Brak reformy imigracyjnej, która była jednym z priorytetów Baracka Obamy, powoduje wzrost napięcia w Waszyngtonie i szukanie niekonwencjonalnych rozwiązań. Obwiniając republikanów o piętrzenie trudności politycznych na drodze do uchwalenia reformy, prezydent Obama oznajmił, że korzystając z przysługujących mu przywilejów sam podejmie działania, których rezultatem ma być zmiana przepisów imigracyjnych. Zwrócił się już do sekretarza bezpieczeństwa Jeha Johnsona i prokuratora generalnego Erica Holdera, aby do końca przerwy wakacyjnej przedstawili mu zalecenia dotyczące kroków prawnych, które może podjąć samodzielnie, bez oglądania się na Kongres.
Prezydent Obama znalazł się w ogniu krytyki ze strony zwolenników reformy, którzy zarzucają mu rekordowo wysoką liczbę deportacji, a także działania mające na celu szybkie pozbycie się dzieci zatrzymanych przy pokonywaniu południowo-zachodniej granicy USA. Obama twierdzi, że kryzys na granicy uwypukla tylko potrzebę reformy.
Zwolennicy reformy chcieliby, aby prezydent przyznał prawo do pracy 11 milionom nielegalnych imigrantów mieszkającym w Stanach Zjednoczonych, łącznie z najnowszymi przybyszami. To bardzo śmiała propozycja, ale bez szans na wprowadzenie jej w życie. Decyzję o pominięciu Kongresu w działaniach mających na celu zmianę przepisów imigracyjnych prezydent podjął po tym, gdy przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner dał wyraźnie do zrozumienia, że republikanie zasiadający w izbie nie mają zamiaru zająć się reformą w tym roku.
O braku zaufania do prezydenta ze strony republikanów i działaczy Tea Party świadczy fakt, że przewodniczący Izby Reprezentantów zapowiedział przedstawienie w Kongresie projektu ustawy, która umożliwiłaby członkom izby zaskarżenie prezydenta za wydawanie dekretów. Prezydent ma konstytucyjne prawo ogłaszania dekretów, ale próba zastąpienia reformy imigracyjnej serią zarządzeń może okazać się nadużyciem tego prawa. Ponadto dekret może być anulowany przez następcę Obamy. Tak więc rozwiązanie proponowane przez Obamę jest z legalnego punktu widzenia ryzykowne.
Podczas niedawnego wystąpienia w Białym Domu prezydent powiedział, że ucieka się do rządzenia za pomocą dekretów tylko wtedy, gdy staje przed poważnym problemem, którym nie chce zająć się Kongres. Bezczynność republikanów w sprawie reformy jest – zdaniem prezydenta – niekorzystna dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, dla gospodarki, a także dla przyszłości kraju.
Rok temu Senat uchwalił projekt wszechstronnej reformy imigracyjnej i czas, który upłynął od głosowania w tej sprawie był, zadaniem Obamy, wystarczająco długi, aby republikanie zmobilizowali się, by uchwalić swoją wersję ustawy. Przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner odparł, że od miesięcy powtarza Obamie, że społeczeństwo amerykańskie i przedstawiciele wybranych władz nie ufają mu, jeżeli chodzi o egzekwowanie już istniejących przepisów. Po co więc uchwalać nowe? Boehner dodał, że prezydencka decyzja sprzed dwóch lat pozwalająca pozostać w USA niektórym dzieciom imigrantów znajdującym się w Stanach nielegalnie doprowadziła do kryzysu na granicy, a dalsze rozporządzenia Obamy w tej sprawie tylko pogorszą sytuację.
Zdaniem Boehnera rządzenie za pomocą dekretów to nadużycie prezydenckiej władzy. W odpowiedzi na to prezydent stwierdził, że uchwalenie reformy przez Kongres rozwiązałoby ten problem. Prezydent ma prawo wydawać akty i rozporządzenia, które jednak muszą opierać się albo na konstytucji, albo na obowiązujących ustawach.
Tymczasem Obama wystąpił do Kongresu o przyznanie ponad trzech miliardów dolarów na zatamowanie rekordowego napływu nielegalnych imigrantów z Ameryki Środkowej oraz udzielenie szerszych uprawnień funkcjonariuszom imigracyjnym, aby przyśpieszyć deportacje dzieci zatrzymanych na granicy. Jak na razie przyśpieszone deportacje młodych imigrantów obowiązują w odniesieniu do Meksykanów, ponieważ Stany Zjednoczone mają wspólną granicę z Meksykiem.
Obama chce też surowszych kar dla przemytników dzieci działających na zielonej granicy. Straż graniczna ma do czynienia z całą siecią szmuglerów wykorzystujących ludzi. Do tego dochodzi potrzeba humanitarnego traktowania osób zatrzymanych przy próbie przekroczenia granicy i zastosowania w stosunku do nich odpowiedniego prawa.
Po tym jak na początku czerwca prezydent Obama ogłosił humanitarny kryzys na południowej granicy USA, przedstawiciele agencji federalnych odpowiedzialnych za zarządzanie w sytuacjach kryzysowych połączyli siły, by znaleźć miejsca na schroniska dla zatrzymanych imigrantów oraz zahamować ich dalszy napływ. Na potrzeby schronisk przeznaczono, między innymi, trzy bazy wojskowe.
Wojciech Minicz
Reklama