Zarzuty konserwatystów, że urząd podatkowy wybiórczo odmawiał organizacjom związanym z Tea Party statusu non-profit na razie nie znalazły potwierdzenia. Śledztwo FBI nie wykazało żadnych nieprawidłowości w pracy IRS, które dałyby podstawę do wysunięcia oficjalnego oskarżenia przez Departament Sprawiedliwości.
W rozmowie z "Wall Street Journal" przedstawiciel FBI powiedział jednak, że w urzędzie podatkowym są egzekwowane prawa, których urzędnicy nie rozumieją w pełni. Śledztwo trwa nadal, lecz FBI nie mówi, czego konkretnie dotyczy.
Przewodniczący izbowego Komitetu Reformy Rządu, republikanin z Kalifornii Darrell Issa i przewodniczący tego podkomitetu, republikanin z Ohio Jim Jordan, nie wierzą w niewinność IRS i uważają, że raport opublikowany w "Wall Street Journal" stawia pod znakiem zapytania uczciwość śledczych z FBI.
Adwokaci reprezentujący kilkadziesiąt różnych grup Tea Party, którym nie przyznano zwolnień podatkowych ze względu na przekonania polityczne, narzekają na powolne tempo dochodzenia. Wskazują, że odpowiedzialna za śledztwo Barbara Bosserman, prawnik z wydziału praw obywatelskich w Departamencie Sprawiedliwości, jest zwolenniczką prezydenta Obamy, co − według nich − samo w sobie budzi podejrzenia o nieuczciwą grę. Taki zarzut skierował do Departamentu Sprawiedliwości Fox News. W odpowiedzi zwrócono uwagę, że sprawdzanie politycznych sympatii potencjalnego pracownika departamentu jest nielegalne.
Zaraz po wybuchu "skandalu" tłumaczono, że IRS ma obowiązek sprawdzania grup ubiegających się o zwolnienia od podatku, które przysługują organizacjom charytatywnym, lecz nie politycznym. Powszechnie wiadomo, że wszystkie indywidualne oddziały Tea Party prowadzą działalność czysto polityczną.
Fakt ten z pewnością nie powstrzyma kongresmana Issy przed szerzeniem dalszych pogłosek o dyskryminowaniu konserwartystów przez IRS.
(eg)
Reklama