Badając tę grupę od przeszło 10 lat, Zogby doszedł do wniosku, że “dramatycznie różni się” ona od pozostałych pod względem postrzegania Ameryki, jej wyjątkowości i roli na świecie, ale też podejścia do wielokulturowości i sposobów podejmowania decyzji. To ludzie “otwarci na świat”.
Na tę wyjątkowość wpływa fakt, że aż 67 proc. tzw. pierwszych globalnych ma paszporty i podróżowało za granicę; aż 60 proc. z nich uważa, że mówienie biegle w innym języku jest bardzo ważne, podczas gdy w przypadku osób urodzonych w latach 40. twierdziło tak góra 5 proc. - tłumaczył Zogby na spotkaniu z dziennikarzami w Foreign Press Center. Aż 35 proc. z nich oczekuje, że podczas swojego życia będzie mieszkać i pracować w innym kraju niż USA.
“Pierwsi globalni” całkowicie inaczej podchodzą też do oceny amerykańskiej kultury. “To jedyne pokolenie, gdzie nie ma większości, która mówiłaby o wyższości amerykańskiej kultury nad innymi” - mówi Zogby. Aż 70 proc. z nich wierzy w małżeństwo, ale jednocześnie wielu z nich uważa, że możliwe jest, by małżonkowie żyli i wychowywali dzieci w dwóch innych krajach, a nawet kontynentach.
Dlaczego świat jest dla nich tak zupełnie inny? Zogby nie ma wątpliwości, że wpływ na to miała globalna moda (żyli w świecie, gdzie różni ludzie zaczęli nosić te same ubrania), globalny sport (podczas gdy rodzice kibicowali lokalnej lidze koszykówki, oni oglądali World Cup w piłce nożnej) i globalna muzyka (kanał muzyczny MTV odegrał znaczną rolę). “Byli rozpieszczeni, nie ma wątpliwości” – przyznaje Zogby. Ale to też pierwsza grupa, która nauczyła się nie marnować energii i dba o środowisko; jest częścią “globalnej wspólnoty interesów” - podsumowuje.
To jednak nie wszystko. Według analityka “dwa wydarzenia zakłóciły ich życie” i wywarły niezwykły wpływ na ich postawy. Pierwszym były zamachy terrorystyczne z 11 września 2001 roku. Byli zszokowani, tak jak i inne pokolenia. Ale podczas gdy starsi mówili: “Ameryka została zaatakowana. Musimy jej bronić”, to “pierwsi globalni” pytali: “Dlaczego ci ludzie nas nienawidzą, kim oni są? Słuchamy przecież tej samej muzyki, oglądamy te same rozgrywki sportowe”. “To pierwsza grupa, która stała się globalna w swej mentalności” - ocenia Zogby.
Drugi kataklizm, jaki wywarł wpływ na “pierwszy globalnych” to kryzys finansowy w 2007 r. i recesja gospodarcza, jaka po nim nastąpiła. Natura gospodarki jest cykliczna - przyznaje Zogby - ale “pierwsi globalni” w przeciwieństwie do innych pokoleń w USA, w całym swym dorosłym życiu ani razu nie zaznali jeszcze boomu gospodarczego.
Zogby doszedł do wniosku, że “pierwsi globalni” wywierają i będą wywierać coraz większy wpływ na instytucje amerykańskie i politykę zagraniczną USA.
To najmniej przychylna wojnom grupa. “Ktokolwiek byłby po drugiej stronie, oni nie traktują go jako kogoś odmiennego, nieludzkiego, niepodobnego do nich” – mówi analityk. Poza tym, opierając się na doświadczeniach wojen w Iraku i Afganistanie, mają poczucie, że amerykańskie interwencje nie poprawiają sytuacji.
Ponadto grupa ta nie rozumie pojęcia “amerykańskiej wyjątkowości”. Pamiętają o korzyściach, jakie daje życie w USA i fakt, że jest się Amerykaninem, ale bardziej niż inni doceniają odległe kultury.
I wreszcie jest to grupa, która najbardziej sprzyja sojuszom i wypracowywaniu kompromisów z innymi krajami np. w ONZ. Mają ponadto szczególną cechę, jeśli chodzi o proces podejmowania decyzji i szukania konsensusu. Są niecierpliwi i przekonani, że każdy problem można rozwiązać. To cecha, które – jeśli zostanie dobrze wykorzystana – może poprawić usprawnić amerykańskich instytucji.
“Pierwsi globalni” nie są więc izolacjonistami ani przeciwnikami rządu, są jednak zniechęceni i głęboko rozczarowani rządem i systemem politycznym. W 2010 r. wielu z nich w ogóle nie wzięło udziału w wyborach. Nie głosowali dotychczas na Partię Republikańską, bo “postrzegają tę partię jako reakcyjną, antygejowską i antyimigracyjną” - tłumaczy Zogby. Ale to nie znaczy, że w 2014 r. w wyborach do Kongresu będą głosować na Demokratów.
W wyborach prezydenckich głosowali na “supermana” Baracka Obamę. “Ale ponieważ superman nie istnieje, są teraz rozczarowani” - ironizuje ekspert. Podczas gdy w 2009 r. senator Obama zdobył w wyborach prezydenckich 66 proc. głosów młodych, teraz popiera go poniżej 50 proc. z tej grupy – szacuje analityk. Ocenia, że rozczarowanie Obamą jest wśród “pierwszych globalnych” głębokie i złożone. Wynika po części z kiepskiej sytuacji gospodarczej, ale też ujawnionych rewelacji o prowadzonej przez wywiad amerykański inwigilacji internetu.
Z Waszyngtonu
Inga Czerny (PAP)