AI w filharmonii
Przez ćwierć wieku istnienia drezdeńska orkiestra symfoniczna często oscylowała na pograniczu współczesnej muzyki i polityki. W 2006 roku zagrała aranżację ścieżki dźwiękowej klasycznego filmu niemego „Pancernik Potiomkin” z balkonów osiedla mieszkaniowego w centrum Drezna, podczas gdy brytyjski duet popowy Pet Shop Boys grał jednocześnie na dachu jednego z budynków. W 2017 roku, podczas prezydentury Donalda Trumpa, zespół zorganizował festiwal „przeciwko izolacji i nietolerancji”, który odbył się niedaleko amerykańsko-meksykańskiego muru granicznego w pobliżu Tijuany. Wystąpili tam zarówno meksykańscy, jak i amerykański muzycy.
Orkiestra znana jest ze swojego nowatorskiego podejścia do muzyki klasycznej. Muzycy często eksperymentują z różnymi technologiami i w końcu postawili na niezwykle nowoczesnego robota MAiRA. Ta trójramienna maszyna wcieliła się w rolę dyrygenta i kierowała orkiestrą od połowy występu, zastępując na tym miejscu prawdziwego dyrygenta – człowieka. Cechą charakterystyczną tej części koncertu było to, że każda z grup muzyków grała w odmiennym metrum. Grupy zostały przypisane do konkretnych ramion robota i podążały tylko za swoją batutą, tworząc w ten sposób rytmy krzyżowe.
Dyrektor artystyczny drezdeńskiego Sinfonikera, Markus Rindt, twierdzi, że intencją najnowszego przedsięwzięcia orkiestry nie było zastąpienie ludzi, ale wykonywanie złożonej muzyki, której człowiek dyrygent nie byłby w stanie poprowadzić. Kompozytor Andreas Gundlach napisał utwór trafnie nazwany „Półprzewodnikowy klasyk” dla 16 instrumentów dętych i czterech perkusistów. W roli dyrygenta nie wystąpił jednak człowiek, lecz robot MAiRA.
Rindt współpracował ze specjalistami z CeTI Uniwersytetu Technicznego w Dreźnie, którzy stworzyli robot mający pełnić rolę dyrygenta orkiestry symfonicznej. Nie jest to urządzenie, które udaje człowieka. Wręcz przeciwnie – MAiRA to trójramienne urządzenie, a każde z tych ramion jest zwieńczone świetlaną pałką. MAiRA trzyma trio krótkich „mieczy” świetlnych, każdy w innym kolorze. Jest to rzekomo sposób na to, by orkiestrą można było dyrygować w sposób, który jest niewykonalny dla człowieka z batutą w ręku. Szczególnie wtedy, gdy partytura jest na tyle skomplikowana, iż nadaje się wyłącznie do realizacji przez sztuczną inteligencję.
Rindt uczył robota MAiRA dyrygentury tak, jakby miał do czynienia z człowiekiem. Demonstrował ruchy ramion do 40 razy, by maszyna mogła je zintegrować i przyjąć z coraz większą złożonością w ciągu dwóch lat rozwoju. Każde „ramię” ma siedem stawów, co pozwala mu poruszać się i rozciągać we wszystkich kierunkach.
Sztuka przyszłości
Dwa występy robota w tym wschodnioniemieckim mieście miały na celu zaprezentowanie najnowszych osiągnięć w dziedzinie robotyki, a także muzyki napisanej specjalnie z myślą o wykorzystaniu technologii XXI wieku. Rindt twierdzi, że wpadł na pomysł, by zbudować wyrafinowanego robota muzycznego 23 lata temu, podczas próby wykonania skomplikowanej kompozycji. Jednak wtedy nie było jeszcze odpowiednich technologii, by coś takiego zrealizować.
MAiRA jest prawdopodobnie najbardziej zaawansowanym technicznie robotem do dyrygowania muzyką, ale nie pierwszym. W 2008 roku automat z batutą „w ręku” dyrygował Orkiestrą Symfoniczną w Detroit podczas wykonywania utworu „The Impossible Dream” Mitcha Leigha. Dziewięć lat później włoski tenor Andrea Bocelli i Lucca Philharmonic Orchestra wystąpili w Pizie z reklamowanym jako „współpracującym” robotem-dyrygentem z dwoma ramionami. A w Korei Południowej w lipcu 2023 roku robot-android stanął na podium dyrygenta w Narodowym Teatrze Korei w Seulu.
W tym drugim przypadku robot EveR 6, zaprojektowany przez koreański Instytut Techniki Przemysłowej, zajął miejsce za pulpitem dyrygenckim, co stanowiło pierwszą próbę tego rodzaju w Korei Południowej. Maszyna, mająca dwa ramiona i humanoidalną twarz, zadebiutowała w Narodowym Teatrze Korei i przyjęła rolę dyrygenta krajowej orkiestry symfonicznej. Soo-Yeoul Choi, który razem z robotem poprowadził występ, stwierdził, że ruchy automatycznego dyrygenta były niezwykle precyzyjne. Jednak Choi zauważył, że główną słabością EveR 6 był jego brak zdolności do słuchania, czyli możliwości dynamicznego reagowania na to, co i w jaki sposób grali muzycy.
Young-Ju Lee, student muzyki, podzielił się podobną opinią na temat ruchów maszyny po jej występie. Stwierdził, że choć jej gesty były nienagannie rytmiczne, to brakowało im „oddechu”, czyli zdolności do utrzymania orkiestry w gotowości do natychmiastowego i zbiorowego zaangażowania się w muzykę. Według Lee ta zdolność jest niezbędna podczas koncertów, ale dziś wielu informatyków twierdzi, iż ten mankament w zasadzie przestał istnieć w wyniku postępów w dziedzinie sztucznej inteligencji.
Nie wszyscy są zachwyceni tymi postępami technologicznymi. We wrześniu tego roku na scenie Centralnego Konserwatorium Muzycznego w Pekinie robot dyrygował orkiestrą symfoniczną wykonującą repertuar stworzony przez sztuczną inteligencję. Innymi słowy, nie tylko dyrygent był robotem, ale również muzyka była dziełem, które nie miało nic wspólnego z ludzką twórczością.
Dla wielu ludzi sztuki jest to alarmujące zjawisko, o którym bardzo rzadko dyskutuje się na forum publicznym. O ile robot z batutą może wydawać się tylko technologiczną ciekawostką, całe koncerty symfoniczne, które nie są w żaden sposób tworzone przez żywych ludzi, to zupełnie inny i potencjalnie niezwykle kontrowersyjny problem.
Andrzej Heyduk