Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 04:29
Reklama KD Market
Reklama

Poczytaj mi… „Playboya”



Dla milionów mężczyzn to był prawdziwy szok. Od marca, z wydawanego w nowym formacie “Playboya”, znikną zdjęcia nagich kobiet. Pismo ma przyciągać przede wszystkim tekstami, a nie erotyką. To koniec pewnej epoki, po 62 latach nieprzerwanego wydawania rozkładówek z paniami w stroju biblijnej Ewy.

A wszystko przez internet, który z jednej strony upowszechnił dostęp do pornografii, z drugiej uniemożliwił redystrybucję papierowego wydania “Playboya” w dotychczasowym formacie. “Od dowolnego aktu seksualnego, jaki tylko można sobie wyobrazić dzieli nas tylko jeden klik” – stwierdził dyrektor wydawnictwa Scott Flanders. I stanie się to, co było do tej pory nie do pomyślenia: z pisma zniknie zupełna nagość, co nie znaczy, że nie będą w nim publikowane zdjęcia pięknych pań w sugestywnych pozach.

MM była pierwsza

Zaczęło się w 1953 roku. Na okładce pierwszego numeru znalazła się Marylin Monroe. Jej nagie zdjęcie z rozkładówki można obejrzeć już w… Wikipedii.

„Playboy” był pierwszą jaskółką zbliżającej się rewolucji seksualnej. „Jeśli jesteś mężczyzną między 18 a 80 rokiem życia 'Playboy' jest pismem dla ciebie. Stawiamy to jasno od samego początku – nie jesteśmy gazetką rodzinną” – napisał w pierwszym wydaniu założyciel i redaktor naczelny pisma Hugh Hefner. Pierwszych 50 tys. egzemplarzy nakladu dosłownie zniknęło z półek.

Gonienie króliczków

Potem w miesięczniku pojawiały się największe gwiazdy – Madonna, Sharon Stone, Naomi Campbell, Lindsay Lohan, czy Pamela Anderson. Jeden z numerów otwierała fotografia Kate Moss w słynnym już stroju króliczka.

„Playboy” swój szczyt popularności osiągnął na przełomie lat 60. i 70. W 1972 roku nakład miesięcznika wyniósł 7,16 miliona egzemplarzy. W tamtym czasie do lektury 'grzesznego' pisma przyznawał się co czwarty męski student amerykańskiego college’u.

„Playboy” był formą rozrywki dla inteligentniejszego odbiorcy – oferował w zamierzeniu wydawców dostęp do bardziej wysublimowanej erotyki niż prymitywna pornografia"





Pismo wylansowało także pewien styl życia, którego symbolem był sam Hefner. W całym kraju powstały kluby Playboya z kelnerkami przebranymi za króliczki. Miesięcznik był przedmiotem ataków ze wszystkich stron – purytańska Ameryka widziała w nim symbol wyuzdania i braku moralności. Środowisko feministek i innych postępowcow uważało, że pismo z założenia deprecjonuje wartość i rolę kobiety.

Zwolennicy (a także zwolenniczki) „Playboya” argumentowali, że jest to miejsce, w którym kobiety mogły się pokazać w godny sposób. Wydawnictwo wpłynęło też na świat prasy kolorowej. Bez Hefnera przeznaczony dla pań “Cosmopolitan” nie opublikowałby w 1972 roku fotografii nagiego Burta Reynoldsa. Nie pojawiłyby się też takie tytuły jak „Playgirl”, „Hustler”, „Penthouse”, czy „Maxim”.

Sekret sukcesu

62 lata to dwa pełne pokolenia. Przez tyle czasu miliony amerykańskich chłopców przerabiało z „Playboyem” pierwsze etapy inicjacji seksualnej, przeglądając po kryjomu kolejne numery pisma. Hefner trafił bez wątpienia w społeczne zapotrzebowanie. Nie było to przecież pierwsze wydawnictwo w USA pokazujące nagość. „Playboy” był jednak formą rozrywki dla inteligentniejszego odbiorcy – oferował w zamierzeniu wydawców dostęp do bardziej wysublimowanej erotyki niż prymitywna pornografia. Rozrywki połączonej przy okazji z dobrym dziennikarstwem. Mężczyzna kupujący miesięcznik mógł zupełnie poważnie argumentować, że czyta pismo, bo są w nim interesujące teksty. W magazynie publikowały świetne nazwiska, takie jak Jack Kerouac, Joseph Heller, Haruki Murakami, Kurt Vonnegut, Margaret Atwood, Shel Silverstein, Norman Mailer, Jimmy Breslin czy Joyce Carol Oates. „Playboyowi” udzielali wywiadów Frank Sinatra, Malcolm X, Jimmy Carter.

Nie tylko wywiady

Ale rzeczywiście pod względem dziennikarskim „Playboy” miał się czym pochwalić. W 1962 roku Alex Haley, autor słynnych „Korzeni”, przeprowadził pierwszy wywiad z jazzmanem Milesem Davisem. Od tego czasu kolejne rozmowy przebijały się do głównych serwisów prasowych. Rok później Haley usłyszał od słynnego Malcolma X znamienne zdanie: “Chrystus był czarny”. To na łamach „Playboya” prezydent Jimmy Carter przyznał się w 1976 roku, że wielokrotnie „duchowo” dopuszczał się zdrady.

Na wywiadach się nie kończyło. Wiele świetnych piór – dziennikarskich i literackich próbowało tu pisać, często poruszając ryzykowne moralnie i społecznie tematy. To na łamach „Playboya” znany autor science-fiction, nieżyjący już Ray Bradbury spopularyzował swoją flagową książkę "Fahrenheit 451", która dziś uważana jest za klasykę gatunku.

Krótkie opowiadanie George’a Langelaana z 1957 roku "The Fly" (Mucha) posłużyło jako podstawa scenariusza zrealizowanego rok później horroru science fiction, który w 1986 roku doczekał się jeszcze remake’u z Jeffem Goldblumem.

W 1974 roku „Playboy” wydał kilkaset tysięcy dolarów przekonując pisarza Normana Mailera do opisania szczegółów “walki stulecia” między George’em Foremanen a Muhammadem Ali. Opublikowany w magazynie tekst stanowił podstawę do napisania książki.

Z nowszych przykładów – artykuł "The Man in the Bomb Suit" Marka Boala z 2005 roku, opowiadającego o losach sapera sierżanta Jeffreya Sarvera i jego oddziale, posłużył jako kanwa do filmu “The Hurt Locker”, nagrodzonego w 2008 roku sześcioma Oscarami.

Dobrych tekstów z „Playboya” było tyle, że w 1970 roku Hugh Hefner na zjeździe byłych i obecnych „króliczków” pozwolił sobie na żart: “Bez waszej obecności zmienilibyśmy się w magazyn literacki”.



Świat się jednak zmienił. Dziś to nie sprzedaż egzemplarzy miesięcznika przynosi firmie Playboy Enterprises największe dochody. Ani nie zdjęcia nagich kobiet. Pieniądze płyną do wydawnictwa przede wszystkim z udzielania licencji na umieszczanie logo na różnych towarach. Bo któż na świecie nie zna charakterystycznej sylwetki króliczka? Wydawcy są jednak dobrej myśli. Mimo że na głównym portalu internetowym nie ma już nagości, liczba wejść internautów zwiększyła się czterokrotnie. Zarząd „Playboya” z 90-letnim dziś Hefnerem na czele mają nadzieję, że tą samą drogą podąży i wydanie drukowane. Ale czy pokolenie milenijne, czyli osoby w wieku 18-35, da się przekonać do takiego produktu?

Nagość była magnesem dla milionów nabywców płci brzydkiej, zwłaszcza wtedy, gdy na okładkach i rozkładówkach pojawiały się znane postacie. W marcu wydawany w nowym formacie miesięcznik, sprzedawany obecnie w dość skromnej liczbie 800 tys. egzemplarzy, czeka więc wielki sprawdzian. Czy kupicie Panowie nowego „Playboya” tylko dla artykułów? Ci, którzy do tej pory twierdzili, że chodzi im tylko o ciekawą lekturę, udowodnią już wkrótce czy mówili prawdę.

Hm, osobiście śmiem wątpić.

Jolanta Telega

[email protected]

3

3

4

4


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama