest już praktycznie wyprzedany.
Joanna Marszałek
[email protected]