Trump odniósł się do sprawy zapowiedzianej wizyty amerykańskiej delegacji, której przewodzić będzie żona wiceprezydenta Usha Vance. Trump zbył krytyczne głosy, twierdząc, że "to nie prowokacja, lecz (przejaw) życzliwości" i że wizyta odbędzie się na zaproszenie samych Grenlandczyków.
"Mamy do czynienia z wieloma ludźmi z Grenlandii, którzy chcieliby, aby coś się wydarzyło w kwestii ich właściwej ochrony i właściwej opieki. Oni dzwonią do nas. My nie dzwonimy do nich. Zostaliśmy tam zaproszeni" - powiedział Trump, odpowiadając na pytania prasy podczas posiedzenia gabinetu. Zasugerował, że na Grenlandię wybiera się też sekretarz stanu Marco Rubio, choć dotychczasowe doniesienia mówiły jedynie o doradcy prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Mike'a Waltza i sekretarza Departamentu Energii Chrisa Wrighta.
Dopytywany, kto wystosował zaproszenie - celem rozpoczynającej się w czwartek podróży drugiej damy oficjalnie jest obejrzenie narodowego wyścigu psich zaprzęgów, który odbędzie się w sobotę - Trump stwierdził, że było to "wielu, wielu ludzi, w tym niektórzy przedstawiciele władz".
Według "New York Timesa" jednym z Grenlandczyków, który pomógł zorganizować wizytę, był lokalny murarz i zwolennik Trumpa, Joergen Boassen. Miał on być zaangażowany we wcześniejsze działania obozu Trumpa na Grenlandii, w tym w wizytę Donalda Trumpa Jr. w styczniu, po której wpływowi zwolennicy Trumpa w mediach społecznościowych rozdawali 100-dolarowe banknoty. Dziennik zaznaczył jednak, że delegacji nie zapraszały lokalne władze ani organizatorzy Avannaata Qimussersua, corocznego wyścigu psich zaprzęgów.
Wizytę skrytykowały zarówno duńskie, jak i grenlandzkie władze. Pełniący obowiązki premiera Grenlandii Mute B. Egede w oświadczeniu opublikowanym na Facebooku napisał, że wizyty amerykańskiej delegacji nie można traktować wyłącznie jako prywatnej. Dodał, że do czasu powołania nowego rządu na Grenlandii nie dojdzie do spotkania z delegacją USA. Na tym zależnym od Danii autonomicznym terytorium na początku marca odbyły się wybory. Nowe władze jeszcze się nie ukształtowały.
Premier Grenlandii wezwał mieszkańców wyspy do "zjednoczenia się w obronie kraju", nawiązując do antyamerykańskiej manifestacji, w której w połowie marca przed konsulatem USA w stolicy Grenlandii - Nuuk, wzięło udział prawie 1000 Grenlandczyków.
Mimo to Trump ponownie zasugerował, że Grenlandia stanie się w przyszłości terytorium USA. "Myślę, że Grenlandia będzie czymś, co być może będzie w naszej przyszłości. Myślę, że to ważne. To ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa międzynarodowego. A jeśli spojrzy się na statki wokół Grenlandii, jest tam Rosja, są Chiny, jest wielu różnych ludzi i wiele różnych miejsc, i nie może być dalej tak, jak jest" - powiedział prezydent USA.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)