Cena honoru
Wśród tłumu stała Marguerite de Carrouges, młoda szlachcianka. To właśnie jej przeznaczenie zawisło na szali tego pojedynku. Wiedziała, że jeśli jej mąż, rycerz Jean de Carrouges, przegra starcie, ona sama zostanie spalona na stosie jako fałszywa oskarżycielka. Jej los zależał od ostrza miecza i woli Boga. Przed sądem oskarżyła giermka Jacques’a Le Grisa o brutalny gwałt, dokonany w zamku jej teściowej. Zrobiła to w świecie, w którym głos kobiety ważył tyle, co nic, a honor mężczyzny stanowił najwyższą wartość.
Kiedy Marguerite odważyła się zgłosić napaść, wśród mieszkańców Paryża zapanowała cisza pełna napięcia. Ludzie nie dowierzali, że kobieta mogła otwarcie mówić o tak haniebnym czynie. W tamtych czasach sprawy takie jak gwałt rzadko trafiały na światło dzienne – były tematami szeptanych rozmów za zamkniętymi drzwiami, sekretami ukrywanymi w cieniu zamkowych komnat. Kobiety, jeśli w ogóle mówiły, robiły to w strachu, wiedząc, że ich słowa mogą przynieść im więcej szkody niż sprawiedliwości. Marguerite jednak przerwała milczenie. Na dodatek opowiedziała swoją historię publicznie, stawiając czoła całemu światu, który nie był gotów jej słuchać.
Co więcej, jej oskarżenie dotyczyło nie byle kogo – Jacques Le Gris był człowiekiem wpływowym, giermkiem, którego darzono szacunkiem, przyjacielem hrabiego, a jego słowo ważyło nieporównywalnie więcej niż słowo kobiety. Marguerite wiedziała, że rzucając mu wyzwanie, igra z losem. Mimo to zdecydowała się mówić, choć stawka była przerażająco wysoka.
Rywalizacja, nienawiść, zemsta
Jean de Carrouges i Jacques Le Gris nie zawsze byli wrogami. Wręcz przeciwnie – kiedyś walczyli ramię w ramię. Ale z czasem ich relacja przekształciła się w zażartą rywalizację. Powodem była nie tylko ambicja, ale i pieniądze. Le Gris, przystojny, wpływowy faworyt hrabiego Pierre’a z Alençon, piął się po szczeblach feudalnej kariery. Carrouges, mimo że pochodził ze starej rycerskiej rodziny, coraz częściej przegrywał z nim w walce o wpływy. Kiedy Marguerite oskarżyła Le Grisa, wiele osób uznało, że to zemsta zazdrosnego męża, pragnącego wyeliminować konkurenta. Ale co, jeśli była to prawda?
Marguerite zeznała, że Le Gris, wraz ze wspólnikiem Adamem Louvelem, wtargnął do zamku i brutalnie ją zgwałcił. „Walczyłam tak desperacko, że musieli mnie obezwładnić siłą” – mówiła. W obronie Le Grisa przedstawiono alibi – miał przebywać wiele mil od miejsca zdarzenia. Jego adwokat Jean Le Coq nie był jednak całkowicie przekonany o niewinności swojego klienta. „Nikt w istocie nie znał prawdy w tej sprawie” – napisał w swoich notatkach.
Tymczasem plotki się mnożyły. Jedni uważali, że Marguerite padła ofiarą brutalnego ataku, inni podejrzewali spisek. Część ludzi uważała, że Le Gris miał wielu wrogów i ktoś mógł chcieć go usunąć. Czy to możliwe, że to był jedynie element politycznej gry? Wrogowie Le Grisa z pewnością mieli wiele do zyskania na jego upadku.
Carrouges, pomimo osobistej wrogości wobec giermka, nie był jedynym, który chciał go usunąć. Jego rosnące wpływy na dworze hrabiego z Alençon mogły zagrażać także innym możnym, a oskarżenie o gwałt było bronią, która mogła go skutecznie zniszczyć. Ale czy wśród świadków, tak gorliwie potwierdzających alibi Le Grisa, nie było takich, którzy mieli w tym własny interes? Czy całe to śledztwo nie było częścią większej intrygi, mającej na celu ugruntowanie pozycji jednych kosztem drugich?
Wyrok w rękach Boga
Śledztwo trwało kilka miesięcy. Przesłuchiwano dziesiątki świadków, analizowano zeznania i składano przysięgi przed sędziami Parlamentu Paryża. Władze miały trudne zadanie – brakowało fizycznych dowodów, a jedynym fundamentem oskarżenia były słowa jednej strony przeciwko drugiej. Świadkowie Le Grisa zapewniali, że w chwili domniemanego przestępstwa był on w zupełnie innym miejscu, ale równie liczne były głosy wspierające Marguerite.
Sędziowie debatowali długo, wczytując się w prawnicze precedensy, rozważając zasady moralne i feudalne zwyczaje. W końcu zapadła decyzja – jedyny sposób, by rozwiać wszelkie wątpliwości, to oddać sprawę w ręce Boga. Wyznaczono pojedynek na śmierć i życie, który miał rozstrzygnąć losy wszystkich zaangażowanych. Jeśli Jean de Carrouges zwycięży, jego żona zostanie uznana za prawdomówną, a Jacques Le Gris za winnego i skazany będzie na śmierć. Jeśli natomiast Le Gris wygra, będzie to dowód, że Marguerite skłamała, co oznaczałoby dla niej straszliwą karę – spłonięcie na stosie jako fałszywa oskarżycielka.
Taka decyzja nie była jedynie wyrokiem sądu – była spektaklem, dramatem, który wstrząsnął całą Francją i zapisał się na kartach historii jako jedno z najbardziej kontrowersyjnych rozstrzygnięć sądowych średniowiecza.
Śmierć na oczach tłumu
29 grudnia 1386 roku walka rozpoczęła się od turnieju na kopie. Obaj rywale, opancerzeni i w pełni uzbrojeni, starli się konno. W pierwszym uderzeniu ich kopie roztrzaskały się z ogłuszającym hukiem, ale żaden nie wypadł z siodła. Kolejne ataki były coraz bardziej brutalne, aż w końcu konie poniosły rannych jeźdźców, zmuszając ich do dalszej walki pieszej.
Le Gris, silny i doświadczony wojownik, pierwszy znalazł lukę w obronie Carrougesa, raniąc go głęboko w udo. „Wszyscy, którzy go kochali, byli w wielkim strachu” – relacjonował kronikarz Jean Froissart. Rana mogła osłabić jego zdolność do dalszej walki. Ale Carrouges, choć ranny, podjął kontratak. Ostatecznie udało mu się przewrócić Le Grisa na ziemię i wbić miecz w jego ciało. Giermek zginął na miejscu.
Gdy Carrouges wstał, tłum na moment zamarł, po czym ludzie zaczęli wiwatować – sprawiedliwość, czy może po prostu brutalna siła, zwyciężyła. Marguerite padła na kolana, modląc się do Matki Boskiej. Prawda czy fałsz – teraz nie miało to już znaczenia. Jacques Le Gris został uznany za winnego, jego ciało powieszono publicznie na szubienicy Montfaucon – symbolu królewskiej sprawiedliwości.
To tam, na wzgórzu za północnymi murami Paryża, przez tygodnie, a nawet miesiące pozostawiano ciała skazańców, by publicznie piętnować ich winy. Dla Le Grisa oznaczało to nie tylko śmierć, ale całkowite wymazanie jego honoru – był wystawiony na widok publiczny jako ostrzeżenie dla potencjalnych przestępców. Tymczasem dla niektórych to nie była sprawiedliwość, lecz tragiczna pomyłka. Tak dokonał się brutalny teatr średniowiecznej praworządności.
Niesłusznie skazany?
Jednak po latach zaczęły narastać wątpliwości. Kronikarze tacy jak Jean Juvénal des Ursins i Michel Pintoin twierdzili, że Le Gris został niesłusznie skazany, a rzeczywisty sprawca przyznał się na łożu śmierci. Historycy epoki oświecenia, w tym Voltaire, również podważali słuszność wyroku, uznając pojedynek za archaiczną i niesprawiedliwą formę sądu.
W XIX wieku teoria pomyłki sądowej została jeszcze bardziej ugruntowana w pracach Henry’ego Charlesa Lea oraz Pierre’a Larousse’a, którzy uznali proces za symbol feudalnej niesprawiedliwości. Sugerowano też, że Marguerite mogła pomylić tożsamość swojego napastnika lub – co jeszcze gorsze – została zmuszona do oskarżenia Le Grisa przez własnego męża.
Jednak jej zeznania były spójne, a opowieść o rzekomym przyznaniu się innego sprawcy pełna sprzeczności. Czy Marguerite de Carrouges była odważną kobietą, która zdobyła się na akt heroizmu w brutalnym świecie średniowiecza, czy też trybunał skazał niewinnego człowieka? Na to pytanie historia nigdy nie da jednoznacznej odpowiedzi.
Ostatni sąd Boży
Pojedynek w Paryżu był ostatnim oficjalnie zatwierdzonym sądowym pojedynkiem we Francji. Niezależnie od prawdy stał się symbolem walki o sprawiedliwość w świecie, który często odmawiał jej kobietom. A Marguerite? Przetrwała, wychowała syna i na zawsze zapisała się w historii jako kobieta, która miała odwagę mówić.
Czy można jej wierzyć? Czy to historia odwagi i triumfu prawa, czy może dramatyczna pomyłka, która kosztowała życie niewinnego człowieka? Marguerite postawiła wszystko na jedną kartę, ryzykując własne życie, aby dochodzić sprawiedliwości. Historia jej oskarżenia, procesu i pojedynku wciąż budzi emocje, skłaniając do refleksji nad tym, jaką cenę muszą płacić kobiety za swoją prawdę – w średniowieczu i dziś.
Monika Pawlak