Komentarz amerykański
„Przyjdziemy po Lisę Monaco, Merricka Garlanda i innych wysokich rangą urzędników Departamentu Sprawiedliwości. Po tych, którzy ścigają prezydenta Trumpa” – to pogróżka Steve’a Bannona, byłego doradcy w Białym Domu za prezydentury Donalda Trumpa. Czy pogróżka okaże się proroczą przepowiednią tego, co może wydarzyć się, jeśli Trump ponownie zostanie wybrany na najwyższy urząd w państwie. Sam kandydat retoryki o zemście nie odrzuca.
„Tu nie chodzi o zemstę, ale raczej o rewanż” – próbował tłumaczyć Steve Bannon podczas jednego z wieców wyborczych. Słowa człowieka, który mobilizuje grono wyborców Trumpa, jednak zaniepokoiły ekspertów w dziedzinie prawa i konstytucjonalistów. „Zawodowi prokuratorzy, urzędnicy Departamentu Sprawiedliwości, nie mogą stać się obiektem ataku. Tutaj wyraźnie chodzi o wendetę” – mówi w rozmowie z portalem The Hill była prokurator federalna Joyce Vance. Słowa Bannona brzmią jeszcze bardziej groźnie, gdy dodaje, że sympatycy Trumpa „muszą od teraz, aż do dnia wyborów, dać z siebie wszystko na polu bitwy”, bo w tych wyborach liczy się tylko „zwycięstwo albo śmierć”. Dla byłego doradcy Trumpa stawka toczy się o większą grę. Jest on sam przedmiotem kilku postępowań prawnych, a dodatkowo jako osoba prawomocnie skazana za odmowę złożenia zeznań w trakcie przesłuchań komisji ds. 6 stycznia – ma w lipcu rozpocząć odsiadywanie wyroku 4 miesięcy pozbawienia wolności.
Zaledwie godzinę po ogłoszeniu werdyktu skazującego Donalda Trumpa i uznającego go za winnego trzydziestu czterech zarzutów, polityczni stronnicy prezydenta rozpoczęli zmasowany atak na – ich zdaniem – odpowiedzialnych za ten „polityczny wyrok”. Kongresmen z Georgii Mike Collins wezwał na portalu X prokuratorów z „czerwonych” (republikańskich) stanów, by zabrali się do pracy. Jedną z pierwszych osób, do których zadzwonił zaszokowany wyrokiem Trump, był przewodniczący Izby Reprezentantów Mike Johnson. Według portalu Axios, Trump miał powiedzieć Johnsonowi, że Izba ma zrobić, co tylko może, by ten wyrok odwrócić. Spiker Johnson, który obecny był podczas procesu, miał obiecać, że zajmie się sprawą.
Donald Trump początkowo zachowywał ostrożność odpowiadając na pytania o to, czy będzie odgrywał się na swoich politycznych przeciwnikach. Ale też wedle źródeł zbliżonych do niego samego, nie spodziewał się wyroku skazującego. Już po orzeczeniu ławy przysięgłych, najpierw w telewizji Newsmax powiedział, że Demokraci mogą oczekiwać procesów. Następnie, w programie Seana Hannity’ego w telewizji Fox News, dodał, że będzie miał prawo, by swoich przeciwników „ścigać”. Na koniec, w rozmowie z doktorem Philem McGrawem, podkreślił, że członkowie kongresowej komisji ds. wydarzeń z 6 stycznia 2021 roku powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności karnej. I zaznaczył, że są takie sytuacje, w których „polityczna zemsta ma uzasadnienie”.
Były prezydent wcześniej już też straszył polityczną i sądową zemstą. Krótko po tym, jak usłyszał zarzuty w sprawach przed sądami w Nowym Jorku, Georgii, na Florydzie i w Waszyngtonie, mówił, że odwet będzie czymś sprawiedliwym. Zapowiadał też, że jako prezydent powoła specjalnego prokuratora, która zbada rodzinę Bidena. Ale były to słowa, które nie przez wszystkich traktowane były z powagą. Po skazaniu przed sądem na Manhattanie, część republikańskich kongresmenów zapowiedziała podjęcie konkretnych działań na rzecz ograniczenia finansowania dla biura prokuratora stanowego Alvina Bragga. To on właśnie przygotował zarzuty o sfałszowaniu przez Trumpa dokumentacji biznesowej celem ukrycia jego romansu z aktorką branży porno Stormy Daniels. Republikanie dążą także do obcięcia funduszy dla biura prokurator powiatu Fulton w Georgii, Fani Willis, która przedstawiła zarzuty w sprawie próby wpłynięcia na wynik wyborów w tym stanie przez Donalda Trumpa.
„Jeżeli ktoś myśli, że Trump potrzebuje dobrych relacji z Kongresem, na przykład w celu zatwierdzenia nominacji członków jego gabinetu, to może bardzo się mylić – mówi anonimowo w rozmowie z portalem The Hill były członek jego administracji. „Trump nauczył się lawirować, zorientował się, że może powoływać (tymczasowych) sekretarzy na zasadzie – pełniących obowiązki – i to właśnie miało miejsce pod koniec jego rządów. Szybko się uczy i nabytą wiedzę wykorzystuje” – scharakteryzował byłego prezydenta rozmówca The Hill.
Bliscy Trumpowi dziennikarze – jak chociażby Sean Hannity, próbowali sugerować w rozmowie z nim, że droga zemsty może nie być najwłaściwszym rozwiązaniem. „Czy zobowiąże się pan – pytał Trumpa Hannity – do przywrócenia praworządności, sprawiedliwości i równego wykorzystania prawa wobec wszystkich obywateli? Czy zakończy pan używanie wymiaru sprawiedliwości jako zbrojnego ramienia wobec przeciwników politycznych?” – „Wiem, że chcesz, abym powiedział coś miłego – odparł mu Trump. Ale posłuchaj mnie – nie chcę zabrzmieć naiwnie…”.
Trump, z kolei zwracając się do doktora Phila McGrawa, wyraźnie podkreślił: „Czasem zemsta zajmuje sporo czasu. I bądźmy szczerzy – czasem jest ona usprawiedliwiona”.Były prezydent powoływał się przy tym na sondaże, które miały sugerować, że jego zwolennicy chcą, aby odegrał się na politycznych rywalach.
Na razie zmartwieniem dla republikańskiego kandydata na prezydenta jest inny sondaż: w badaniu Emersona aż 40 procent wyborców uznało, że Donald Trump powinien trafić do więzienia, 25 procent twierdzi, że powinien otrzymać karę finansową, 15 procent jest zdania, że zasługuje na wyrok w zawieszeniu. Respondentów niepewnych, co do swojej opinii w tej kwestii, jest 20 procent.