Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Reichstag w płomieniach

27 lutego 1933 roku w sercu Berlina stanął w płomieniach Reichstag, siedziba niemieckiego parlamentu. Pożar, który pochłonął wnętrza tej monumentalnej budowli, stał się pretekstem do zburzenia demokratycznego porządku Republiki Weimarskiej i był jednym z kluczowych kroków na drodze do totalitarnej władzy Adolfa Hitlera. Był też początkiem najciemniejszego rozdziału w historii XX stulecia. Okoliczności, w jakich doszło do spalenia symbolu republikańskiej demokracji, pozostają intrygującą zagadką i przedmiotem sporu historyków…
Reklama
Reichstag w płomieniach
Reichstag w płomieniach, 1933 r.

Autor: Wikipedia

Kryzys w Niemczech

ReklamaUbezpieczenia zdrowotne Obama Care

W latach trzydziestych minionego wieku Niemcy znajdowały się w stanie ogromnego kryzysu – zarówno politycznego, społecznego, jak i gospodarczego. Kraj wciąż odczuwał konsekwencje porażki w I wojnie światowej oraz trudnych warunków Traktatu Wersalskiego, który nałożył na Niemcy wysokie reparacje wojenne. Odszkodowania te, płacone zwycięskim mocarstwom, drastycznie osłabiły gospodarkę, prowadząc do hiperinflacji. W 1923 roku ceny rosły tak szybko, że banknoty traciły wartość w ciągu godzin. 

Kryzys ekonomiczny obudził napięcia społeczne. W społeczeństwie pogłębiała się polaryzacja, dzieląc je na dwa główne obozy: lewicowy – reprezentowany przez socjalistów i komunistów, oraz prawicowy – z narodowymi socjalistami (NSDAP) na czele. Oba obozy skrajnie różniły się w swoich wizjach przyszłości, a konflikty między nimi prowadziły do coraz częstszych spięć. Dochodziło do starć ulicznych między bojówkami SA (oddziały szturmowe NSDAP) a bojówkami komunistycznymi. Przemoc stawała się codziennością, a ludzie żyli w strachu przed fizycznym zagrożeniem.

Republika Weimarska, która powstała po I wojnie światowej, była krucha i niestabilna. Częste zmiany rządów i niemożność utworzenia trwałej koalicji prowadziły do paraliżu politycznego. Mimo prób modernizacji systemu ideologicznego, rząd weimarski miał ograniczone poparcie. Pojawiła się tęsknota za silnym przywódcą, który zjednoczyłby naród i wprowadził porządek. Ludzie przestawali wierzyć w demokrację parlamentarną, postrzegając ją jako słabą i niezdolną do rozwiązywania problemów.

Mieszanka wybuchowa

W obliczu takiej sytuacji Adolf Hitler i jego Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników (NSDAP) zyskali ogromne poparcie. Ich program bazował na skrajnym nacjonalizmie, hasłach o odrodzeniu niemieckiego honoru i obietnicach ekonomicznej stabilizacji. Hitler umiejętnie wykorzystywał frustrację Niemców, a jego przemówienia pełne były zapowiedzi walki z komunistami i Żydami, których nazistowska propaganda obarczała winą za kłopoty w kraju.

Do wzrostu popularności NSDAP przyczyniło się także w niemałym stopniu wsparcie finansowe niemieckich przedsiębiorców, którzy bali się rosnącej w siłę partii komunistycznej. W 1932 roku NSDAP zdobyła najwięcej głosów w wyborach parlamentarnych, co pozwoliło Hitlerowi, za zgodą konserwatywnej elity, objąć urząd kanclerza w styczniu 1933 roku.

Był to moment szczególnie niepewny – społeczeństwo czuło, że zmiana jest nieunikniona, ale nie miało pewności, czy ta zmiana przyniesie oczekiwaną poprawę. Napięcia społeczne, polityczne i gospodarcze stworzyły mieszankę wybuchową, a gotowość do wyjścia na ulice, rosnąca agresja i przekonanie o konieczności walki o lepsze Niemcy – niezależnie od ofiar – przygotowały grunt pod dramatyczne wydarzenia, które miały nastąpić.

Noc pożaru

Wieczorem 27 lutego, kiedy budynek Reichstagu był już niemal pusty, jeden z wartowników zauważył dym wydobywający się z głównej sali parlamentu. Pożar błyskawicznie rozprzestrzeniał się po drewnianych wnętrzach budynku. Straż pożarna przybyła na miejsce niemal natychmiast, jednak ogień był już nie do opanowania. Zniszczenia były ogromne. Mieszkańcy Berlina zaczęli gromadzić się wokół Reichstagu, by na własne oczy zobaczyć dramatyczny widok płonącego parlamentu.

W trakcie akcji ratunkowej aresztowano człowieka, którego obecność w zgliszczach budynku stała się punktem wyjścia do łańcucha dramatycznych wydarzeń. Był to Marinus van der Lubbe, 24-letni holenderski komunista, co – w kontekście politycznym – automatycznie czyniło go podejrzanym. Został zatrzymany i już w trakcie pierwszych przesłuchań miał przyznać się do podpalenia. 

Van der Lubbe, znany wcześniej ze swoich radykalnych poglądów, twierdził, że działał sam i że jego czyn był protestem przeciwko niesprawiedliwości społecznej oraz kapitalistycznemu uciskowi. Pomimo tego wyznania wielu obserwatorów – zarówno w Niemczech, jak i za granicą – miało wątpliwości, czy jeden człowiek byłby w stanie wywołać pożar na taką skalę.

Mistrzowska manipulacja

Adolf Hitler, nowo mianowany kanclerz Niemiec, dostrzegł w pożarze Reichstagu niepowtarzalną okazję dla umocnienia swej władzy. Jego minister propagandy, Joseph Goebbels, był człowiekiem, który już wcześniej udowodnił swoją mistrzowską zdolność manipulacji opinią publiczną. Wspólnie z Hitlerem nakreślili strategię, która miała nie tylko ukazać komunistów jako zagrożenie dla narodu niemieckiego, ale również usprawiedliwić brutalne działania wobec przeciwników politycznych. Szybko przekonali niemieckie społeczeństwo, że podpalenie Reichstagu było częścią komunistycznego spisku mającego na celu obalenie nowego rządu i wprowadzenie w kraju chaosu.

Dla Hitlera i jego popleczników pożar Reichstagu stanowił też doskonały pretekst do przejęcia pełnej kontroli nad aparatem państwowym. Naziści twierdzili, że akt podpalenia to zapowiedź ogólnonarodowej rewolucji komunistycznej. W ich wersji wydarzeń nie chodziło już o jednostkowy atak na budynek, lecz o szeroko zakrojony spisek, który zagrażał istnieniu niemieckiego państwa i „czystości narodu”. Joseph Goebbels przekształcił wiadomości o pożarze w gigantyczny propagandowy spektakl, w którym komuniści zostali przedstawieni jako bezwzględni sabotażyści.

Drakoński dekret

Zaledwie dzień po pożarze Hitler zdołał przekonać prezydenta Niemiec Paula von Hindenburga do podpisania Dekretu o ochronie narodu i państwa. Dekret ten wprowadzał drakońskie ograniczenia w zakresie swobód obywatelskich, de facto likwidując podstawowe prawa przysługujące obywatelom. Wolność prasy, prawo do zgromadzeń, a nawet prywatność korespondencji zostały zawieszone. Dekret pozwalał policji aresztować i przetrzymywać każdego, kogo uznano za „zagrożenie dla porządku publicznego”, bez konieczności przedstawiania dowodów czy wydawania nakazu.

Dzięki temu dekretowi Hitler mógł w pełni wykorzystać aparat policyjny do swojej rozprawy z przeciwnikami politycznymi. Wielu działaczy Komunistycznej Partii Niemiec zostało aresztowanych bez żadnych formalnych oskarżeń. Część z nich trafiło do prowizorycznych obozów pracy i na zawsze zniknęło w systemie represji, który miał dopiero nabrać pełnego impetu. W ciągu kilku dni po podpisaniu dekretu SA i SS rozpoczęły zakrojoną na szeroką skalę kampanię, która miała na celu usunięcie każdego, kto mógłby stanowić zagrożenie dla władzy nazistów.

Dekret ten z jednej strony pozwalał na rozciągnięcie nad Niemcami wszechobecnej kontroli, a z drugiej – wprowadzał strach w serca obywateli. Każdy, kto się sprzeciwił lub choćby wyraził wątpliwości wobec nowego porządku, mógł zostać oskarżony o działalność antypaństwową i uwięziony bez procesu. Właśnie w ten sposób, w imię „ochrony” narodu, naziści rozpoczęli systematyczną likwidację praworządności i fundamentów demokracji.

Reichstag przestał pełnić swoją parlamentarną funkcję, a państwo niemieckie coraz bardziej przypominało państwo policyjne, w którym każda forma sprzeciwu była surowo karana.

Skandaliczny proces

Zatrzymanie Marinusa van der Lubbego stało się pretekstem do przeprowadzenia spektakularnego procesu sądowego, który miał na celu potwierdzenie istnienia komunistycznego spisku i usprawiedliwienie działań nazistowskich władz. Proces ten przyciągnął uwagę mediów i opinii publicznej z całego świata. Naziści zadbali o to, aby rozprawa była w pełni widowiskowa i wykorzystali ją do demonizowania komunistów. W oczach Hitlera i Goebbelsa proces miał być symbolem triumfu „sprawiedliwości narodowej” nad „wrogiem narodu”.

Jednak na ławie oskarżonych znalazł się nie tylko van der Lubbe, lecz także kilku innych podejrzanych, w tym bułgarski komunista Georgi Dimitrow. Podczas procesu Dimitrow, człowiek o silnym charakterze, publicznie oskarżył nazistowskich przywódców o zorganizowanie prowokacji i inscenizację podpalenia. Broniąc się z wielką pasją, zwrócił się bezpośrednio do Hermanna Göringa, który był jedną z głównych postaci niemieckiego reżimu i jednym z najbardziej lojalnych współpracowników Hitlera. Stwierdził wprost, że to naziści sami podpalili Reichstag, aby uzyskać pretekst do rozprawy z opozycją. 

Dzięki nieustępliwej postawie Dimitrowa oraz błędnym działaniom prokuratury, proces nie zakończył się pełnym sukcesem nazistów. Dimitrow i kilku innych oskarżonych zostało uniewinnionych, co wywołało międzynarodowe podejrzenia co do prawdziwego przebiegu wydarzeń. Jednak van der Lubbe został ostatecznie skazany na śmierć i stracony 10 stycznia 1934 roku. Jego wyrok miał być ostrzeżeniem dla tych, którzy mogliby sprzeciwić się nowemu porządkowi. Po procesie naziści przystąpili do dalszych działań, wykorzystując pamięć o pożarze Reichstagu do legitymizowania swoich represji wobec wszystkich, którzy mogli stanowić zagrożenie dla ich władzy.

Atmosfera grozy

Podpalenie Reichstagu i wprowadzenie Dekretu o ochronie narodu i państwa sprawiły, że życie codzienne w Niemczech uległo dramatycznej zmianie. W Berlinie, niegdyś tętniącym życiem centrum kulturalnym i politycznym, zapanował terror. Oddziały SA oraz Gestapo organizowały masowe aresztowania, a nocne naloty i przesłuchania stały się powszechne. Podobnie donosicielstwo. Każde słowo lub gest mogły być uznane za „antypaństwowe”. Ludzie żyli w ciągłym strachu przed aresztowaniem i represjami.

Jednym z naocznych świadków tych wydarzeń była Martha Dodd, córka amerykańskiego ambasadora w Niemczech. W swoich wspomnieniach pisała o atmosferze grozy i milczeniu, które opanowały Berlin: „Ludzie, którzy jeszcze niedawno byli odważni i gotowi do publicznego wyrażania swoich opinii, teraz patrzyli na mnie ze strachem i szeptem przyznawali, że nie mogą już mówić otwarcie. Każdy stał się ostrożny, a w powietrzu unosił się zapach podejrzliwości i zdrady”. Niemcy, które jeszcze niedawno były demokracją, zamieniły się w państwo nadzorowane, w którym słowa mogły prowadzić do więzienia.

Narodziny dyktatury

Zaledwie miesiąc po podpaleniu Reichstagu, 23 marca 1933 roku, Hitler zrobił kolejny, decydujący krok na drodze do niczym już nieograniczonej władzy. Wprowadził w parlamencie Ustawę o pełnomocnictwach, która nadawała mu prawo do wydawania rozporządzeń z mocą ustawy bez zgody parlamentu i prezydenta. Przytłaczająca większość posłów, zastraszona przez nazistów, zagłosowała za jej wprowadzeniem. Był to formalny koniec niemieckiej demokracji i początek III Rzeszy. 

Odtąd wszechwładny kanclerz Hitler i jego ministrowie mogli działać bez żadnych ograniczeń, co pozwoliło na nasilenie represji i wprowadzenie pełnej dyktatury. Od tego momentu Niemcy były państwem autorytarnym, w którym każda forma sprzeciwu była bezwzględnie tłumiona. Reichstag, niegdyś serce demokratycznych Niemiec, stał się symbolem upadku i zamienił się w narzędzie propagandy, wykorzystywane przez nazistów do realizacji ich totalitarnej wizji.

III Rzesza wkroczyła na drogę, która prowadziła już wprost ku największym tragediom XX wieku.

Nieodgadniona tajemnica

Podpalenie Reichstagu stało się jednym z najczęściej analizowanych aktów terroru politycznego w XX wieku. Choć van der Lubbe przyznał się do winy, wielu badaczy sugeruje, że jego rola mogła być bardziej skomplikowana. Hermann Göring, znany ze swojego oddania nazistowskim ideałom, był jednym z tych, którzy mieli najwięcej do zyskania na zamieszaniu wywołanym przez pożar. Liczni znawcy tematu spekulują, że mógł wiedzieć o planach van der Lubbego i celowo pozwolić na ich realizację lub wręcz je zainspirować.

Niektórzy badacze, jak niemiecki historyk Fritz Tobias, twierdzą, że van der Lubbe był działającym samotnie fanatykiem, a kierował się nienawiścią wobec systemu. Inni, jak Hans Mommsen, wskazują, że naziści prawdopodobnie mieli świadomość jego planów i nie powstrzymali go celowo, by następnie móc wykorzystać jego akcję do uzasadnienia dalszych represji. Bez względu na to, która wersja jest prawdziwa, jedno pozostaje pewne – pożar Reichstagu został umiejętnie wykorzystany przez Hitlera i jego aparat propagandowy jako narzędzie legitymizacji totalitarnej władzy.

Pożar Reichstagu i jego następstwa pozostają jednym z najbardziej złowrogich przykładów tego, jak kryzys może zostać wykorzystany do zdobycia absolutnej władzy. I jak łatwo można manipulować opinią publiczną przy pomocy strachu, dezinformacji i propagandy. Z perspektywy czasu staje się oczywiste, że był to akt o głębokim, symbolicznym znaczeniu – zniszczenie jednego z najważniejszych symboli niemieckiej demokracji stało się pretekstem do unicestwienia całego demokratycznego porządku.

Czy jest przypadkiem, że podpalenie Reichstagu było jednocześnie początkiem tyranii, która zdominowała Europę i wywołała najstraszniejszą wojnę w historii ludzkości?

Monika Pawlak

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama