Mimo iż ma Węgry w nazwie, danie to nie ma swojego dokładnego odpowiednika w tym europejskim kraju. Mieszkańcy Budapesztu – i nie tylko – znają za to doskonale ostre gulasze. Węgrzy jedzą je przeważnie z pajdą chleba. Podobne danie spotkamy na Słowacji, która jeszcze w XVI w. ubiegłego stulecia była częścią Węgier.
Placek po węgiersku nigdy nie był moją ulubioną potrawą, ale wygląda na to, że do tej potrawy - jak i kilku innych – musiałem po prostu dorosnąć.
Może lista składników nie jest krótka, ale placek nie jest trudny do zrobienia. Uprzedzam: trzeba mieć na jego zrobienie czas i cierpliwość.
6 porcji
Koszt: 17-22 dolary
Składniki:
Gulasz:
2 funty (1 kg) mięsa wołowego
0,5 funta (20 g) pieczarek pokrojonych w ćwiartki
2 czerwone papryki pokrojone na paseczki
2 duże cebule pokrojone w kostkę
duży ząbek czosnku
4-5 łyżek mąki
4 kubki (1 litr) bulionu drobiowego
łyżka koncentratu pomidorowego
3-4 ziarnka ziela angielskiego
łyżka papryki słodkiej w proszku
łyżka pieprzu kajeńskiego (ang. cayenne pepper)
kilka łyżek oleju do smażenia
pieprz
sól
Placki ziemniaczane:
4 duże ziemniaki
duża cebula
jajko
2 czubate łyżki mąki
2 ząbki czosnku
sól
pieprz
olej do smażenia
Dodatki:
pomidor
cebula
gęsta śmietana (ang. sour cream)
Wołowinę kroimy na małe kostki. Polecam tę gotową już na gulasz (ang. beef for stew).
Kostki od pół do jednego cala powinny być w sam raz. Obtaczamy kawałki w mące i porcjami wkładamy do garnka na dobrze rozgrzany olej; za każdym razem, kiedy mięso się zarumieni, należy je wyciągnąć z garnka i odłożyć na talerz.
Gdy cała wołowina będzie gotowa zmniejszamy ogień i do pustego garnka wrzucamy całą cebule. Mieszamy przez 20 minut, w ten sposób unikniemy przypalenia. Cebula zacznie wydzielać soki i ładnie się zeszkli. Następnie dodajemy ziele angielskie i wyciśnięty czosnek. Mieszamy 30-40 sekund. Wrzucamy ponownie do garnka całe mięso i zalewamy bulionem tak, żeby przykrył całość.
Garnek nakrywamy pokrywką i zostawiamy na średnim ogniu przez następne 30 minut, co jakiś czas mieszając. Czekamy, aż mięso się trochę udusi, przejdzie smakiem cebuli i zielem angielskim.
W międzyczasie na patelni smażymy pieczarki. Po 30 minutach dodajemy pieczarki, czerwoną paprykę, łyżkę koncentratu pomidorowego, paprykę w proszku i pieprz kajeński (jeżeli lubimy bardzo ostre potrawy można zastąpić paprykę w proszku drugą łyżką pieprzu kajeńskiego). Wszystko dusimy przez następną godzinę, co jakiś czas mieszając i upewniając się, że nic się nie przypala.
Na koniec dodajemy trochę soli i pieprzu do smaku.
Zawsze po takim przepisie zostawała mi prawie pełna puszka koncentratu pomidorowego. Ale jest i na to sposób. Na folie lub papier woskowy kładę po łyżce koncentratu i wkładam do zamrażarki. Na następny dzień mam gotowe porcje, które przekładam do woreczka.
Kiedy potrzebuję dodać koncentrat - wrzucam zamrożone porcje do gorącej potrawy.
Placki ziemniaczane robimy, kiedy gulasz jest już prawie gotowy. Połowę ziemniaków ścieramy na grubej tarce, a resztę z razem cebulą na drobnej. Dodajemy jajko, mąkę, wyciśnięty czosnek, płaską łyżeczkę soli i pół łyżeczki pieprzu. Całość łączymy, a nadmiar wody odlewamy.
Na patelni (około 11-12 cali) rozgrzewamy dwie łyżki oleju i nakładamy naszą ziemniaczaną masę na całą powierzchnię patelni. Placki powinny mieć około 1/4 cala lub pół centymetra grubości.
Smażymy, aż się zarumienią.
Gotowy placek kładziemy na talerzu. Na połowę nakładamy gulasz, a placek składamy na pół. Do całości dodajemy śmietanę, plasterki pomidora i plasterki świeżej cebuli.
Smacznego.
Za tydzień - podróż do egzotycznych Indii, kraju z którego pochodzi wiele cudownych przypraw, a dobieranie ich do potraw, to prawdziwa, tajemna sztuka.
O kucharzu
Mam na imię Piotr.
Pracowałem w sprzedaży, jeździłem 18-kołowcem, byłem szefem produkcji, menedżerem. Nie jestem profesjonalnym kucharzem. Gotowanie to moja pasja. Potrawy z całego świata lądują na moim talerzu, w mieszkaniu w Chicago.
Nie zawsze wszytko mi się udaje. Czasami z tych prób powstają całkiem nowe smakowe odkrycia. Większość moich przepisów bazuje na znanych potrawach, ale lubię dodać coś od siebie, zmieniać, uprościć.
Pierwszym i honorowym krytykiem jest zawsze moja żona, która zawsze, jako pierwsza próbuje wszystkich moich eksperymentów. Lubię też, kiedy przy stole zasiadają przyjaciele.
Mam nadzieję, że polubicie gotowanie ze mną. Smacznego!
Reklama