Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 14:27
Reklama KD Market

Marihuana dzieli Polonię

Palić czy nie palić?


O opinię dotyczącą legalizacji marihuany zapytaliśmy w krótkiej sondzie przedstawicieli różnych polonijnych środowisk.

/a> fot. Chuck Grimmett/Flickr


Dr Victor Foryś, lekarz i polityk – jest zdecydowanym zwolennikiem legalizacji marihuany. Prohibicja nie skutkuje, użytkownicy marihuany niepotrzebnie zapełniają więzienia, handlarze, związani z przestępczymi organizacjami m.in. w Meksyku – zarabiają ogromne pieniądze.

Jeżeli chodzi o powszechne przekonanie, że marihuana wprowadza do używania "twardych" substancji uzależniających, nie jest ono oparte żadnymi dowodami. Ludzie, którzy sięgają po uzależniające narkotyki i tak zaczęliby ich używać, a ci, którzy palą marihuanę, najczęściej przy niej pozostają.

Lekarka (general practice), odpowiada anonimowo. Jest jak najbardziej przeciwna legalizacji. Jej zdaniem marihuana – jeden z najbardziej rozpowszechnionych narkotyków – to szeroko otwarta brama, która prowadzi do używania innych substancji i do narkomanii.

Jak na mówi, na co dzień obserwuje co się dzieje w szkołach średnich na przedmieściach, gdzie praktycznie wszyscy uczniowie z prominentnych rodzin – palą. Muszą ingerować psychologowie, często policja.

Anna Kowalczyk-Barton, dziennikarka – uważa, że marihuana jest nieszkodliwa. Wprawdzie panuje przekonanie, że po spróbowaniu marihuany sięga się po innne narkotyki, ale jeżeli jej używanie zostanie zalegalizowane, to może nie będzie potrzeby przechodzenia do narkotyków nielegalnych.

Krzysztof Babiracki, artysta plastyk – jest za legalizacją marihuany na prywatny użytek. Uważa, że nie jest tak szkodliwa, jak alkohol, a dla cierpiących na pewne dolegliwości bardzo pomocna. Legalizacja może zmniejszyć przestępczość, osłabić gangi narkotykowe, wpłynąć pozytywnie na bezpieczństwo na ulicach.

Piotr Kochanowicz SI, jezuita – jest przeciwny legalizacji.

Jej zwolennicy argumentują, że pomoże to kontrolować jej użycie, a przede wszystkim zlikwidować czarny rynek.Jednak marihuana jest narkotykiem, uzależniającym bardziej niż alkohol, wpływającym na nastrój i świadomość. Ksiądz spotyka na co dzień ludzi uzależnionych, którzy przychodzą, wręcz błagając o pomoc. Mają trudności z pracą, bo co godzinę "potrzebują dymka"; mają niebezpieczne urojenia, na przykład sądzą, że potrafią latać i skaczą z okna albo dachu.

A uwolnienie się od takiego uzależnienia to długa i bardzo trudna droga.

Marek Dobrzycki, kierownik kliniki prawnej – jest umiarkowanym (nie zaangażowanym osobiście) zwolennikiem legalizacji. Informacje naukowe i medyczne nie pozostawiają wątpliwości, że przy wielu schorzeniach marihuana jest bardzo pomocna.

Kraje, w których jest legalna, mają mniej problemów związanych z narkotykami, ich używaniem i handlem. Karanie za posiadanie marihuany pociąga za sobą ogromne koszty dla społeczeństwa. Zamiast wydawać pieniądze na trzymanie ludzi w więzieniach, lepiej byłoby przeznaczać je na edukację i leczenie osób uzależnionych.

Zebrała:


 Krystyna Cygielska


[email protected]


***


Ponad połowa Amerykanów za legalną marihuaną


Analiza z dymkiem w tle


Amerykanie radykalnie zmienili stanowisko ws. marihuany. Za jej legalizacją opowiada się po raz pierwszy ponad połowa społeczeństwa. Jeśli doświadczenia dwóch stanów, które jako pierwsze legalizują marihuanę będą pozytywne, mogą za nimi podążyć kolejne regiony.

W listopadzie Kolorado i Waszyngton jako dwa pierwsze stany USA przeprowadziły referenda, w których zdecydowano o zalegalizowaniu posiadania marihuany przez osoby powyżej 21. roku życia. W obu stanach uprawa konopi indyjskich, ich przetwarzanie i sprzedaż marihuany zostały uregulowane przepisami i obłożone wysokim podatkiem, z którego dochody mają być przeznaczane m.in. na szkoły i ochronę zdrowia.

Te decyzje są sprzeczne z prawem federalnym, które od 1970 roku traktuje marihuanę jako nielegalną substancją narkotyczną. "W praktyce rząd nie ma jednak wystarczającej liczby federalnych stróży prawa, by zapewnić wdrażanie zakazu" - tłumaczył PAP Jonathan Rauch z Brookings Institution. Bez współpracy służb stanowych trudno będzie egzekwować federalny zakaz. Tymczasem kolejne stany: Kalifornia, Oregon i Maine sygnalizują inicjatywy, by w referendach przy okazji wyborów prezydenckich w 2016 roku zalegalizować marihuanę. Alaska może się na ten krok zdecydować już w przyszłym roku.

Dotychczas administracja prezydenta Baracka Obamy formalnie nie zareagowała na "rewoltę" stanów Waszyngton i Kolorado, poza słownym wyrażeniem sprzeciwu wobec legalizacji marihuany i obaw o wpływ tej decyzji na nieletnich. Jak mówili eksperci podczas debaty poświęconej polityce wobec marihuany, która odbyła się w środę Brookings Institution, ani Kongres ani rząd nie palą się, by zajmować się tę trudną politycznie sprawą. Ale prokurator generalny USA Eric Holder będzie musiał zająć stanowisko, zważywszy, że prawo federalne pozostaje w mocy. Poza tym - zauważa Rauch - USA są sygnatariuszami międzynarodowych umów o zwalczaniu narkotyków, w tym marihuany.

Tymczasem sondaże wskazują, że Amerykanie radykalnie zmieniają nastawienie do marihuany. W latach 60., kiedy przeprowadzano pierwsze badania w tej sprawie, prawie nikt nie popierał legalizacji. Według marcowego sondażu PEW Research Center obecnie 52 proc. Amerykanów opowiada się za tym; przeciw jest 45 proc. W przeciągu około dekady liczba zwolenników legalizacji wzrosła o 20 punktów procentowych, a tylko w ostatnich trzech latach o 11 punktów procentowych. W ciągu zaledwie siedmiu lat z 50 do 32 proc. spadła też liczba osób, które uważają palenie marihuany na "niemoralne".

Poparcie dla legalizacji marihuany jest najwyższe wśród osób poniżej 30. roku życia. Ale nawet w grupie wiekowej powyżej 65 lat, jedynej, gdzie przeciwnicy wciąż przeważają nad zwolennikami, w przeciągu ostatnich lat też wzrosło poparcie dla zniesienia zakazu. Najwyższe, bo aż 70-procentowe poparcie jest wśród osób, które kiedyś paliły marihuanę. Do spróbowania "trawki" przyznaje się 48 proc. Amerykanów.

"Istnieje silny trend za legalizacją marihuany i mało prawdopodobne jest, by w ciągu najbliższych lat się on odwrócił" - powiedział prof. William Galston, ekspert Brookings i wykładowca na University of Maryland. "To prawie niemożliwe, zważywszy, że za legalizacją jest teraz klasa średnia" - zgodził się z nim analityk wyboczy z "RealClearPolitics" Sean Trende.

Poparcie dla legalizacji marihuany rośnie we wszystkich grupach, bez względu na kolor skóry, płeć, wykształcenie, czy przynależność polityczną. Nawet wśród Republikanów, którzy tradycyjnie są przeciw, legalizację popiera już 37 proc.

Tego trendu nie można tłumaczyć jedynie wymianą pokoleniową. Większość Amerykanów wciąż nie postrzega bowiem palenia marihuany jako coś dobrego. Według sondaży większość przyznaje wręcz, że czułaby się "niekomfortowo" w obecności osoby palącej marihuanę. Zdaniem ekspertów rosnące poparcie dla legalizacji należy tłumaczyć "praktycznym" podejściem Amerykanów do problemu.

"Ludzie widzą, że zakaz nie działa, natomiast umożliwia wzbogacanie się gangom przestępczym" - powiedziała ekspertka badań opinii publicznej Anna Greenberg. W badaniu PEW aż 72 proc. respondentów wyraziło opinię, że polityka zakazu "więcej kosztuje niż jest warta". Zwolennicy legalizacji podnoszą też argument więzień przepełnionych skazanymi za łamanie "marihuanowej prohibicji", z których wychodzą przygotowani do znacznie poważniejszych przestępstw niż posiadanie czy palenie trawki w miejscu publicznym. Za uprawę 100 roślin konopi prawo federalne przewiduje minimum 5 lat więzienia.

Sceptyczni wobec rezultatów rządowego zakazu są także przeciwnicy zalegalizowania marihuany. Dlatego wielu uważa, że należy pozwolić stanom podjąć własną decyzję w tej sprawie. Aż 60 proc. respondentów badania PEW, w tym większość Demokratów i Republikanów, sprzeciwia się interwencji rządu w stanach Waszyngton i Kolorado.

To, jak dalej marihuana będzie regulowana w USA, zależy w dużej mierze od tego, "czy sprawdzi się eksperyment" w tych dwóch stanach, gdzie nowe prawo dopiero zaczyna wchodzić w życie - ocenia ekspert Brookings E.J.Dionne. Ale i on uważa, że decyzje najpewniej będą podejmowane przez poszczególne stany, a dokładnie przez ich mieszkańców w referendach, a nie przez Kongres.

Z Waszyngtonu


 Inga Czerny (PAP)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama