Uniewinniając Adama Z., sąd nie znalazł również podstaw do uznania go za winnego nieudzielenia pomocy. Wyrok jest nieprawomocny.
Uzasadnienie wyroku sędzia Andrzej Klimowicz rozpoczął od zwrócenia się do rodziny Ewy Tylman – do ojca i brata kobiety. Podkreślił, że „cały skład sądowy chciałby wyrazić wyrazy współczucia dla rodziny Ewy Tylman i przekazać, że sądowi naprawdę jest przykro, że nie udało się udzielić odpowiedzi i ustalić okoliczności przyczyn śmierci pokrzywdzonej Ewy Tylman”.
Odnosząc się do zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego, sędzia zaznaczył, że „nie znalazł żadnego dowodu, który mógłby świadczyć o tym, że to oskarżony jest zabójcą Ewy Tylman". Przypomniał, że akt oskarżenia był oparty na zeznaniach policjantów, którzy mieli słyszeć od oskarżonego wersję – którą potem przyjęła prokuratura – że Adam Z. miał zepchnąć nieprzytomną kobietę do rzeki. Sąd zaznaczył jednak, że „dowód ten nie mógł być skutecznie przeprowadzony w postępowaniu karnym” i podkreślił – na co wskazywał też już wcześniej poznański sąd apelacyjny – że „nie można treści wyjaśnień oskarżonego zastępować zeznaniami policjantów, którzy nieprotokołowane słowa osoby podejrzanej mieli później relacjonować wbrew treściom tych wyjaśnień”.
Sędzia zaznaczył, że „ten dowód narusza zasady postępowania karnego i jako taki nie mógł stanowić dowodu zabójstwa, a że nie było innych dowodów, sąd w tym zakresie miał pełną zgodę co do faktu, że żaden dowód nie świadczy o zabójstwie dokonanym przez oskarżonego”.
Odnoszą się do stanowiska Sądu Apelacyjnego w Poznaniu, który dwukrotnie uchylał już wyroki uniewinniające Adama Z., sąd badał dalej, czy oskarżonemu można przypisać i udowodnić, że nie udzielił on pomocy pokrzywdzonej Ewie Tylman.
„Sąd apelacyjny, dwukrotnie uchylając ten wyrok, wskazywał na wyjaśnienia oskarżonego, które ten miał złożyć na początku postępowania przygotowawczego. Te wyjaśnienia sąd odczytał oskarżonemu, a następnie była dalsza część tych wyjaśnień w toku tzw. eksperymentu procesowego, gdzie oskarżony pewne rzeczy powtórzył, pewne uzupełnił (…). W tych wyjaśnieniach oskarżony powiedział, że widział, jak pokrzywdzona wpadła do rzeki i nie udzielił jej pomocy. Było tam nawet sformułowanie, że zachował się jak tchórz, nie udzielił pomocy i uciekł. Sąd jednak tę sprawę i przydatność tego dowodu zbadał bardzo dokładnie” – mówił sędzia.
Dodał, że sąd, oceniając przeprowadzenie tego dowodu, „ustalił niewątpliwie, że w sposób wyjątkowo rażący zostało naruszone prawo oskarżonego do obrony – a dowód ten jest nieprzydatny do ustaleń faktycznych w sprawie". Zwłaszcza – jak mówił sędzia – "że to był jedyny dowód, który mógł świadczyć o tym, że oskarżony nie udzielił pomocy pokrzywdzonej".
Sąd przeanalizował także to, jak wyglądało uzyskanie tych wyjaśnień od oskarżonego. Sędzia wskazał, że Adam Z. już kilka dni przed tym przesłuchaniem udał się do kancelarii adwokackiej, a zatem miał już obrońcę. Następnie policja zaproponowała oskarżonemu „ochronę przed działalnością pracowników agencji detektywistycznej”.
„Oskarżony był odizolowany, chroniony w ośrodku, którego lokalizacji nawet pani prokurator nie znała i tam przez dwa dni (...) był chroniony, ale ta ochrona była specyficzna. Oskarżony był mianowicie wypytywany w trybie nieznanym ustawie, nieprotokołowany, nakłaniany do tego, żeby sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Był niewątpliwie pod dużą presją. Te dwa dni to na pewno nie był spokojny wypoczynek” – wskazał sędzia.
Dodał, że oskarżony chroniony przed rzekomym niebezpieczeństwem był de facto poddawany presji organów ścigania, aby ujawnił, co się wydarzyło.
„Następnie po dwóch dniach i dwóch nocach jest przewieziony rano do KWP w Poznaniu, gdzie najpierw od godziny 10.15 jest przesłuchiwany jako świadek. Następnie cały czas przetrzymywany w komendzie, chroniony, bez możliwości kontaktu i konsultowania tego, co się z nim dzieje, z osobą, którą ustanowił jako swojego obrońcę, pełnomocnika. Następnie, co jest rzadkością w aktach postępowań karnych, dokonywane są oględziny jego osoby jako świadka. Zupełnie takie czynności, które zazwyczaj dokonuje się już z podejrzanym” – mówił sędzia.
Następnie oskarżony nadal przebywał na komendzie, gdzie były z nim przeprowadzane kolejne czynności. Później, po północy, był przeprowadzany eksperyment procesowy, w którym Adam Z. brał udział jako świadek.
„O godz. 2.40 bodajże, po zakończeniu eksperymentu, oskarżony jest zatrzymany na podstawie decyzji prokuratora. Następnie są kolejny raz wykonywane z nim czynności w postaci oględzin ciała, zabezpieczania wymazów różnych. Organy ścigania doskonale wiedzą, że ma obrońcę” – podkreślił sąd i wskazał, że w jego ocenie śledczy wykonali jedynie „pozorowane czynności zawiadomienia obrońcy o planowanych czynnościach”.
Zdaniem sądu „ewidentnie naruszono po pierwsze prawo udziału obrońcy oskarżonego w jego przesłuchaniu pierwszym, a podkreślam, że to jest kluczowe przesłuchanie. Pewnych rzeczy, które robi się na początku śledztwa czy tam dochodzenia w niepoważnych sprawach, nie można już powtórzyć. Nie można powtórzyć pierwszego przesłuchania podejrzanego”.
Sędzia wskazał, że "niewątpliwie policji zależało na wyjaśnieniu tej sprawy".
"Był jakiś rodzaj stresu zawodowego, ale oskarżony był dotknięty tym osobiście. Nie spał już prawie dobę. Takie zmęczenie z pewnością osłabia możliwość co najmniej koncentracji i przemyślenia tego, co człowiek chce zrobić. Nie było powodu, żeby nie zaczekać, dać się oskarżonemu wyspać, zawiadomić obrońcę w momencie, kiedy pojawi się w kancelarii i gdyby obrońca wtedy nie przyjechał, no to oskarżony mógłby mieć pretensje tylko do niego, ale tu nie było zawiadomienia” – zaznaczył sędzia.
„Albo jest prawo do obrony, albo go nie ma. Polska jest stroną konwencji międzynarodowych, które gwarantują właśnie takie podejście do prawa do obrony i przez przepisy polskiej konstytucji, sąd wprost może sięgać do art. 6 Europejskiej karty praw człowieka, który nakazuje umożliwienie przygotowania się do obrony przed pierwszą czynnością przesłuchania i udziału obrońcy, który był obrońcą oskarżonego w czasie przesłuchania. Jeżeli tak nie zrobiono, to te dowody należy dyskwalifikować” – zaznaczył.
W ocenie sądu, „nawet gdyby ocenić ten dowód za dopuszczalny, czego sąd nie zrobił, ale nawet gdyby, to on jest po prostu niewiarygodny w takim stopniu, że przez osiem lat postępowania nie wierzyli w niego ani policjanci, ani prokuratura”.
Ojciec Ewy Tylman nie chciał po wyroku rozmawiać z mediami.
Prok. Łukasz Wawrzyniak powiedział dziennikarzom, że prokuratura zwróci się do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku i wówczas będzie podejmowana decyzja o ewentualnej apelacji.
„Naszym zdaniem tego prawa do obrony w żaden sposób nie naruszono, wszystkie standardy zachowano, stąd dzisiaj ta decyzja i uzasadnienie sądu są dla nas zaskakujące” – powiedział.
Jeden z obrońców oskarżonego adw. Piotr Jóźwiak zaznaczył, że wyrok sądu przyjmuje z dużą satysfakcją.
„Nie wiem, jaką decyzję podejmie prokuratura, ale w świetle jej wypowiedzi, mów końcowych, zakładam, że nawet jeśli będzie składała apelację, to nie będzie składała w zakresie zarzutu zabójstwa. Tak naprawdę po 10 latach, dopiero dzisiaj oskarżony może w pełni powiedzieć, że tego zabójstwa nie popełnił. Dopiero dzisiaj może tak naprawdę odetchnąć, bo chyba sprawa zabójstwa skończyła się już raz na zawsze” – wskazał.
Po wyjściu z sądu Adam Z. powiedział dziennikarzom, że sam chciałby się dowiedzieć, co dokładnie stało się z Ewą Tylman.
„Próbowałem już wielu rzeczy, żeby się dowiedzieć, co mogło się tam wydarzyć, ale nie wiem. Nie pamiętam” – powiedział we wtorek Adam Z.
Poznański sąd okręgowy zajmował się tą sprawą już po raz trzeci. Wcześniej Adam Z. dwukrotnie był uniewinniany przez sąd I instancji, a sąd apelacyjny uchylał te orzeczenia i kierował sprawę do ponownego rozpoznania.
Ewa Tylman zaginęła w listopadzie 2015 r. Po kilku miesiącach z Warty wyłowiono jej ciało. Ze względu na znaczny rozkład zwłok biegli nie byli w stanie jednoznacznie określić przyczyny śmierci. Według aktu oskarżenia 23 listopada 2015 r. Adam Z. zepchnął Ewę Tylman ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Zarzucane Adamowi Z. zabójstwo z zamiarem ewentualnym to zbrodnia zagrożona karą do dożywotniego pozbawienia wolności. (PAP)