Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 06:43
Reklama KD Market

Prezydent i Dzień Niepodległości

Prezydent i Dzień Niepodległości
fot. MICHAEL REYNOLDS/POOL/EPA-EFE/Shutterstock

Deklaracja Niepodległości, opracowana przez późniejszego prezydenta Thomasa Jeffersona USA, została ogłoszona 4 lipca 1776 w Filadelfii, podczas trwania II Kongresu Kontynentalnego. Jej współautorami byli John Adams, Benjamin Franklin, Robert R. Livingston i Roger Sherman tworzący tzw. Komitet Pięciu.

Dzień Niepodległości nieoficjalnie obchodzono po raz pierwszy już w 1777 roku, a oficjalnie świętem narodowym stał się rok później. Rozpoczęta w 1775 roku wojna o niepodległość 13 brytyjskich kolonii była skutkiem narastania konfliktu między kolonistami a metropolią. Naczelne dowództwo powierzono delegatowi z Wirginii – Jerzemu Waszyngtonowi, który później został wybrany pierwszym prezydentem rodzących się Stanów Zjednoczonych.

Deklaracja Niepodległości głosiła prawo nowego tworu politycznego do ustanawiania wszelkich aktów państwowych, wypowiadania wojny i zawierania pokoju przez dawne kolonie angielskie w Ameryce Północnej. Miała charakter uniwersalny, była czymś więcej niż prywatnym przesłaniem skierowanym do Wielkiej Brytanii i jej monarchy. „Wprawdzie roztropność nakazuje nie zmieniać od dawna ustalonych rządów dla błahych powodów i przemijających przyczyn[…]. Lecz jednak długi szereg nadużyć i przywłaszczeń, […] wykazuje jawny zamiar wtłoczenia na dany naród jarzma rządu nieograniczonego, naród ma prawo, lecz i obowiązek obalenia podobnego rządu i zawarowania swego bezpieczeństwa na przyszłość za pomocą nowych rękojmi” – napisał Jefferson w apelu do całej ludzkości.

Zakres jego kompetencji prezydenta od początku szeroki, choć różnił się od przywilejów i obowiązków brytyjskiego monarchy. W USA nigdy nie było jednak ludzi stawianych ponad prawem. Drugi prezydent kraju John Adams był co prawda często oskarżany o monarchistyczne poglądy, choć była to raczej propaganda przeciwników niż rzeczywistość. Adams reprezentował bowiem Partię Federalistów, którą opozycja oskarżała o chęć nadmiernego wzmocnienia rządu centralnego.

Prezydent od początku nie ponosi odpowiedzialności politycznej przed Kongresem. Działa samodzielnie i na własną odpowiedzialność. Łączy funkcje głowy państwa i szefa rządu. Jest najwyższym organem władzy wykonawczej, szefem rządu, szefem partii, naczelnym dowódcą sił zbrojnych i głównym koordynatorem polityki zagranicznej. Dysponuje też prawem łaski.

Tak jest do dziś, choć według politologów ogólnikowość postanowień Konstytucji pozwala prezydentom na różne interpretacje zakresu uprawnień i testowanie granic kompetencji władzy ustawodawczej. O ile pod koniec XVIII i w XIX wieku prezydenci w zasadzie nie wykraczali poza uprawnienia konstytucyjne, to już w XX wieku gospodarz Białego Domu zaczął się stawiać w roli „sługi narodu”, starając się czynić wszystko, czego domaga się od niego naród, przy czym jedyną granicą działań miały być postanowienia konstytucyjne. Od kilku dekad zaczyna zwyciężać z kolei „koncepcja prerogatyw” – gdy prezydent w sytuacji niezadowalającego działania Kongresu przyznaje sobie prawo samodzielnego działania przy akceptacji społecznej.

Z Konstytucji wiemy, że prezydent nie odpowiada politycznie przed Kongresem (choć członkowie jego gabinetu już tak) i jest odpowiedzialny tylko przed Narodem i Konstytucją. Prezydent natomiast nie zwołuje i nie może rozwiązać Kongresu. Artykuł 1. punkt 4 Konstytucji mówi jednak wyraźnie, że „Prezydent, wiceprezydent i każdy funkcjonariusz cywilny Stanów Zjednoczonych zostaje usunięty z urzędu w razie postawienia przez Izbę Reprezentantów w stan oskarżenia i skazania za zdradę, przekupstwo lub inne ciężkie przestępstwa albo przewinienia”.

I tu przyszła pora na wyjaśnienie powodów przydługiego historycznego wstępu. Omówione wyżej uwarunkowania rodzą pytanie o interpretację granic odpowiedzialności prezydenta, co do których wypowiedział się w tym tygodniu Sąd Najwyższy.

Szóstka sędziów nominowanych przez republikańskich prezydentów (w tym trzech przez Donalda Trumpa), przy sprzeciwie trzech nominowanych przez Demokratów, bardzo szeroko zakreśliła granice immunitetu prezydenckiej władzy, przychylając się do opinii, że taka tarcza ochronna jest konieczna, aby gospodarz Białego Domu mógł podejmować decyzje bez obaw o impeachment. Sąd Najwyższy rozróżnił także działania oficjalne prezydenta chronione przez „absolutny immunitet” od działań nieoficjalnych, które nie mogą zostać objęte taką ochroną i mogą podlegać ściganiu. Odesłał jednocześnie sprawę do niższej instancji, pozostawiając miliony Amerykanów z dylematem, czy taka interpretacja nie jest w rzeczywistości nadaniem prezydentowi monarszych uprawnień.

Punkt widzenia na tę sprawę jest najczęściej uzależniony od wyznawanego światopoglądu i poglądów politycznych. Dzień Niepodległości stanowi jednak okazję do refleksji, komu zamierzamy w listopadzie powierzyć najwyższy urząd w państwie federalnym i w jaki sposób nasz kandydat będzie korzystał z przyznanych mu prerogatyw.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama