Citius, Altus, Fortius czyli poolimpijskie refleksje...
Oglądałem zakończone właśnie Igrzyska Olimpijskie w Vancouver z dużym zainteresowaniem. Ceremonia otwarcia pod wieloma względami była bardzo inspirująca. Od fascynującej prezentacji rdzennych kanadyjskich plemion po samo zapalenie olimpijskiego znicza. Wielkie przedsięwzięcie, wspaniale przygotowane. Po niepowodzeniu Wietrznego Miasta w staraniach o organizację Olimpiady w 2016 roku z pewnością wielu mieszkańców Chicago zastanawiało się: „Co, gdybyśmy mogli u siebie zorganizować Igrzyska…?”
Jednak tym razem Olimpiadę oglądałem nieco inaczej niż poprzednie. Z większą uwagą. To za sprawą tragicznego wydarzenia, które wstrząsnęło światem w dniu otwarcia imprezy: śmierć młodego sportowca. Wspomnienie o tym wydarzeniu towarzyszyło mi przez całe dwa tygodnie. Dotarło do mnie fakt, jak ciężko ci młodzi ludzie pracują, aby móc znaleźć się w olimpijskiej reprezentacji swojego kraju. Już samo uczestnictwo jest dla nich największym osiągnięciem. To, czy zdobędą medal, jest już mniej ważne. Bo czyż wysiłek, jaki włożył w swoje treningi zmarły olimpijczyk mniej znaczy niż wysiłek tych, którzy stanęli na podium? Tak jak i oni, dał z siebie wszystko…
Warto przypomnieć w tym miejscu olimpijskie kredo: „Najważniejsze w igrzyskach olimpijskich jest nie zwycięstwo, ale udział, podobnie jak w życiu nie jest najważniejszy triumf, ale walka. Nie samo zwycięstwo jest istotne, lecz sprawiedliwa rywalizacja.”
W tym kontekście sposób, w jaki przedstawiały Olimpiadę nasze (amerykańskie) media wydaje się wręcz żenujący. „Stany Zjednoczone prowadzą w klasyfikacji z 37. medalami!”- krzyczeli komentatorzy sportowi. Wyjaśnijmy coś sobie: USA wysłały do Kanady 216 sportowców, podczas gdy niektóre reprezentacje liczyły po kilka osób. Dla tych mediów, które tak pieczołowicie prowadziły medalowe statystyk,i mam kilka liczb:
Pierwsze miejsce w medalowej klasyfikacji przypadło Korei Południowej. Spośród 46 sportowców reprezentujących ten kraj, aż 14-tu zdobyło medale. To blisko 31 proc., podczas gdy odsetek ten dla Stanów Zjednoczonych wynosi 17 proc. Dla Polaków 12 proc.
W przeliczeniu na mieszkańców poszczególnych krajów pierwsze miejsce przypada Norwegii. Populacja tego kraju liczy zaledwie 4 miliony ludzi, a norwescy olimpijczycy zdobyli 23 medale. To jeden medal na 200 tysięcy Norwegów. Stany Zjednoczone zajmują odległą 20-tą lokatę z jednym medalem na 8 milionów ludzi. Nawet Polska wypadła lepiej. Jeden medal przypada na niespełna 6,5 miliona ludzi.
Ale przecież to nie medale są w Igrzyskach Olimpijskich najważniejsze…
N.R. Pantelis