Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 25 września 2024 10:20
Reklama KD Market

Hanna Anderson – uprowadzona czy współodpowiedzialna?

Porwana przez przyjaciela rodziny i przypadkiem wyrwana z jego rąk 16-letnia Hannah Anderson dwa dni po powrocie do domu zasiadła do Facebooka i spokojnie zaczęła odpowiadać na pytania o swoich przeżyciach. Fakt ten wywołał zdziwienie, ponieważ spodziewano się, że dziewczyna będzie w szoku z powodu wiadomości o śmierci swej matki i młodszego brata.



Tymczasem z dokumentów sądowych wynika, że porywacz, bliski przyjaciel rodziny Andersonów, 40-letni James Lee DiMaggio, torturował 44-letnią Christinę Anderson, na co wskazują ślady krwi koło ciała ofiary. Hannah Anderson wiedziała, że DiMaggio skrępował jej matkę i brata, i pozostawił oboje w garażu. Podobno natomiast nie miała pojęcia, że podpalił dom. Dziś żałuje, że nie broniła rodziny. Twierdzi, że bała się o swoje życie.

Jak już ustalono 4 sierpnia, przed powrotem Hannah z ćwiczeń cheerleaeders doszło do wymiany 13 telefonów między nią a DiMaggio, po czym oba telefony zostały wyłączone.

 



DiMaggio utrzymywał z rodziną Andersonów bardzo bliskie kontakty. Dzieci traktowały go jak wujka. Wiadomo, że wcześniej zabierał Hannah na kilkudniowe wycieczki, m.in. do Malibu i Hollywood.

Na Facebooku dziewczyna tłumaczyła, że feralnego dnia odwiedzili DiMaggio na wsi położonej 65 mil na wschód od San Diego, by po raz ostatni pojeździć po polu gokartami i wesprzeć go moralnie. Twierdził bowiem, że z powodu problemów finansowych traci dom.

Chociaż niezwykły spokój dziewczyny budzi różnorodne podejrzenia, w tym, że miała jakiś związek z własnym porwaniem, szeryf powiatu San Diego, Bill Gore, jest absolutnie przekonany, iż DiMaggio zabrał ją wbrew jej woli.

Hannah Anderson wybawiono z rąk porywacza w sobotę w ubiegłym tygodniu. DiMaggio wywiózł dziewczynę w dziki, górzysty region Idaho, gdzie rozbił obóz. Przypadek chciał, że dwa starsze małżeństwa udały się w te okolice na konną przejażdżkę. Po przyjacielsku zaczepili obozowiczów. Ci nie byli jednak rozmowni. Po powrocie do domu i obejrzeniu telewizji, turyści zdali sobie sprawę, że spotkana na szlaku dziewczyna, to nikt inny, jak Hannah Anderson. Zawiadomili policję. Do akcji włączono agentów FBI. Obóz otoczono z ziemi i powietrza. Di Maggio został pięciokrotnie postrzelony w głowę i w klatkę piersiową. We wtorek jego ciało skremowano w jednym z domów pogrzebowych koło Los Angeles.

Oprócz informowania na Facebooku o swych przeżyciach, Hannah zajmowała się przygotowaniami do pogrzebu matki i brata.

Dziewczyna twierdzi, że przez sześć dni praktycznie nie spała. Była głodna i prosiła o jedzenie. Nie mogła uciec, ponieważ Di Maggio groził, że zabije ją i każdego, kto przyjdzie jej z pomocą. Przyjaźnie nastawionym turystom nie odpowiadała na pytania ze strachu o ich życie. Zapytana, czy nie mogła powiadomić ich wzrokiem, że coś nie jest w porządku, odpowiedziała "bałam się". Na wiadomość o śmierci DiMaggio zareagowała: "Dostał to, na co zasłużył".

Sprawą media będą zapewnie jeszcze się zajmowały.  Już teraz nie brakuje komentarzy, że dziewczyna zachowuje stoicki, niezwykły jak na taką tragedię, spokój i na tej podstawie snują domysły, że przynajmniej częściowo była zaangażowana w plan DiMaggio. Inni twierdzą, że ludzkich przeżyć nie można oceniać na podstawie zewnętrznych objawów. Zanim zamienimy się w sędziów pozwólmy ochłonąć emocjom.

(eg)


James Lee DiMaggio fot. San Diego Sheriff's Department Hannah Anderson fot missingpersonsofamerica.com

James Lee DiMaggio fot. San Diego Sheriff's Department Hannah Anderson fot missingpersonsofamerica.com

James Lee DiMaggio fot. San Diego Sheriff's Department

James Lee DiMaggio fot. San Diego Sheriff's Department


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama