Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 21 listopada 2024 06:31
Reklama KD Market

Niech o nas powalczą

Niech o nas powalczą
fot. Adobe Stock

Podczas wtorkowej debaty kandydatów na prezydenta – Kamali Harris i Donalda Trumpa dość nieoczekiwanie pojawił się wątek Polonii i siły jej głosów. Ponieważ wypowiedź wiceprezydent Harris dotyczyła jednego z najpoważniejszych konfliktów międzynarodowych, jej słowa przekazały media na całym świecie. Od nas samych zależeć będzie, czy potrafimy ten moment wykorzystać.

„Ukraina nadal jest niezależnym państwem. Gdyby Trump był prezydentem, Putin siedziałby teraz w Kijowie (…), spoglądając na inne kraje, zaczynając od Polski (…). Polacy w Pensylwanii to wiedzą. (…) Czemu nie powiesz 800 tys. Amerykanów polskiego pochodzenia mieszkającym tutaj, w Pensylwanii, jak szybko oddałbyś Polskę za przysługę i za coś, co uważasz za przyjaźń z dyktatorem, który zjadłby cię na lunch” – powiedziała Harris, podczas ostrej wymiany zdań dotyczącej polityki międzynarodowej USA.Kilka zdań na temat polonijnego elektoratu wypowiedziane przez wiceprezydent Harris warto potraktować jako nieoczekiwany, acz pożądany prezent. Dzięki temu kilkudziesięciu milionom wyborcom oglądającym debatę przypomniano o istnieniu czegoś takiego, jak etniczny blok wyborczy Amerykanów polskiego pochodzenia.

Od lat słyszymy narzekania na słabą mobilizację polityczną Polonii i Polaków mieszkających w USA. Coraz mniej przedstawicieli naszej społeczności kandyduje na wybieralne urzędy. Taki stan rzeczy ma swoje obiektywne przyczyny. Nowa emigracja z Polski załamała się, ponieważ po integracji z UE, pojawiły się nowe możliwości zarabiania pieniędzy w Europie. Polonia amerykańska jest skazana na podobne procesy, przez jakie przeszli już bogatsi od nas Włosi, czy Irlandczycy. Poza tym w ostatnim trzydziestoleciu Polonii w USA udało się załatwić większość ważnych problemów. Dzięki wielkiej mobilizacji w drugiej połowie lat 90. udało się wprowadzić Polskę do NATO. Mimo opóźnień urażających naszą dumę narodową doprowadzono do zniesienia wiz dla Polaków. Polska podpisała też z USA umowę o wzajemnym uznawaniu świadczeń emerytalnych, która co prawda wymaga korekt, ale na pewno jest dużym krokiem naprzód. Dopiero wojna za wschodnią granicą uświadomiła nam konieczność przypominania największemu sojusznikowi o zobowiązaniach dotyczących bezpieczeństwa Starej Ojczyzny.

Mimo spadku znaczenia Polonii w życiu politycznym Stanów Zjednoczonych, ma ona jeszcze sporą siłę przebicia. Dość powiedzieć, że jak wynika z badań Piast Institute, od 40 lat, czyli od wyborów z 1984 roku większość polonijnego elektoratu ZAWSZE oddawała głosy na zwycięzcę wyścigu do Białego Domu, a nie przegranego kandydata. Można więc powiedzieć, że to Polonia zawsze bezbłędnie wskazywała nowego prezydenta, odgrywając w kilku kluczowych stanach rolę języczka u wagi.

Kim są wyborcy polskiego pochodzenia w USA? Niezwykle ciekawy artykuł w Wikipedii poświęcony polskiemu blokowi wyborczemu w USA (niestety tylko po angielsku, bez tłumaczenia np. na polski) omawia preferencje wyborcze Polonii od pierwszej wojny światowej. „Według Johna Kromkowskiego, profesora nauk politycznych na Uniwersytecie Katolickim [w Waszyngtonie – przyp. TD], Polacy-Amerykanie mogą posłużyć jako modelowy przykład ’wahadłowych’ wyborców (swing voters). Instytut Piasta ustalił, że-Amerykanie polskiego pochodzenia to w 36 proc. Demokraci, w 33 proc. wyborcy niezależni a w 26 proc. Republikanie” – czytamy w Wikipedii. Dane te pochodzą co prawda z 2008 roku, a anegdotyczne sygnały sugerują przesunięcie się polonijnego elektoratu bardziej w prawo, ale nie zmienia to faktu, że Polonia jako grupa etniczna znajduje w ideologicznym rozkroku. W przeszłości byli „klasyfikowani jako należący do bardziej konserwatywnego skrzydła Partii Demokratycznej i wykazywali silniejsze skłonności do popierania kandydatów niezależnych w wyborach prezydenckich niż większość społeczeństwa” (Wikipedia”). Dziś zapewne polonijnej większości byłoby bliżej do umiarkowanego skrzydła Partii Republikańskiej, ale to tylko moja prywatna intuicja. W ostatnich dekadach ubiegłego wieku „przechodzących” wyborców zdradzających swoją przynależność partyjną określano takimi terminami jak „Reagan Democrats” i „Clinton Republicans”. Warto jednak pamiętać, że wśród Polonii Donald Trump, uchodzący w oczach liberałów za radykalnego populistę, ma swoich zagorzałych wielbicieli.

To przekładanie poparcia z jednej strony na drugą można politycznie wykorzystać. Nie bez znaczenia jest fakt, że wyborcy polskiego pochodzenia stanowią poważną część elektoratu w kilku kluczowych „wahadłowych” stanach: Pensylwanii, o której wspomniała Harris, Ohio, Wisconsin czy Michigan. Polonijni wyborcy stanowią także coraz liczniejszą grupę na Florydzie, najliczniejszym spośród swing states a jednocześnie ulubionym miejscem spędzania jesieni życia przez rodaków. To wszystko daje szanse na zaznaczenie naszej obecności w obecnym cyklu wyborczym i to niezależnie od tego, kogo ostatecznie zdecydujemy się poprzeć.

Wypowiedź Harris może świadczyć o tym, że sztaby wyborcze zdają sobie sprawę, że o ostatecznym wyniku może przesądzić poparcie jakiegoś stosunkowo niewielkiego bloku wyborców w jednym ze swing states. I to te głosy – np. potomków emigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej są potrzebne politykom, nie tylko zresztą kandydatom na prezydenta, ale także niższego szczebla. Warto o tym przypominać, wyraźnie formułując nasze oczekiwania jako grupy etnicznej – przede wszystkim dotyczące gwarancji bezpieczeństwa Polski, ale także innych spraw, które nurtują naszą społeczność.

Niech kandydaci powalczą o nasze głosy, mając świadomość, że będziemy jako grupa etniczna rozliczać ich z obietnic.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama