Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 30 marca 2025 01:35
Reklama KD Market

Były oficer CIA: Gdybym zrobił coś takiego jak czat na Signalu, zostałbym zwolniony

Gdybym ja lub ktokolwiek inny z nas zrobił coś takiego, zostałbym natychmiast zwolniony - powiedział PAP były wysoki rangą oficer CIA John Sipher, komentując dotyczącą planowania operacji wojskowej na Signalu. Jak stwierdził, sprawa ośmiesza Amerykę i obnaża niekompetencję ekipy rządzącej.
Reklama
Były oficer CIA: Gdybym zrobił coś takiego jak czat na Signalu, zostałbym zwolniony

Autor: Adobe Stock

Przez trzy dni redaktor naczelny tygodnika "The Atlantic" Jeffrey Goldberg, omyłkowo dołączony do grupowego czata z udziałem najważniejszych osób w państwie, mógł śledzić dyskusje i przygotowania do szykowanego uderzenia przeciwko jemeńskim rebeliantom Huti atakujących statki w regionie Morza Czerwonego. Na dwie godziny przed uderzeniem, Goldberg wraz z innymi członkami grupy - szefem dyplomacji, szefami służb wywiadowczych i najwyższymi doradcami - miał otrzymać od szefa Pentagonu Pete'a Hegsetha szczegółowe plany operacji.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

Choć prezydent Donald Trump i jego administracja bagatelizują sprawę - sam Trump stwierdził, że "nic się nie stało" , a szef CIA John Ratcliffe uznał, że narada za pomocą aplikacji nie była niewłaściwa - afera wywołała głębokie oburzenie wśród ekspertów od bezpieczeństwa i byłych decydentów. Wśród nich jest niemal 30-letni weteran Centralnej Agencji Wywiadowczej John Sipher. Jak powiedział PAP były szpieg, podobne lekceważenie procedur bezpieczeństwa skończyłaby się natychmiastowym zwolnieniem każdego szeregowego pracownika agencji."Gdybym ja lub ktokolwiek z nas zrobił coś takiego, natychmiast zostalibyśmy zwolnieni. Ta sprawa ośmiesza Stany Zjednoczone przed całym światem" - ocenił Sipher.

Jak dodał, problemem jest nie tylko fakt, że doszło do incydentu, ale reakcja administracji na wpadkę: bagatelizowanie problemu, zaprzeczanie i atakowanie dziennikarza, który sprawę ujawnił.

"Myślę, że oni traktują bezpieczeństwo narodowe jak politykę wewnątrzną. Kłamią, przemilczają sprawy i próbują zmieniać tematy zamiast brać za to odpowiedzialność" - mówi Sipher. Jak zaznaczył, standardową procedurą w sferze bezpieczeństwa narodowego jest tzw. "gorące pranie" (hot wash), czyli opracowanie raportu po każdej operacji. "Omawiamy wszystko, co poszło nie tak lub co można było zrobić lepiej. Otwarcie przyznajemy się do błędów, ponieważ od tego zależy życie ludzi i staramy się wszystko naprawić" - powiedział były szpieg. "Tymczasem ci ludzie nadzorują tysiące profesjonalistów. Tracą wiarygodność u tych, którym przewodzą, gdy nie biorą odpowiedzialności za swoje błędy. To tylko obnaża to, że całkowicie nie nadają się do przywództwa i są po prostu niekompetentni" - dodał.

Sipher zaznaczył też, że jednym z najważniejszych niewyjaśnionych wątków sprawy jest fakt, że jeden z uczestników dyskusji na Signalu, specjalny wysłannik ds. Bliskiego Wschodu w chwili dodania go do grupy przebywał w Moskwie.

"To otwiera wszelkiego rodzaju poważne problemy" - powiedział Sipher. Na ten sam aspekt sprawy zwrócił w rozmowie z PAP były urzędnik Pentagonu, który poprosił o zachowanie anonimowości.

"To faktycznie wiąże się z tak wieloma problemami. Z tak wieloma potencjalnymi naruszeniami bezpieczeństwa" - ocenił. Jak wyjaśnił, standardową praktyką przy wizytach w Rosji jest korzystanie z "czystego", jednorazowego telefonu. Jeśli Witkoff miał ze sobą swój prywatny telefon, Rosjanie mieli wiele okazji, by włamać się na niego i odczytać jego zawartość.

"Zastanawiam się, czy zabrał go na Kreml i poprosili go, żeby zostawił go na zewnątrz i to zrobił. To byłby najgorszy scenariusz. Albo trzymał go przy sobie, a oni po prostu zdarli z niego wszystko, co mogli, podczas gdy rozmawiał z Putinem" - spekuluje rozmówca PAP.

Jak podkreśla, choć czaty na Signalu są szyfrowane w sposób, który utrudnia przeczytanie wiadomości przez kogoś monitorującego przepływ danych, to nie jest tajemnicą, że Rosja i Chiny od dawna pracują nad złamaniem stosowanego w aplikacji szyfru. Zaznacza jednak, że główne ryzyko leży nie w zabezpieczeniach aplikacji, lecz w możliwości włamania się hakerów na samo urządzenie.

"Wtedy ktoś taki będzie mógł odczytać wszystko , niezależnie od jakości enkrypcji poszczególnych aplikacji" - zaznacza.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama