Prezentując raport, kierownictwo MON podkreśliło, że prace podkomisji smoleńskiej były nierzetelne, jej członkowie nie mieli kwalifikacji do badania wypadków lotniczych, a opinie ekspertów zostały przemilczane lub przeinaczone tak, aby pasowały do hipotezy o wybuchu, do którego miałby dojść na pokładzie samolotu Tu-154.
Blisko 800-stronicowy raport będzie stanowił podstawę do 41 zawiadomień do prokuratury. Zawiadomienia te mają zostać złożone jeszcze w czwartek. 24 zawiadomienia dotyczą Macierewicza i związane są m.in. z przekroczeniem uprawnień w celu osiągnięcia osobistej korzyści, niedopełnieniem obowiązków, przekroczeniem uprawnień, fałszerstwem i łapownictwem oraz dopuszczeniem osób trzecich do prac podkomisji. Kolejne 10 zawiadomień dotyczy Mariusza Błaszczaka.
Wiceszef MON Cezary Tomczyk poinformował, że są to nowe zawiadomienia, ponieważ zawiadomienia ws. zniszczenia samolotu TU-154 nr 102 i zagubienia dowodów, ze względu na swoją pilność zostały złożone wcześniej.
Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz podkreślił, że zespół negatywnie ocenił działanie podkomisji smoleńskiej we wszystkich badanych aspektach: gospodarności, legalności, celowości oraz rzetelności. Oświadczył, że celem działania podkomisji smoleńskiej było osiąganie celów politycznych i dzielenie społeczeństwa, a nie dochodzenie do prawdy.
Według szefa MON, na koszt prac podkomisji (81 mln zł) złożyło się 34,5 mln zł wydanych na działania podkomisji oraz 47 mln zł, czyli wartość zniszczonego przez podkomisję podczas badań samolotu Tu-154 nr 102 - bliźniaczego do tego, który uległ katastrofie pod Smoleńskiem w 2010 r. Wicepremier stwierdził, że członkowie podkomisji omijali lub nie stosowali prawa zamówień publicznych, wypłacali "gigantyczne pensje i wynagrodzenia bez nadzoru", czy zawierali umowy eksperckie z osobami nie mającymi doświadczenia i kompetencji.
Cezary Tomczyk podkreślił, że z raportu wynika, iż Macierewicz wywierał wpływ na członków podkomisji smoleńskiej i samodzielnie zmieniał treść ekspertyz tak, aby zgadzały się z postawioną przez niego hipotezą, że przyczyną katastrofy był wybuch na pokładzie samolotu.
Tomczyk przedstawił m.in. fragment wiadomości, którą miał napisać ekspert podkomisji, świadczącą o tym, że podkomisja miała nie zapłacić za ekspertyzę niepasującą do przyjętych założeń. "Nie chodzi o prawdę. Tu chodzi o przekaz. Tu chodzi o to, żeby te elementy z poszczególnych ekspertyz zgadzały się z hipotezą (...), która została przyjęta na samym początku. Jeżeli przeczyły temu dowody albo fakty, to tym gorzej dla dowodów i faktów" - zaznaczył wiceszef MON.
Tomczyk przedstawił też szczegóły sześciu analiz przygotowanych dla podkomisji smoleńskiej przez ekspertów zagranicznych. Na te dokumenty podkomisja przeznaczyła około 14 mln zł. Były to ekspertyzy przygotowane przez National Institute for Aviation Researach (NIAR), Arnolda Franka Taylora, Görana Lilja, Christophera Protheroe, Christera Magnussona oraz Gregorego Szuladzińskiego. Ze wszystkich przedstawionych przez wiceszefa MON dokumentów wynika, że przyczyną katastrofy było uderzenie skrzydła w brzozę; ekspertyzy kwestionują jednocześnie hipotezę o eksplozji na pokładzie. "Byli to jedyni eksperci, którzy legitymowali się badaniem katastrof, więc ich znaczenie jest ogromne" - powiedział Tomczyk. Ich wnioski jednak w raporcie podkomisji się nie znalazły.
Powołując się na raport Tomczyk ocenił, że podkomisja "pracowała w bałaganie i chaosie". Jak zaznaczył, pięć elementów części Tupolewa 101 ze Smoleńska zostało zniszczonych, a 19 z tych elementów bezpowrotnie zagubiono. "Pan minister Macierewicz (...) mówi, że to nieprawda, że żadne dowody nie zostały zagubione, żadne dowody nie zostały zniszczone. (...) To jest pismo Antoniego Macierewicza do zastępcy prokuratora generalnego Krzysztofa Urbaniaka z dnia 6 grudnia 2023 roku. (...) W tym piśmie Macierewicz przyznaje, że nie tylko zgubił dowody, ale też oskarża Glenna Jorgensena, jednego z członków podkomisji, że ten jest w posiadaniu materiałów dowodowych" – zaznaczył Tomczyk.
Z raportu wynika też, że Antoni Macierewicz w grudniu 2020 r. spotkał się z obywatelem rosyjskim Aleksandrem Glaskowem, który przekazał mu nośnik USB, zawierający materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej. Według Tomczyka, Macierewicz poinformował SKW o tym zdarzeniu dopiero pięć dni później. Tomczyk zarzucił też Macierewiczowi, że przez 3 lata (od 2016 do 2019 r.) kontaktował się z człowiekiem, którego prawdziwej tożsamości nie znał, i dopuszczał go do informacji o działalności podkomisji smoleńskiej. Jak mówił wiceszef MON, chodzi o obywatela Wielkiej Brytanii, ukrywającego się pod danymi Roman Rostkiewicz.
Do prac nad raportem podkomisji zostały też dopuszczone osoby trzecie. Jak mówił Tomczyk, "małżonka Macierewicza oraz jej znajoma Anna Tuchowska" zajmowały się ostateczną korektą edytorską załączników do raportu podkomisji.
Tomczyk podkreślił w czwartek, że bezprawne było unieważnienie przez podkomisję raportu komisji badania wypadków lotniczych Lotnictwa Państwowego pod przewodnictwem Jerzego Millera i jest on nadal obowiązującym dokumentem.
Przewodniczący zespołu ds. oceny funkcjonowania podkomisji smoleńskiej płk pil. Leszek Błach powiedział, że zespół przeanalizował ok. 200 tys. stron dokumentów, w czasie prac zespół zwracał się o udzielenie informacji do ponad 60 krajowych i zagranicznych podmiotów. W czwartek w siedzibie MON zaprezentowano raport zespołu badającego prace podkomisji smoleńskiej.
Podkomisja smoleńska została powołana na mocy rozporządzenia z 2016 r. Podkomisja smoleńska złożyła w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zamachu na prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz morderstwa pozostałych 95 osób podróżujących Tu-154 10 kwietnia 2010 r. Po objęciu władzy przez rząd Donalda Tuska, 15 grudnia ub.r., została rozwiązana. W styczniu br. został powołany zespół ds. oceny funkcjonowania podkomisji smoleńskiej. W jego skład weszło ok. 20 ekspertów i ekspertek. (PAP)