Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 14 listopada 2024 19:33
Reklama KD Market

Najazd dzieci

Od pewnego czasu głośno jest o tysiącach dzieci z Ameryki Łacińskiej, które przedostają się do USA przez zieloną granicę, a których do Ameryki wysyłają rodzice, mając na dzieję, że ich pociechy czekać będzie lepsza przyszłość. Zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami, każdy przybysz z obcych stron ma prawo do przesłuchania przed sądem imigracyjnym, a sędzia decyduje, czy dana osoba zasługuje na deportację, czy też nie.



Problem w tym, że średni okres oczekiwania na takie przesłuchanie wynosi 2 lata, a to oznacza, że coś przez ten czas trzema z dziećmi zrobić. Na południu kraju zorganizowano kilka obozów. Władze starają się też umieszczać młodocianych imigrantów w domach ich krewnych, mieszkających już w USA.

W sumie jest to wielka tragedia, której główną przyczyną jest to, że warunki życia tych młodych ludzi w ich rodzinnych krajach są fatalne, co napędza marzenia o emigracji. Jednak – jak można się było spodziewać – z tego humanitarnego problemu natychmiast zrobiono polityczny futbol. Gubernator Teksasu Rick Perry oświadczył, że to wszystko wina prezydenta Obamy, który wykazał się – jego zdaniem – brakiem zdolności przywódczych. Z kolei Obama twierdzi, iż w Kongresie jest już ustawa, która ma problem rozwiązać, ale nie zanosi się na to, żeby została zatwierdzona.

Jednak powyższe opinie to pestka w porównaniu do różnych innych, ekstremistycznych wypowiedzi. Senator Ted Cruz jest zdania, że wszystko to wynik "bezprawia uprawianego przez Biały Dom", choć nie wyjaśnił, o co dokładnie mu chodzi. Inni sugerują, że najazd dzieci z południa został w jakimś sensie "sprowokowany" przez brak egzekwowania obowiązującego prawa emigracyjnego.

Jest jednak dokładnie odwrotnie. Częściowo kryzys z napływem dzieci do USA wynika z postanowień ustawy, zatwierdzonej przed kilkoma laty i podpisanej przez prezydenta Busha, na mocy której każdy ma prawo do przesłuchania przed sądem imigracyjnym, zanim można rozpocząć procedurę deportacyjną. A że cały system imigracyjny w USA jest mocno "przeładowany" to zasługa tego, że od lat Kongres nie jest w stanie zatwierdzić jakichkolwiek reform – ostatnia próba zakończyła się w Senacie, gdyż Izba Reprezentantów w ogóle odmówiła debaty na ten temat.

O tragedii tysięcy dzieci można w sensie politycznym rozprawiać w nieskończoność. Nie zmieni to jednak w żaden sposób oczywistego faktu, że nie jest to niczyja wina. Problem wynika z ogromnych dysproporcji ekonomicznych, jakie istnieją między USA a takimi krajami jak Gwatemala czy Honduras. Dopóki dysproporcje te będą istnieć, dopóty ludzie przyjeżdżać będą do USA z narażeniem życia i zdrowia. Poza tym, młodym ludziom w tych krajach nieustannie grozi przymusowe wcielenie do przestępczych gangów, w który nie można niestety liczyć na długowieczność. Nie można się zatem dziwić rodzicom, że robią co mogą, by zapewnić swoich dzieciom jakąś szansę na sukces i względne bezpieczeństwo.

Amerykę stawia to w niezwykle niezręcznej sytuacji. Trudno jest wszak mówić o masowej i natychmiastowej deportacji tysięcy młodych ludzi, a skoro do czegoś takiego nie dojdzie, nieletnim trzeba zapewnić dach nad głową, wyżywienie, opiekę lekarską, itd. Pyskówki polityczne niczego takiego nie zapewnią. Mogą jedynie jeszcze bardziej skomplikować i tak już żałosną sytuację.

 Andrzej Heyduk
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama