Każda mniejsza czy większa śnieżyca w Chicago natychmiast przywołuje wspomnienia najgorszych zim w Wietrznym Mieście. W nowoczesnej historii miasta było ich – według różnych źródeł – od czterech do siedmiu. Oprócz najsłynniejszych śnieżyc z roku 1967 i 1979 wymienia się także zimy z początku roku 1978, 1999, 2011, 2014 i 2015. Do uznania zimy mianem „najgorszej” meteorolodzy stosują różne kryteria. Mierzy się nie tylko ilość opadów śniegu, ale też liczbę mroźnych dni (z temperaturą poniżej 32 st. Fahrenheita, 0 st. Celsjusza), najniższą średnią temperatur od grudnia do lutego, liczbę śnieżyc oraz ich intensywność. My przyjrzeliśmy się tym zimom, które miały charakter polityczny.
Użycz pługa chicagowianinie
W styczniu 1967r. burmistrz Richard J. Daley właśnie kończy swoją trzecią kadencję. Najwyższym budynkiem w mieście jest Prudential, podczas gdy John Hancock jest nadal w trakcie budowy. W Old Town pełno jest hipisów, a nad całym południem miasta nadal unosi się specyficzny zapach z Union Stockyards – słynnych na cały kraj zakładów uboju, przetwórstwa i pakowania mięsa.
Prószyć śniegiem zaczyna w czwartek nad ranem, zaś w piątek miasto jest już całkowicie sparaliżowane. W ciągu 29 godzin napadało rekordowe 23 cale (ponad 58 cm) śniegu. Na Midway wiatry osiągają w porywach prędkość 53 mil (ponad 85 km) na godzinę, powodując zamiecie i zaspy. Mieszkańcy są w szoku. Jeszcze dwa dni wcześniej temperatura wyniosła 65 st. F (ponad 18 st. C), a ludzie chodzili w krótkich rękawkach.
Chicagowianie ustawiają się w długich kolejkach, opróżniając sklepowe półki z podstawowych produktów. Jak zawsze znajdują się tacy, którzy czerpią korzyści z trudnej sytuacji. Pozamykane punkty usługowe, opuszczone sklepy i ograniczona obecność stróżów porządku, którzy nie mogą przedostać się w zasypane rejony – to doskonała okazja dla złodziei. Najwięcej pojawia się ich na zachodnich i południowych przedmieściach. Artykuł „Chicago Tribune” z 4 lutego 1967 r. donosi, że grupa 50 właścicieli punktów handlowych, lokalnych liderów i duchownych podczas spotkania z burmistrzem opisała szabrownictwo w ich okolicy mianem katastrofy i zażądała zwiększenia obecności policji w ich okolicy. Szef metropolii uspokaja: „Robimy, co możemy”. W miarę odkopywania ulic ze śniegu chicagowska policja aresztuje około 300 rabusiów. Niestety dochodzi również do tragedii – w pościgu za złodziejem policja przypadkowo strzela do 10-letniej dziewczynki.
Rasowy polityk Richard J. Daley ze śnieżycy w 1967 r. wychodzi jednak obronną ręką. Konsekwentnie zapewnia mieszkańców, że miasto robi wszystko, co może, lecz mieszkańcy muszą dorzucić swoje trzy grosze. Choć miejskie pługi śnieżne pracują przez całą dobę, Daley apeluje do małych przedsiębiorstw i właścicieli sprzętu do odśnieżania o ofiarowanie swoich usług dla wspólnego dobra. Po latach komentatorzy podkreślą, że burmistrz zaszczepił w mieszkańcach przeświadczenie, że mają do czynienia z klęską żywiołową, z którą wspólnie z władzami muszą sobie poradzić. I poradzili sobie. Dwa miesiące po największej w historii miasta śnieżycy z 1967 r. Richard J. Daley zostaje wybrany na swoją czwartą kadencję. Kwestia odśnieżania nie trafia do kampanii wyborczej.
Nienawidzę odśnieżania
Jest 14 stycznia 1979 r. W chicagowskim radiu króluje disco, a Instytut Sztuki świętuje swoje setne urodziny. Dla mieszkańców Wietrznego Miasta to już trzecia z rzędu surowa zima. Rośnie niechęć i frustracja. Na ziemi leży jeszcze śnieg z burzy, która nawiedziła miasto w noc sylwestrową, a tu kolejna śnieżyca. Wiatr w porywach osiąga prędkość 39 mil (63 km) na godzinę. Po 38 godzinach wreszcie przestaje padać. W niektórych miejscach leży 29 cali (74 cm) białego puchu. I znów zaskoczenie – wcześniejsze prognozy zapowiadały tylko od 2 do 4 cali. Lotniska są zamknięte. Przez 4 dni nie wylatuje i nie ląduje żaden samolot. Tory miejskiej kolejki CTA są zamarznięte. Osłabione wcześniejszymi śnieżycami próby odkopania miasta tym razem kończą się fiaskiem. Jeszcze do lutego tory kolejowe będą zamarznięte. Przez najbliższy miesiąc ludzie będą tłoczyć się do miejskich autobusów, które przepełnione i zmuszone do licznych objazdów, będą docierać na miejsce z wielogodzinnym opóźnieniem.
Burmistrz Michael Bilandic zupełnie nie daje sobie rady z sytuacją. Większość śniegu będzie leżeć na ulicach jeszcze przez najbliższe dwa miesiące, co doprowadzi do dalszych opóźnień w komunikacji i problemów z wywożeniem śmieci. W nieudolnych próbach usprawnienia komunikacji Bilandic autoryzuje miejską agencję tranzytową, aby omijała przystanki na południu miasta. Wywołuje tym samym oburzenie Afroamerykanów, najbardziej dotkniętych tą decyzją. Prasa nie pozostawia na Bilandicu suchej nitki. Sytuację pogarszają coraz to nowe przymrozki. Niezadowolenie chicagowian powoli zamienia się w gniew.
Zwieńczeniem frustracji jest kuriozalny wypadek z udziałem kierowcy miejskiej odśnieżarki, który po 18-godzinnej zmianie, w ataku szału wjeżdża w 34 samochody, zabijając jedną osobę i poważnie raniąc pięć. Aresztującym go oficerom mówi: „Nienawidzę mojej pracy. Chcę iść do domu do moich dzieci.”
[ot-video type="youtube" url="https://youtu.be/zZVElJBkO7Q"]
To jednak nie koniec śniegowej afery. Dziennikarze odkrywają, że rok wcześniej miasto zapłaciło firmie konsultingowej 90 tys. dolarów za sporządzenie planu awaryjnego na wypadek katastrofy śnieżnej. Niestety nikt nie mógł go znaleźć. Pojawiło się podejrzenie, że plan nigdy nie istniał. Burmistrz Bilandic postanawia więc wyznaczyć nowego szefa dowodzenia służbami odpowiedzialnymi za odśnieżanie. Tydzień później dziennik „Chicago Tribune” ujawni powiązania nowego szefa z mafią.
Śnieżne zamieszanie wykorzystuje główna rywalka Bilandica z Partii Demokratycznej, Jane Byrne, której szanse na pozycję burmistrza dotychczas były nikłe. W jej reklamach wyborczych pojawiają się płatki śniegu i nawiązania do porażki Bilandica w opanowaniu sytuacji. Pod koniec lutego pokonuje Bilandica w prawyborach, zostając ostatecznie pierwszą kobietą burmistrzem Chicago. Urząd obejmuje z 82-procentowym poparciem.
Masz nauczkę
Kolejna śnieżyca nawiedza miasto w 1999 r. i jest nawet większa od tej z 1979 r. Sprawne odśnieżanie staje się priorytetem dla ówczesnego burmistrza Richarda M. Daley'ego. Uważa, by nie składać zbyt wielu obietnic, a w ślad za swoim ojcem, który 30 lat wcześniej apelował do mieszkańców, aby pomóc swoim sąsiadom, a przy okazji miastu, namawia do tego samego. Dwa miesiące później powtarza scenariusz rodzinny i zostaje wybrany na kolejną kadencję.
Burmistrz Daley ma okazję przewodzić miastu podczas jeszcze jednej śnieżycy, którą pamięta być może wielu z nas. „Snowmaggedon”, jak ją niektórzy nazwali, nawiedza Chicago na początku lutego 2011 roku. W ciągu zaledwie paru godzin napada ponad 20 cali (51 cm) śniegu. Śnieżyca szybko zyskuje miano trzeciej największej, czemu dowodzi fakt, że po raz pierwszy od 12 lat chicagowskie szkoły publiczne zostają zamknięte. Mimo iż na Lake Shore Drive utykają setki samochodów, a w nich kierowcy, którzy nie chcą opuścić pojazdów, aby uniknąć mandatów, według sporządzonego później raportu Biura Zarządzania Kryzysowego, odpowiedź miasta na sytuację była „fantastyczna”. Na zarzuty dotyczące LSD władze odpowiadają, że optymalne decyzje były podejmowane i uaktualniane z każdą minutą. Burmistrz Daley, mądry doświadczeniem ojca i poprzednich kryzysów, niezwłocznie zamawia raport z rekomendacjami dotyczącymi przyszłych usprawnień ruchu na tej prowadzącej wzdłuż jeziora drodze. Chodziło o dodanie większych możliwości zawrócenia lub zjazdu z autostrady na wypadek przyszłych śnieżyc, a także dodanie kamer dla polepszenia komunikacji.
Chicagowscy politycy na długo zapamiętują lekcję, jaką zgotowała im śnieżyca z 1979 roku. Oczekiwania mieszkańców Wietrznego Miasta również nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Przy każdym większym, a nawet mniejszym śniegu, odśnieżarki i solarki muszą iść w ruch natychmiastowo. Żadnego zwlekania – akcja musi być szybka i masowa.
Od czasów pierwszych osadników, którzy podczas śnieżyc nawiedzających ich liche domy na prerii mieli tylko jeden cel – przeżyć, ewoluowaliśmy do tego stopnia, że nie życzymy sobie, aby kapryśna pogoda zakłócała nasz normalny tryb życia. Zapominamy, że z Matką Naturą nie da się walczyć. Nie można jej też ukarać. Ale za to można ukarać lokalnych polityków.
Joanna Marszałek
[email protected]
Czy wiesz, że...
- Zima 1903/04 była najzimniejsza w znanej historii. Średnia temperatura w całym sezonie wynosiła nieco ponad 18 st. F (-8 st. C)
- W 1963 r. od 13 do 21 grudnia,przez dziewięć dni z rzędu, temperaturą utrzymywała się poniżej 0 st. F (-18 st. C).
- Zima 1969/70 nagromadziła łącznie 77 cali (196 cm) śniegu.
- W styczniu 1977 r. było 17 dni z temperaturą równą lub niższą niż 0 st. F (-18 st. C)
- Zimy z połowy lat 80. zostaną zapamiętane ze względu na najbardziej ekstremalne temperatury. W styczniu 1982 r. bywało – 25, –23 i –19 st. F, a w styczniu 1985 r. -27 i -23 (od -28 do -33 st. C)
- Początek roku 1999 r. zapisał się w historii miasta ze względu na noworoczną śnieżycę, która w dniach 2-3 stycznia zrzuciła na miasto ponad 21 cali (53 cm) śniegu.