Jest czas Pierwszych Komunii świętych. Każdego roku obserwuję, z jakim przeżyciem dzieci przygotowują się do tego dnia. Bez wątpienia jest to jeden z pierwszych świadomych wydarzeń w życiu, kiedy dziecko jest prawdziwym bohaterem. Z roku na rok widzę też, że komunie organizowane są przez rodziców z coraz większym rozmachem. Nie mam nic przeciwko, jednak smuci mnie to, że coraz częściej dziecko i jego duchowe przeżycie schodzą na drugi plan, a całość staje się kolejną imprezą, na której bawią się głównie dorośli. Niestety nie o to chodzi i trzeba się trochę zreflektować, myśląc o tym, co powinno być istotą tego dnia.W Polsce do niedawna określanej mianem „katolickiej” pojawiła się dodatkowo dyskusja nad tym, czy właściwą rzeczą jest indywidualna spowiedź dzieci. Argumenty stresu, lęku, poczucia winy, miejsca, w którym się ona odbywa, prowadzą do radykalnych stwierdzeń, wyrażanych także przez księży, że spowiedź nieletnich powinna być zakazana. Temat wraca jak bumerang od jakiegoś czasu każdego roku, mam wrażenie z coraz większą intensywnością. W odpowiedzi powiem, że ja także od wielu lat spowiadam dzieci pierwszokomunijne i mam zupełnie inne doświadczenia, bardzo pozytywne. Może zacznę od tego, że moja pierwsza spowiedź miała miejsce dokładnie 43 lata temu. Byłem wtedy w pierwszej klasie szkoły podstawowej i miałem osiem lat życia. Do dzisiaj pamiętam ten dzień i księdza, który mnie wtedy spowiadał. Konfesjonał, w którym się spowiadałem, do dziś jest w moim parafialnym kościele i będąc na urlopie, często się w nim spowiadam. Pamiętam doskonale, z jakim zaangażowaniem się przygotowywałem, czytając z książeczki do nabożeństwa rachunek sumienia. Pamiętam też, jak wypisałem sobie na kartce moje grzechy. Przeżycie było duże, ale ksiądz był bardzo spokojny, wyrozumiały i cierpliwy. Na końcu powiedział, żebym po spowiedzi podarł kartkę i poprosił rodziców o spalenie jej na moich oczach, żeby do tego nie wracać. Od tamtej chwili polubiłem spowiedź, choć nie zawsze jest ona doświadczeniem łatwym.Tamta, pierwsza spowiedź, nauczyła mnie też czegoś bardzo ważnego, z czego korzystam od 25 lat, będąc księdzem i spowiednikiem w życiu oraz jak spowiadać dzieci. Nigdy nie wzbudzać poczucia winy, a przede wszystkim wysłuchać i spokojnie, w kilku słowach odpowiedzieć, zadając do wykonania nieskomplikowaną pokutę, najczęściej znaną dziecku modlitwę. I wcale nie chodzi tutaj o jakąś tanią promocję. Mam przecież świadomość, że jest to sakrament, w którym jestem jedynie narzędziem w ręku Jezusa Chrystusa, a On jest miłosierny i doskonale rozumie serce dziecka. Od tych pierwszych, dziecięcych spowiedzi zależy oczywiście wiele. Mam też tego świadomość. Dlatego nigdy nie miałem żadnego stresu i nigdy też nie stresuję nikogo.Jest jeszcze kwestia miejsca. Jestem za tym, aby był to jednak konfesjonał. Spowiadając dzieci, staram się, żeby był otwarty i niezasłonięty żadnym materiałem. Jeśli jest tylko taka możliwość, żeby też było zapalone światło. Raz w jednym amerykańskim kościele w starym konfesjonale usłyszałem głos: „Nie widzę cię”. To uświadomiło mi, jak ważne jest światło. Zawsze też w przypadku dzieci, zanim zaczną się spowiadać, po prostu witam się z nimi i mówię, że dobrze, że przystępują do spowiedzi. Poza tym nie wymagam tego, co może stresować najbardziej, mianowicie wykutej na blaszkę formułki. Prawdą jest, że odkąd się jej nauczyłem te ponad czterdzieści lat temu, wciąż ją powtarzam. Z czasem zrozumiałem, że zawiera ona wszystkie elementy stanowiące warunki tak zwanej „dobrej spowiedzi”. Zakładając, że przygotowując się do sakramentu, zrobiło się rachunek sumienia, a z tym nie powinno być problemów, gdyż jest mnóstwo rożnych pomocy w postaci drukowanych książeczek lub w internecie, w formułce jest słowo wyrażenia żalu za grzechy, który jest konieczny do ważności spowiedzi oraz postanowienie poprawy. Dlatego warto tej formułki się kiedyś nauczyć.To tyle z pozycji księdza. Mam natomiast obserwacje, że często dzieci stresują dorośli. Już samym stawianiem wymagań odnośnie zachowania w kościele i dyscypliny. To prawda, przede wszystkim rodzice powinni uczyć dzieci, że są takie miejsca, a do nich zalicza się kościół, gdzie należy zachować ciszę i nie przeszkadzać innym, a z czasem samemu nauczyć się modlitwy. Nie można jednak wymuszać takiego zachowania, karając dzieci lub publicznie upominając. Osobiście zawsze byłem i jestem też przeciwny specjalnym pomieszczeniom dla rodziców z dziećmi, które modne są w niektórych nowych kościołach. Uważam, że jest to jeden z pierwszych punktów odzwyczajania dzieci od praktykowania wiary.Dzieci mają swoją dziecięcą duchowość. Nie jeden raz w Ewangelii pokazuje to sam Pan Jezus. Zwraca uwagę apostołom, którzy w „trosce” o Nauczyciela, a może bardziej o samych siebie i swój „święty spokój” przeganiali dzieci. „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże” (Mk 10, 14) – taka jest odpowiedź samego Pana Jezusa, która zawsze jest i będzie aktualna. Widzę to u dzieci, jak dorastają i zmieniają się. Ich przeżycie związane z pierwszą spowiedzią i komunią świętą jest wyraźnie widoczne. Oby ta pierwsza nie była ostatnią. Tutaj jednak potrzeba zaangażowania rodziców, katechetów, duszpasterzy. Ze wzruszeniem siadam do stołu, gdzie moja siedmioletnia siostrzenica sama dla siebie, jak to mówi, modli się przed posiłkiem.A wracając do początku. Niech dziecko będzie bohaterem dnia swojej pierwszej komunii. Niech głównym punktem będzie to, co dzieje się między nim a Panem Jezusem w kościele. Nie impreza, coraz częściej podlewana przez dorosłych alkoholem, nie prezenty, ale wydarzenie, które jest i oby było jednym z bardzo szczególnych dni w życiu, które pozostaje takim na zawsze i do którego będzie się wracało. Już jutro będzie 43. rocznica mojej pierwszej komunii świętej, dziś taka sama rocznica pierwszej spowiedzi. Bogu i moim najbliższym dzięki!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.