Bez LeBrona Jamesa przystąpili do meczu z Chicago Bulls Cleveland Cavaliers. „Ma kilka siniakόw, zadrapań, postanowiliśmy mu dać odpocząć” – tłumaczył przed meczem szkoleniowiec Cavaliers Mike Brown. Cavaliers mogli sobie na to pozwolić, bo mają zagwarantowaną przewagę własnego parkietu już do końca rozgrywek. Co innego Bulls. Zespόł chicagowski wciąż walczy o play-offs i choć czasem można po meczach takich jak ostatni z Milwaukee Bucks stracić nadzieję, to Bulls pomagają nieszczęścia innych. Kontuzje Chrisa Bosha i Hedu Turkoglu z Toronto Raptors sprawiły, że zespόł kanadyjski przegrał ostatnie trzy spotkania i „Byki” stanęły w meczu z Cleveland przed szansą wyrόwnania bilansu z Raptors.
Już w pierwszej kwarcie Bulls mogli się jednak przekonać, że Cavaliers bez LeBrona Jamesa nie zamienią się nagle w np. Minnesotę Timberwolves. Dzięki dobrej grze Mo Williamsa i Antwana Jamisona po pierwszej części był remis po 28. W drugiej kwarcie na parkiecie szalał Derrick Rose, ktόrego skuteczna gra pozwoliła odskoczyć na 4 punkty (60:56). Przez pierwsze dwie kwarty gra była toczona na wysokim procencie skuteczności: Chicago trafiło 54.5 procent z gry, Cleveland 56.8 proc.
Początek drugiej połowy wyglądał zupełnie inaczej niż wcześniejsze części. Obie drużyny wzmocniły grę w obronie i przez długi okres czasu kibice nie widzieli celnych rzutόw. Ten okres przerwały dopiero „trόjki” Mo Williamsa (Cleveland) i Kirka Hinricha (Chicago), oraz wejścia pod kosz centrόw Jamisona (Cavs) i Noah (Bulls). W połowie trzeciej kwarty po udanych akcjach Rose’a, Hinricha i Luola Denga Bulls osiągnęli najwyższą w meczu przewagę – 12 punktόw. Końcόwka kwarty znόw niestety wyraźnie należała do grających na luzie gości, ktόrzy zbliżyli się na odległość dwόch punktόw. Po trzech częściach na tablicy wyświetlał się wynik 82 do 80 na korzyść Bulls.
Czwartą kwartę rozpoczął celny rzut Hinricha i pudło Antwana Jamisona. Vinny del Negro dał odpocząć Derrickowi Rose, ktόry do tego momentu na parkiecie spędził prawie 30 minut, podobnie jak Hinrich i Deng. Na 9 minut przed końcem Cleveland objęło prowadzenie po tym jak Jamison zdobył dwa punkty, a następnie faulowany przy rzucie, skutecznie wykonał osobisty. Na parkiecie ponownie pojawił się Derrick Rose. Po dwόch akcjach Brada Millera Chicago odzyskało trzypunktowe prowadzenie. Cleveland jednak nie dawało za wygraną i Chicago nie było w stanie odskoczyć na bardziej bezpieczne prowadzenie. Tymczasem atmosfera w United Center robiła się coraz bardziej gorąca a kibice dopingowali drużynę jak za starych, dobrych czasόw.
Ostatnie pięć minut to dla fanόw Bulls prawdziwa wojna nerwόw. Szalejący Mo Williams trafił po raz trzeci i czwarty za trzy punkty i nagle zrobiło się cztery punkty gości. Na niespełna trzy minuty przed końcem Vinny del Negro bierze czas.
Mo Williams znόw w dwόch kolejnych akcjach trafia za trzy, mimo że przy pierwszym rzucie blokować prόbuje go dwόch zawodnikόw (Taj Gibson i Kirk Hinrich). Noah za dwa i Chicago prowadzi jednym punktem. 50 sekund do końca, czas dla Bulls. Na 14 sekund dwόch osobistych nie trafia Deng. Nie trafia także Anderson Varejao i Chicago zwycięża. Najwięcej punktόw dla Bulls: Derrick Rose – 24.
Bulls zrόwnali się w tabeli z Toronto i teraz muszą pokonać tę drużynę na wyjeździe (mają gorszy bilans z rywalami). Szansa na play-offs wciąż żyje.
Chicago Bulls – Cleveland Cavaliers 109 : 108. Marzenia o play-offs wciąż żywe
- 04/09/2010 09:13 PM
Reklama