Specjaliści weterynarii stwierdzili, że pozwolenie wirusowi na niekontrolowane rozprzestrzenianie się w stadach drobiu byłoby nieludzkie i niebezpieczne oraz miałoby ogromne konsekwencje ekonomiczne. „To naprawdę okropny pomysł, z wielu powodów” – powiedziała dr Gail Hansen, była weterynarz stanowa w Kansas. Jeśli RFK Jr. się uprze i postawi na swoim, wkrótce do zakupu tuzina jaj potrzebne będzie zaciągnięcie pożyczki w banku.
Od stycznia 2022 roku odnotowano w Stanach Zjednoczonych ponad 1600 ognisk wirusa na farmach, a zainfekowanych zostało ponad 166 milionów ptaków. Każda infekcja to kolejna okazja dla wirusa, zwanego H5N1, do ewolucji w bardziej zjadliwą formę. Genetycy uważnie śledzą jego mutacje; jak dotąd wirus nie rozwinął zdolności do rozprzestrzeniania się wśród ludzi. Ale gdyby H5N1 mógł przedostać się przez stado np. 5 milionów ptaków, to dałoby dosłownie 5 milionów szans na replikację lub mutację tego wirusa.
Dodatkowo pan Kennedy w jednym z wywiadów dla Fox News zasugerował, że wirus „wydaje się nie szkodzić dzikim ptakom – mają one pewien rodzaj odporności”. Eksperci twierdzą, że się myli i że wiele gatunków dzikich ptaków jest podatnych na ptasią grypę. Wirus najpierw zakorzenił się wśród dzikich ptaków, które przeniosły go na drób domowy i różne gatunki ssaków. Teraz pojedyncza zarażona kaczka przelatująca nad głową może zrzucić odchody na farmę, gdzie kurczak lub indyk mogą je zjeść. Drób hodowlany ma słaby układ odpornościowy i jest poddawany ogromnemu stresowi środowiskowemu, często stłoczony w drucianych klatkach lub słabo wentylowanych stodołach. W ciągu dnia H5N1 może zakazić nawet jedną trzecią stada.
Strategia proponowana przez Kennedy’ego ma pewne tradycje, choć takie, które nie należą do zbyt chlubnych dla ludzkości. W XIV wieku Europa została zaatakowana przez „czarną śmierć”, czyli dżumę, którą dziś można w pełni wyleczyć antybiotykami. Wtedy jednak żadnych antybiotyków nie było i nikt dokładnie nie wiedział, czym dżuma była. W związku z tym nie było możliwe jakiekolwiek leczenie. Zgodnie zatem z zaleceniami RFK Jr., wirus rozprzestrzeniał się swobodnie przez kilka lat. Szacuje się, że dżuma zabiła wtedy ok. 50 proc. ówczesnej populacji Europy, a w skali globalnej spowodowała śmierć ponad 400 milionów ludzi.
Jestem przekonany, że obecny amerykański minister zdrowia bardzo dobrze czułby się w średniowiecznych eszelonach władzy, np. we francuskim urzędzie do spraw medycyny, z którego wysłano list do króla francuskiego stwierdzając, że za śmierć tysięcy ludzi „odpowiedzialne są niebiosa, a szczególnie koniunkcja trzech planet w 1345 roku, co wywołało wielką zarazę w powietrzu”. Panowało wtedy powszechne przekonanie, iż przyczyną dżumy było „złe powietrze”, choć nigdy wtedy nie wyjaśniono dokładnie, w jaki sposób ruchy planetarne stworzyły w Europie powietrze, które było kompletnie do kitu.
Co więcej, średniowieczni Europejczycy widzieli też źródła zarazy w innych czynnikach, np. w kręgach żydowskich, wśród zakonników spoza Europy oraz w społecznościach żebraków i Cyganów. Jednocześnie trędowaci oraz inne osoby ze schorzeniami skóry zaczęli być izolowani i mordowani. Dochodziło do wielu napaści o charakterze antysemickim. W listopadzie 1349 roku wymordowano gminy żydowskie w Moguncji i Kolonii. W tym samym roku mieszkańcy Strasburga zabili ok. 2 tysięcy Żydów. W ciągu całego roku 1351 zniszczono 60 organizacji i 150 społeczności żydowskich. Wynikało to z faktu, że pojawiła się plotka o tym, iż Żydzi zatruwali celowo studnie „bakcylem śmierci”.
Wszystko to bardzo zgrabnie pasuje do dzisiejszej tendencji obwiniania w USA o wszelkie zło imigrantów, członków mniejszości rasowych, lewaków, skrytych komunistów, gejów oraz weganów, nie mówiąc już o maoistowskich rowerzystach. Tak czy inaczej, „wielki pomór” wybił pół Europy, pozostawiając przy życiu jedynie osobniki zdrowe i odporne. RFK Jr. chciałby dopuścić do wybicia większości drobiu, tak by jaja i mięso drobiowe pochodziły wyłącznie od heroicznych kur, zdradzających godne podziwu tendencje immunologiczne.
Jest jednak zasadnicza różnica między tymi przypadkami. W XIV wieku nikt nie wiedział, jak można z dżumą walczyć i czy w ogóle było to możliwe, w związku z czym ludzie czekali na koniec epidemii w poczuciu totalnej bezradności i desperacji. Dziś nauka doskonale wie, co należy robić w przypadku ataku ptasiej grypy na fermy drobiu, a do zalecanych metod działania nie należy bynajmniej rozkładanie rąk i pozwalanie wirusowi na dowolne rozprzestrzenianie się.
Gdyby w praktyce zastosować propozycje RFK Jr., podobną metodę należałoby stosować w przypadku innych wirusów i chorób, np. związanych z wirusem ebola lub gorączką Dengi. Niech sobie tam ludzie wymierają, a my potem zajmiemy się tymi, którzy przetrwają. Jest to wprawdzie sprzeczne z lekarską przysięgą Hipokratesa, która stanowi, iż życie ludzi (choć nie kurczaków) trzeba zawsze ratować, ale Kennedy nie jest lekarzem, a zatem zapewne guzik go to obchodzi.
Doszliśmy w USA do momentu, w którym prędzej czy później mogą zostać poniechane programy obowiązkowych szczepień, a kury będą masowo wymierać w ramach celowej akcji mającej wyłonić najzdrowsze okazy. Życzę wszystkim powodzenia i długiego życia.
Andrzej Heyduk