Szkoleniowiec broniących trofeum "Królewskich" nie spodziewał się porażki w takim rozmiarze. Ocenił, że tego dnia madrytczycy nie zagrali na swoim najwyższym poziomie.
"To trudna do przełknięcia porażka, której, oczywiście, się nie spodziewaliśmy. W pierwszej połowie drużyna była uporządkowana, ale po dwóch bramkach z rzutów wolnych zespół podupadł i mentalnie, i fizycznie. Zwykle potrafi dobrze zareagować, ale tym razem ostatnie pół godziny było po prostu złe" - nie ukrywał Ancelotti na konferencji prasowej.
Real trzykrotnie w historii odrabiał co najmniej trzybramkową stratę. Ostatnio udało mu się to w 1986 roku, gdy w Pucharze UEFA przegrał na wyjeździe z Borussią Moenchengladbach 1:5, ale w rewanżu zwyciężył 4:0.
"Zobaczymy, czy nam się uda. Ten wynik wszystko komplikuje, ale niektóre rzeczy zrobiliśmy, jak należy. W pierwszej połowie ciężko pracowaliśmy i fizycznie prezentowaliśmy wysoki poziom. Co prawda, jak ktoś obejrzał dzisiejsze spotkanie, to może sądzić, że już nie ma żadnych szans, ale w piłce nożnej wszystko zmienia się bardzo szybko" - dodał Ancelotti.
Bohaterem gospodarzy w Londynie był Declan Rice, który popisał się dwoma precyzyjnymi uderzeniami z rzutów wolnych (58. i 70. minuta). Szczególnie efektowne było to drugie, kiedy 26-letni pomocnik posłał piłkę w sam narożnik bramki strzeżonej przez Belga Thibaut Courtois. Na 3:0 prowadzenie Arsenalu podwyższył Hiszpan Mikel Merino (75.).
Rice strzelił pierwsze dwa gole z rzutów wolnych w dorosłej karierze.
"Wiedziałem, że mam takie możliwości, ale ciągle trafiałem w mur albo ponad poprzeczką. Tym razem moją pierwszą myślą było dośrodkowanie, ale potem zobaczyłem, gdzie stoi mur i jak ustawiony jest bramkarz, i pomyślałem: +Spróbuj+" - relacjonował.
Z postawy podopiecznego dumny był hiszpański trener Mikel Arteta.
"Nigdy wcześniej nie trafił bezpośrednio z rzutu wolnego, więc jakie były na to szanse? Kryje się za tym wiele treningów. Przez trzy i pół roku nie udało nam się zdobyć bramki bezpośrednio z rzutu wolnego, a teraz dwie w niewiele ponad 10 minut... W tych rozgrywkach umiejętności indywidualne odgrywają wielką rolę" - ocenił.
Dodał, że występ jego drużyny i tak korzystny wynik to "krok naprzód".
"W takich meczach tworzy się historię. Kibice byli bardzo aktywni przez większość meczu. Trzeba cieszyć się tą wygraną, ale to dopiero połowa dwumeczu. Żeby awansować, być może w Madrycie będziemy musieli zagrać jeszcze lepiej. Przed nami jeszcze daleka droga" - dodał Arteta.
Jego zdanie podziela też były piłkarz "Kanonierów" Cesc Fabregas, który komentował wtorkowe spotkanie w serwisie Amazon Prime.
"Chciałbym móc powiedzieć, że kwestia awansu już się rozstrzygnęła. Po pierwszym golu powiedziałem, że potrzebują drugiego, po drugim - że trzeciego, ale... Real Madryt to Real Madryt" - stwierdził lapidarnie.
Z kolei hiszpańskie media porażkę w Londynie określiły jako najgorsza noc Realu od lat.
Największe dzienniki w Hiszpanii poinformowały o "pogromie" w Londynie, podkreślając dwa imponujące gole Declana Rice'a z rzutów wolnych.
"To była egzekucja, a Rice pociągnął za spust" – napisała gazeta "El Mundo" o precyzyjnych strzałach pomocnika Arsenalu.
Według madryckiego dziennika "ABC" scenariusz, w którym tak grający Real jest w stanie odrobić trzy bramki straty, jest tym z gatunku science fiction. "AS" wskazał z kolei na "śmiertelnie ranną" drużynę "Los Blancos" i porażkę, która uczyniła awans do półfinału LM "prawie nierealnym".
Według dziennika "Marca", po golach Rice'a, Real "zniknął, nie reagując ani na boisku, ani na ławce, pogarszając wszystkie objawy, które drużyna wykazywała od tygodnia". Jak zauważyła gazeta, hiszpańska drużyna praktycznie abdykowała w mieście, gdzie przed rokiem po raz 15. sięgnęła po puchar w najważniejszych europejskich rozgrywkach.
"Bez iskry, bez duszy, bez futbolu" – skonkludowała "Marca".
"Cztery mroczne dni Realu Madryt, który jest na krawędzi piekła" – skomentował z kolei kataloński "Sport". Gazeta odniosła się tym samym jednocześnie do sobotniej porażki w La Lidze z Valencią (1:2), która może pozbawić stołeczną ekipę szans na obronę tytułu ligowego oraz wtorkową klęskę na Emirates Stadium, odsuwającą nadzieję na kolejny sukces w Champions League.