Blisko osiemdziesiąt osób ciekawych swojej ortografii – no dobrze, może i odważnych – zasiadło przy stołach z czystą kartką papieru przed sobą, długopisem w ręku i, co tu ukrywać, lekko przyspieszonym biciem serca. To uczestnicy już czwartego dorocznego dyktanda – konkursu ortografii organizowanego przez Zrzeszenie Nauczycieli Polskich w Ameryce.
Chcą sprawdzić swoją umiejętność pisania po polsku, nabytą w polskiej szkole i w domu od rodziców. Odwagi może aż tak nie trzeba, bo dyktando pisze się anonimowo, imię i nazwisko zostaje zamknięte w kopercie i tylko autorzy trzech najlepszych prac zostaną ujawnieni. I nawet w ich przypadku nie podaje się informacji o liczbie błędów. Uff…
Z poprzednich lat wiadomo, że najeżony trudnościami tekst autorstwa prof. Katarzyny Kłosińskiej z Uniwersytetu Warszawskiego jest opowiastką absurdalną i śmieszną.
Ale choć dyktando jest dobrą zabawą, trudności piętrzyły się od początku. „O Mikołaju, któremu na mikołaja przebieraniec mikołaj przyniósł czekoladowego mikołaja”. Któremu mikołajowi należy się duże, a któremu małe „m”?!
Dalej nie było ani chwili wytchnienia. Piszący musieli zmagać się ze „szczerozłotą uprzężą”, „uróżowaną żuchwą”, „szlafmycą” i „krepdeszynowym wachlarzem”.
A „krzesanie hołubców, hurkocząc ciżmami”? A wuj… o, właśnie. Uczestnicy słyszeli wyraźnie „wuj Gienek”. I tu był pies pogrzebany. Prawie wszyscy pisali „Gienek”. A to jest błąd! Jak wyjaśniła niedowierzającym konkursowiczom prof. Kłosińska, zdrobnienie od Eugeniusza można wymawiać Gienek albo Genek, ale zmiękczać tego „G” nie wolno. A więc wykreślamy Gienka raz na zawsze ze swojego pisanego słownika. Umarł Gienek, niech żyje Genek!
Wszystkie inne pytania, na jakie trzeba było sobie odpowiedzieć podczas dyktanda: pisać razem czy rozdzielnie? z przecinkiem czy z łącznikiem? z zagranicy czy zza granicy? – były przeszkodami do pokonania w wyścigu o pierwsze miejsca w tej emocjonującej imprezie.
Do ortograficznej mety pierwsze dobiegły trzy panie.
Tytuł Polonijnego Mistrza Ortografii zdobyła Marta Grochala; pierwszym wicemistrzem, czy też wicemistrzynią, została Anna Rosa, drugim (drugą?) – Paulina Kowalska. Wszystkie zdobyły nagrody i otrzymały długie, mocne brawa od zebranych.
Z nadzieją, że dyktando, które odbyło się 1 grudnia w Centrum Kopernikowskim, weszło na stałe do kalendarza imprez polonijnych, zachęcamy teraz do czytania po polsku, zwracania uwagi na pisownię co trudniejszych wyrazów i do zgłoszenia się za rok do Polonijnego Dyktanda 2014.
Krystyna Cygielska
[email protected]
Dla podszlifowania swojego warsztatu językowego, zamieszczamy pełny tekst tegorocznego dyktanda i życzymy powodzenia!
Dyktando 2013, Chicago
O Mikołaju, któremu na mikołaja przebieraniec mikołaj przyniósł czekoladowego mikołaja
W wigilię Świętego Mikołaja (też: św. Mikołaja) siedząc w półśnie przy żarzącym się kominku, czterdziestodwuletni Mikołaj ujrzał dwukonny zaprzęg o kołach koloru ochry, ze szczerozłotą uprzężą, powożony przez jakąś istotę co najmniej z zagranicy, leśli nie z zaświatów. Żuchwę miał uróżowaną, jakby ogorzałą, lecz czoło blade, jak u umrzyka. Na głowie sterczała mu szlafmyca, ale nie zwyczajna, lecz taka jak kapelusz muchomora – czerwonopomarańczowa. W rękach dzierżył mahoniową halabardę i krepdeszynowy wachlarz. "Czyżby to jakiś kosmita albo Marsjanin? – jął się zastanawiać czterdziestodwulatek – Bo na pewno nie Ziemianin. Ale komuż by się chciało przemierzać kilkutysiąckilometrowe dukty Wszechświata (też: wszechświata), by zajrzeć do jednego ze środkowoeuropejskich domostw, i po cóż, dalibóg, miałby on to robić!?".
Wtem przybysz zgiął się wpół, po czym zaczął krzesać hołubce, hurkocząc ciżmami. Wykonał jakieś czary-mary i zamienił się w mikołaja w jasnoczerwonej czapce ze śnieżnobiałym pomponem. Zadzwonił dzwoneczkiem: dzyń, dzyń! (też: dzyń, dzyń) i rzucił autochtonowi czekoladowego mikołaja, po czym wrzasnął: "Obudź się, hultaju!". "Aha, ach to tak! – oprzytomniał prawdziwy Mikołaj – to nie żaden nie-Ziemianin, lecz niechybnie wuj Genek przebrany za mikołaja. Po prostu w przedmikołajkowy wieczór wychynął skądsiś (też: skądciś), gdy półdrzemałem. Jakżeżby inaczej!".
Reklama