W inauguracyjnej partii praktycznie od połowy wszystko układało się po myśli rzeszowian. Wypracowali sobie trzypunktową przewagę, której rywale nie byli w stanie zniwelować. W ekipie gospodarzy nie błyszczeli już tak jak w pierwszym meczu Wouter Ter Maat i Matthew Anderson (obaj po 33 proc. skuteczności w ataku). Resoviacy z kolei po udanych akcjach w obronie wyprowadzali skuteczne kontry.
Role odwróciły się w drugim secie, gdzie zdecydowanie już dominowali miejscowi. Ich ogromnym atutem była zagrywka. Po serii pięciu asów Andersona Ziraat Bankasi prowadził 17:9. Rzeszowianie mieli ogromne kłopoty z przyjęciem zagrywki Amerykanina. Sami natomiast nie stanowili w tym elemencie dużego zagrożenia dla rywali.
Niesieni dopingiem nadkopmpletu publiczności, którą w dużej mierze stanowiła młodzież, gospodarze zaczęli trzeciego seta od prowadzenia 5:0. Resoviacy ruszyli w pogoń ale przez dłuższy czas to siatkarze z Ankary utrzym; ywali dystans. Przy stanie 13:9 goście zdobyli z rzędu trzy punkty i zacięta walka rozgorzała na nowo. Gdy na tablicy wyników pojawił się remis (15:15), trybuny nieco ucichły i słychać było doping kibiców z Rzeszowa, których około 40 wybrało się w podróż do do Ankary autokarem. Resoviacy kontynuowali dobrą grę, prowadząc w końcówce 21:20. Kolejne dwa punkty padły łupem rywali, którzy wykorzystali błędy siatkarzy z Rzeszowa. Gospodarze objęli prowadzenie i za piątą piłkę setową, po bardzo długiej wymianie, postawili kropkę nad i.
Turecki zespół złapał dużą pewność siebie i świetnie otworzył czwartego seta, prowadząc 9:2 czy 12:4. Znów resoviacy byli w opałach w przyjęciu zagrywki. Trener Tuomas Sammelvuo dokonywał zmian, chcąc ratować sytuację, ale rozpędzony zespół z Ankary był już nie do zatrzymania.
Najwięcej punktów dla Asseco Resovii zdobyli: Bartosz Bednorz 15, Stephen Boyer 12, Karol Kłos 11; dla Ziraat Bankasi: Matthew Anderson 24, Vahit Emre Savas 16.