Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 27 grudnia 2024 21:19
Reklama KD Market

Legenda Eldorado

Każdy z nas, oglądając stare westerny bądź czytając powieści przygodowe, których akcja toczy się gdzieś w obu Amerykach, natknął się na wzmianki o Eldorado. W Ameryce Północnej kowboje szukali go na indiańskich terytoriach, a Hiszpanie w Ameryce Południowej w krainach Inków i Azteków. Czym jednak naprawdę było lub jest Eldorado, wciąż tak naprawdę nie wiemy. Czy mógł to być – jak chcą niektórzy – jedynie indiański żart, na jaki dali się nabrać chciwi hiszpańscy konkwistadorzy?

Autor: Adobe Stock

Narodziny legendy

Kiedy Hiszpanie dotarli do Ameryki Południowej w XVI wieku, dla tej rozległej krainy zaczął się ciężki okres. Konkwistadorzy grabili, palili i siłą nawracali rdzenną ludność, zamieszkującą tereny od Meksyku aż po Argentynę. Wywozili wszelkie znalezione dobra i kosztowności, nie pozostawiając Indianom absolutnie nic. Hiszpanie zniszczyli zarówno imperium azteckie, jak i inkaskie.

Pewnego razu jeden z tubylców o inkaskich korzeniach opowiedział Hiszpanom historię o człowieku ze złota – „El Hombre Dorado”. W jednym z andyjskich jezior co jakiś czas dochodziło do rytuału, podczas którego władcę plemienia oblepiano płatkami wykonanymi ze złota, a następnie obmywano w wodzie. Podczas rytuału do jeziora wrzucano również przedmioty wykonane z tego drogocennego kruszcu. Legenda narodziła się w wyniku opowieści o tym, że kiedyś, jeszcze w czasach prekolumbijskich, na tych terenach żyli Indianie Czibcza.

Żona wodza zdradziła męża, nawiązując romans z jednym z wojowników należących do plemienia. Wódz odkrył zdradę, nakazał zabić kochanka, a jego wnętrzności podać żonie w formie posiłku. Żona władcy nie wytrzymała tych psychicznych tortur i, porwawszy kilkuletnią córkę, wskoczyła do wód jeziora. Obie utonęły. Wódz, pogrążony w żałobie, wybaczył zmarłej żonie zdradę i od tego czasu nakazywał, by cyklicznie do wody wrzucano złoto i szmaragdy, w podarku dla zmarłej, która miała w zamian chronić indiańskie plemię.

Kuszenie władcy

To jednak nie koniec historii. Ponieważ dla Indian Czibcza jezioro to było święte i według ich wierzeń było źródłem wszelkiego życia na ziemi, akwen ten był wykorzystywany podczas mianowania nowego władcy, a miało to wyglądać następująco. Młody kandydat na władcę był na jakiś czas odseparowywany od pozostałej części społeczności, dostawał do jedzenia jedynie najprostsze pokarmy i wodę oraz miał zakaz uprawiania seksu z kobietami. Gdy uznawano jego post za wystarczająco długi, zaczynał się rytuał mający na celu sprawdzenie, czy kandydat nosi w sobie cząstkę boga i czy potrafi oprzeć się pokusom cielesnym.

W tym celu wchodzono do okrągłego domu mającego cztery wyjścia, gdzie przyszły władca siadał pośrodku i miał wpatrywać się jedynie w ogień. Wokół siadały stare kobiety, a do domu ze wszystkich stron wchodziły najpiękniejsze niewiasty plemienia, rozpoczynając taniec i powoli się rozbierając. Ich celem było skuszenie przyszłego władcy, zaś staruchy jedynie obserwowały, czy przyszły wódz jest na tyle silny psychicznie, by wytrwać tak przez kilka godzin i nie patrzeć na piękne kobiety. Jeśli wytrwał, przechodzono do rytuału pojednania z bogiem.

Władca rozbierał się i był posypywany i oblepiany złotym pyłem. O świcie kilkakrotnie zanurzał się w jeziorze, za każdym razem wstając i oddając cześć słońcu, które oświetlało jego pokryte złotym pyłem ciało. Robił to tak długo, aż pył został zmyty przez wodę. 

Adobe Stock

Złoty człowiek

W ten sposób narodziła się legenda o człowieku ze złota, El Hombre Dorado, która opacznie interpretowana przez najeźdźców doprowadziła do śmierci tysięcy ludzi w ciągu kilkuset lat. Nie trzeba było wiele, by w nieznającej umiaru chciwości konkwistadorów rozpalić ogień pożądania. Najeźdźcy torturami wymusili na mieszkańcach dzisiejszej Kolumbii, by ci zdradzili, o jakie jezioro chodzi. Dowiedzieli się, że jezioro nosi nazwę Guatavita i położone jest zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od dzisiejszej Bogoty.

Pierwsze wzmianki o Eldorado pojawiły się w XVI stuleciu, kiedy hiszpańscy konkwistadorzy, tacy jak Gonzalo Pizarro i Francisco de Orellana, wracali z wypraw w Andach. Słyszeli o plemieniu, którego władca, znany jako „Złoty Człowiek”, był obdarzony niezwykłym bogactwem. Opowieści te szybko przerodziły się w mit o miastach pełnych złota, które miały być ukryte głęboko w dżungli amazońskiej.

Początkowo Eldorado utożsamiano z konkretnym miejscem, a później zaczęto je traktować jako symbol nieskończonego bogactwa i nieosiągalnych marzeń. Fraza „El dorado” dosłownie oznacza „złoty” i odnosi się – jak ustalili historycy – do władcy plemienia Muisca. W 1545 roku Hernan Perez dotarł do jeziora Guatavita i postanowił osuszyć akwen. Początkowo położone w kraterze i liczące 700 metrów średnicy jezioro próbowano osuszyć za pomocą wiader zawieszonych na łańcuchach. Metoda była jednak nieefektywna i po wielu miesiącach katorżniczej pracy udało się obniżyć lustro wody zaledwie o kilka metrów. Jednak podczas tych działań wydobyto z jeziora trochę złota, co dodatkowo podsyciło ciekawość Hiszpanów. 

Zaślepieni chciwością

Kluczową postacią we wszystkich tych poczynaniach był konkwistador nazywający się Gonzalo Jiménez de Quesada. Jak twierdzą historycy, to on, zaślepiony chciwością, przeinaczył opowieść o człowieku ze złota i wykreował mityczną krainę, która miała nazywać się Eldorado i miała być miastem w całości zbudowanym ze złota. W 1569 roku zorganizował wyprawę mającą na celu odnalezienie tego miejsca. Wyruszył z Bogoty na czele karawany składającej się z 500 konnych żołnierzy, 1500 Indian, ponad 1000 niewolników przywiezionych z Afryki oraz ośmiu księży będących wsparciem duchowym dla wyprawy. Zabrał również ze sobą 1500 sztuk trzody i bydła, mających być źródłem pożywienia dla odkrywców.

W gruncie rzeczy ta ogromna wyprawa nie miała na celu jedynie odnalezienia mitycznego miasta. Gonzalo Jiménez de Quesada otrzymał również rozkaz podbicia Llanos na zachód od Kordyliery Kolumbijskiej. Ostatecznie jednak, po wielu perypetiach i porażkach, de Quesada dotarł tylko do San Fernando de Atabapo, a potem wrócił do Bogoty. Razem z nim wróciło zaledwie 25 Hiszpanów, dwóch księży, czterech Indian i 18 koni. Była to najbardziej kosztowna porażka Hiszpanów podczas wypraw wojennych na terytorium Ameryki Południowej. 

W 1580 roku Antonio de Sepulveda, hiszpański inżynier, zaprzęgając do pracy lokalnych Indian, wykopał kanał, którym woda z jeziora miała być odprowadzona w inne miejsce. Tym razem udało się obniżyć lustro wody o ponad 20 metrów, a w wodzie znaleziono złote berło i szmaragd wielkości kurzego jajka. Antonio de Sepulveda nie spodziewał się jednak, że jego konstrukcja runie i pogrzebie pracujących przy kopaniu ludzi, a tak właśnie się stało.

Na tropie skarbu

Powyższe wydarzenia to tylko przykłady wielu nieudanych wypraw oraz przedsięwzięć konkwistadorów w celu odkrycia mitycznego złotego miasta. Hiszpanie przeczesywali dżunglę i szukali Eldorado, a skala tych poszukiwań była niezwykła. Mitycznego miasta szukano od terytoriów dzisiejszego Meksyku aż po południowe Peru. Nie jest znana liczba ludzi, którzy zginęli w czasie tych wypraw. I choć to głównie Hiszpanie szukali tego miejsca, nie brakowało też innych śmiałków, takich jak brytyjski żeglarz Walter Raleigh.

Ambitna wyprawa w 1909 roku została zorganizowana przez angielską firmę Contractor Limited. Jej uczestnicy również próbowali osuszyć jezioro i odnieśli większy sukces niż Hiszpanie. Tym razem metodą było wykopanie tunelu pod jeziorem i osuszenie go w ten sposób. Jednakże, kiedy jezioro zostało opróżnione, pojawił się inny problem: miękkie muliste dno krateru było zbyt głębokie, aby utrzymać jakikolwiek ciężar. Co gorsza, błoto szybko spiekło się na słońcu i stało się twarde niczym cement.

Po wizycie w Bogocie w celu nabycia sprzętu wiertniczego, poszukiwacze skarbów musieli być załamani, gdy wrócili nad jezioro – pod ich nieobecność błoto stwardniało w tunelu odwadniającym, blokując go, w wyniku czego jezioro ponownie się zapełniło. Ponieważ skończyły się pieniądze na kontynuację projektu, Anglicy, podobnie jak Hiszpanie i niezliczona liczba innych osób przed nimi, byli zmuszeni porzucić projekt, zabierając jedynie kilka małych artefaktów z brzegu jeziora.

Miasto marzeń

W miarę upływu czasu mit o Eldorado zaczął ewoluować. Złoto, które miało być centralnym elementem legendy, stało się symbolem ludzkiej chciwości i nieosiągalnych pragnień. Eldorado przekształciło się w archetypiczne miejsce, do którego dążyli nie tylko odkrywcy, ale także zwykli ludzie, pragnący lepszego życia. To zjawisko można zauważyć nie tylko w literaturze, ale także w sztuce i filmie, gdzie Eldorado staje się miejscem idealnym, pełnym nadziei i obietnic.

W XVIII wieku poszukiwania Eldorado zaczęły tracić na intensywności, a sama idea miasta złota stała się bardziej metaforyczna. Równocześnie zaczęto odkrywać inne wartości, takie jak wiedza, kultura czy zrównoważony rozwój. W XXI wieku Eldorado nie jest już tylko legendą, ale także symbolem złożoności relacji między cywilizacjami. Pomimo że wiele ekspedycji zakończyło się niepowodzeniem, odkrycia archeologiczne w Ameryce Południowej dostarczyły nowych informacji na temat rdzennych kultur i ich osiągnięć. Wiele miejsc, które pierwotnie były „posądzane” o bycie Eldorado, okazało się bogatymi ośrodkami kulturowymi, z rozwiniętymi systemami rolnictwa i handlem. 

Za miękkie na broń

W 1965 roku rząd Kolumbii zakazał eksploracji jeziora, ukracając wszelkie próby wydobywania zeń pozostałych na dnie skarbów, których być może w ogóle tam nie ma. Dziś ludzie zainteresowani niezwykłą legendą zazwyczaj odwiedzają muzeum złota w Bogocie, gdyż jest to największa tego rodzaju placówka na świecie. Niemal wszelkie zgromadzone tam skarby pochodzą od ludów inkaskich bądź pre-inkaskich. W muzeum eksponowane są stroje wykonane ze złotych talerzy, złota tratwa – najbardziej wartościowe znalezisko pochodzące z jeziora Guatavita – oraz wiele innych. Placówka ma kilka pięter i na każdym z nich znajduje się odrębna wystawa.

Wycieczka nad jezioro Guatavita nie należy do najbardziej popularnych atrakcji Kolumbii. Nie ma tam transportu publicznego, a po dotarciu do tego miejsca trzeba zapłacić za wstęp i poczekać na przewodnika. Samo jezioro wygląda pięknie, gdyż położone jest w górach na wysokości nieomal 2700 metrów i otoczone niezwykle atrakcyjnym krajobrazem. Gdy ktoś pyta przewodnika o to, dlaczego Indianie przed wiekami tak chętnie wyrzucali kosztowności do wody, ten udziela prostej odpowiedzi: dla nich złoto było jedynie piękne, ale niezbyt wartościowe. Kruszec był zbyt miękki, by produkować z niego narzędzia lub broń.

Nowe nadzieje

W tym roku grupa naukowców, posługując się nowoczesnym sprzętem oraz dronami, próbowała ponownie zlokalizować Eldorado, nadal koncentrując się na terenach otaczających jezioro Guatavita w Kolumbii. Okazało się jednak, że mimo tak zaawansowanego wyposażenia śladów jakiegokolwiek starożytnego miasta nie udało im się odnaleźć. Badacze stwierdzili natomiast, że na dnie jeziora zalegają różne przedmioty niewiadomego pochodzenia.

W sumie zatem skumulowane wyniki wszystkich tych wypraw i poszukiwań przyniosły jak dotychczas głównie rozczarowania. Znaleziono wprawdzie pewne ilości złota, a także kamiennych koralików i naczyń ceramicznych, ale jak dotąd nic nie dorównuje bajecznym bogactwom opisywanym w legendzie o Eldorado. Być może jednak tak powinno być. Wszak pierwotni właściciele złota i klejnotów składali swoje ofiary bogom, tak by pozostały na zawsze tam, gdzie zostały złożone – na dnie jeziora w odległych górach Kolumbii.

Andrzej Heyduk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama