Przerażający scenariusz
2024 YR4 odkryto dopiero w Wigilię ubiegłego roku. Jej szanse na kolizję z naszą planetą szacowano najpierw na ponad 2, a potem na ponad 3 procent. Choć nadal małe, to jednak wystarczające, by skupić na sobie uwagę astronomów. W ostatnich tygodniach, podczas dalszych obserwacji, szanse, że YR4 uderzy w ziemię, spadły do 0,28 proc., a potem do niemal zera. Wzrosło za to prawdopodobieństwo, że asteroida zderzy się z Księżycem. Byłoby to niezwykle rzadkie zjawisko, które zdarza się raz na tysiąc lat. Taka kolizja mogłaby stworzyć gigantyczny krater na Srebrnym Globie i wyrzucić odłamki w przestrzeń kosmiczną. A te mogłyby zagrozić, a nawet udaremnić przyszłe misje księżycowe.
Podobnie jak erupcje wulkanów, uderzenia asteroid to naturalne zjawiska, które kształtują powierzchnię naszej planety. Kamieniste masy o średnicy 4 metrów wpadają w atmosferę Ziemi mniej więcej raz na rok. I zwykle spalają się w niej pod wpływem uwalnianej energii. Od czasu do czasu w stronę Ziemi pędzi jednak większy obiekt i tak jest w przypadku YR4. Międzynarodowe organizacje kosmiczne, takie jak NASA, traktują poważnie każde potencjalne zagrożenie. Niezależnie od tego, jak mało prawdopodobne się wydaje. Scenariusz kolizji asteroidy tej wielkości jest bowiem przerażający.
Uderzenie w gęsto zaludnione miasto zabiłoby miliony mieszkańców, jej upadek w ocean spowodowałby tsunami i ogromne powodzie. Fale uderzeniowe zniszczyłyby budynki i lasy, spowodowały rozległe pożary. Pył powstały w wyniku uderzenia mógłby przedostać się do atmosfery i zmienić nawet klimat Ziemi oraz cały ekosystem.
Nie tak dawno, bo w 2013 roku, asteroida o średnicy około 20 metrów pojawiła się bez zapowiedzi nad miastem Czelabińsk w Rosji. Eksplodowała w atmosferze, uwalniając energię równą 500 kilotonom trotylu. Wybuch 30 kilometrów nad ziemią stworzył falę uderzeniową poruszającą się z prędkością dźwięku. Była ona tak silna, że rozbiła okna w domach, raniąc ponad 1500 ludzi. W sumie eksplozja uszkodziła wtedy 7200 budynków w sześciu miastach.
Tunguska Hiroszima
Uczeni zakładają, że ponad 100 lat wcześniej, w 1908 roku, również w Rosji, asteroida o średnicy ponad 50 metrów eksplodowała 5-10 km nad ziemią w okolicy rzeki Podkamienna Tunguzka na Syberii. W wyniku wybuchu na niebie powstała ogromna kula ognia z ogonem dymu. Miejscowi opisali błysk jako jaśniejszy od słońca i hałas przypominający grzmot pioruna.
Eksplozja powaliła wtedy około 80 milionów drzew na obszarze 2150 kilometrów kwadratowych. Zmiotła z nóg ludzi, a niektórych pozbawiła przytomności. Szacuje się, że była tysiąc razy potężniejsza niż wybuch bomby atomowej w Hiroszimie. Do dziś to największe odnotowane uderzenie asteroidy w znanej historii. Gdyby wydarzyło się nad metropolią, miasto uległoby całkowitemu zniszczeniu.
Meksykańska katastrofa
Te wydarzenia są jednak niczym w porównaniu z armagedonem, który nastąpił 65 milionów lat temu. Kolosalna asteroida o średnicy około 10-15 kilometrów uderzyła wtedy w Chicxulub, na terenie dzisiejszego półwyspu Jukatan w Meksyku. Impakt miał katastrofalne skutki. Asteroida uderzyła w wodę, tworząc mega-tsunami, które dotarło do dzisiejszego Teksasu i Florydy. Eksplozja wyrzuciła kawałki asteroidy i Ziemi tak wysoko, że na krótko opuściły one atmosferę, zanim spadły z powrotem na ziemię. Rozgrzane do czerwoności ogrzały powierzchnię Ziemi do tego stopnia, że wywołały liczne pożary.
Monstrualne fale uderzeniowe wywołały globalne trzęsienia ziemi, a być może także erupcje wulkanów. Chmura przegrzanego pyłu, popiołu i pary rozprzestrzeniła się z krateru i stopniowo pokryła całą powierzchnię naszego globu. Naukowcy podejrzewają, że pył ten pozostał w atmosferze, blokując Słońce i przerywając fotosyntezę roślin, od których zależy cały łańcuch biochemiczny, a także na wiele lat obniżając temperaturę Ziemi. W efekcie uderzenia zniknęło 70 proc. wszystkich gatunków zwierząt, w tym dinozaury. Asteroida pozostawiła po sobie krater o średnicy ok. 200 kilometrów i głębokości 1 kilometra. Jest on na tyle duży, że jego zarysy można zobaczyć z kosmosu.
Śledzenie zabójców
Asteroida takich wymiarów jak Chicxulub uderza w Ziemię raz na setki milionów lat. Szanse, że zdarzy się to w kolejnych tysiącleciach, są równe niemal zeru. Odkryto już bowiem ponad 90 procent największych asteroid (czyli tych o średnicy ponad kilometra), które przelatują w pobliżu Ziemi.
Jest wśród nich choćby Bennu, asteroida większa od Empire State Building i 200 razy cięższa. Szacuje się, że jest szansa 1 do 2700, że ten kosmiczny gigant zderzy się z Ziemią 24 września 2182 r. Bennu uwolniłaby energię równą 1,4 miliarda ton TNT, czyli przewyższającą łączną energię wszystkich kiedykolwiek zdetonowanych bomb nuklearnych.
Kolejna to tzw. asteroida walentynkowa, 2023 DW o średnicy 50 metrów. Jest porównywalna pod względem wielkości do asteroidy z Czelabińska. Jej uderzenie 14 lutego 2046 r. mogłoby zrównać z ziemią całe miasto. Prawdopodobieństwo takiej kolizji spadło jednak w ostatnich latach bardzo wyraźnie.
Jest jeszcze jeden potencjalny zabójca – asteroida 1950 DA. Ma imponującą średnicę 1,3 km i waży 71 milionów ton. Jej uderzenie wywołałoby globalną katastrofę na skalę tej związanej z wyginięciem dinozaurów. Na szczęście ma jedynie szansę 1 do 34 500 na kolizję z Ziemią w tym tysiącleciu, a dokładnie 16 marca 2880 roku.
Naukowcy z NASA i ESA dmuchają jednak na zimne. Przygotowują się na potencjalne przyszłe zagrożenia i testują już metody zmieniania kursu asteroid, w tym za pomocą zderzenia satelitów o dużej prędkości.
Joanna Tomaszewska