Afroamerykański milioner Willie Wilson, który uplasował się na trzecim miejscu w wyścigu wyborczym na burmistrza Chicago, prowadzi teraz kampanię wyborczą na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Gdyby − jakimś cudem − zdobył nominację Partii Demokratycznej, to w wyborach powszechnych zmierzyłby się ze zdobywcą nominacji republikanów, których faworytem jest na razie miliarder Donald Trump.
Szanse na pojedynek między Wilsonem a Trumpem wydają się nikłe, ale w polityce nie ma nic niemożliwego: każdy scenariusz jest prawdopodobny. Wilson prowadzi od półtora miesiąca intensywną kampanię wyborczą, podczas której odwiedził już 30 miast. W niedzielę 23 sierpnia wziął udział w swym pierwszym, oficjalnym wiecu kampanijnym w Holy Temple Cathedral w Harvey koło Chicago.
W imprezie uczestniczyło około dwustu przedstawicieli różnych afroamerykańskich kościołów z Chicago i okolic. Wilson nie tylko prosił o poparcie jego kandydatury, ale też śpiewał pieśni religijne z towarzyszeniem własnego chóru gospel. Kandydat przekonuje, że doprowadzi do zjednoczenia rozbitego wewnętrznie społeczeństwa amerykańskiego.
Podobnie jak w wyborach na burmistrza Wilson będzie częściowo finansować kampanię wyborczą z własnej kieszeni. Kandydat na prezydenta twierdzi, że ma fundusze. Informuje na swojej witrynie internetowej, że jest właścicielem kilku restauracji szybkiej obsługi, a także firmy dostarczającej sprzęt medyczny oraz programu telewizyjnego o tematyce religijnej.
Przypomnijmy, że Wilson po zajęciu w lutym trzeciego miejsca w wyborach na burmistrza poparł w dogrywce Jesusa "Chuya" Garcię, który jednak przegrał z Rahmem Emanuelem.
(ao)
Reklama