Jeśli czytacie moje felietony, to może was zaskoczyć fakt, że gdy Trump po raz pierwszy pojawił się na politycznym horyzoncie, byłem jego fanem i prawdziwym zwolennikiem. To było w 2000 roku, kiedy próbował zdobyć nominację prezydencką Partii Reform.
Było wiele rzeczy, które lubiłem w Partii Reform (partii, która ostatecznie zaproponowała Rossa Perota na prezydenta w 1996 roku). Podobało mi się to, że partia próbowała zgromadzić umiarkowanych z obu partii (republikańskiej i demokratycznej). Podobało mi się, że partia nie zajęła negatywnego stanowiska w kwestiach aborcji i praw gejów. Szczególnie podobało mi się, że Partia Reform nie składała się z tradycyjnych polityków. Kandydaci w 2000 roku wywodzili się z różnych środowisk. Ross Perot i Trump byli biznesmenami, Jesse Ventura – byłym zapaśnikiem, który został gubernatorem Minnesoty, a John Hagelin – fizykiem. Część kandydatów jednak nie przypadła mi do gustu. Jednym z kandydatów, którego nie lubiłem, był kongresman z Luizjany David Duke, który był Wielkim Mistrzem Ku Klux Klanu i często wyrażał poglądy rasistowskie i antysemickie.
Jedną z rzeczy, które podziwiałem u Trumpa, było to, że rozstał się z Partią Reform, kiedy Duke zaczął zyskiwać w niej znaczącą pozycję.
Z innych rzeczy, które podobały mi się w Trumpie, było to, że wspierał Sprawiedliwy Handel (ang. Fair Trade), eliminując dług publiczny i zapewniając powszechną opiekę zdrowotną. Sprawiał wrażenie człowieka, którego celem jest ulepszanie życia wszystkich Amerykanów. A fakt, że nie był tradycyjnym politykiem, naprawdę wiele dla mnie znaczył. Śledziłem wówczas politykę przez około 40 lat i znudziło mi się słuchanie polityków powtarzających w kółko te same przesłania, bez naprawiania problemów, które mieli rozwiązać.
Oh, ostatnią rzeczą, która spodobała mi się w Trumpie, było to, że podobno miał wybrać na swojego wiceprezydenta Oprah Winfrey! O kurczę, pomyślałem, ten facet nie tylko chce, żeby o Biały Dom ubiegała się z nim osoba, która nie jest politykiem, ale chce osobę czarnoskórą i kobietę.
Był wyraźnie liberalnym i nietradycyjnym kandydatem na prezydenta, który popierał stanowisko, które popierałem.
Więc poparłem go w wyborach prezydenckich w 2000 roku i planowałem poprzeć, kiedy zdecydował się kandydować w 2016 roku, ale wtedy dowiedziałem się o nim czegoś, co całkowicie zmieniło moje zdanie.
Oto, czego się nauczyłem.
Latem 1980 roku Trump zatrudnił grupę nielegalnych polskich pracowników budowlanych, aby zburzyli dla niego budynek, na którym mógł zbudować jeden z najsłynniejszych drapaczy chmur na świecie – Trump Tower. Zatrudnił ich, ponieważ byli dobrymi pracownikami i ponieważ pracowali taniej – za znacznie mniej pieniędzy niż amerykańscy pracownicy budowlani należący do związków zawodowych.
Polscy robotnicy szybko przekonali się, że praca dla Trumpa nie jest łatwa. Przez wiele miesięcy pracowali dla niego na 12-godzinnych zmianach w niebezpiecznych warunkach i rzadko, jeśli w ogóle, otrzymywali obiecaną kwotę pieniędzy. A kiedy już otrzymali zapłatę, musieli o nią walczyć. Jeden z polskich robotników próbował nawet udać się do biura Trumpa i powiedzieć mu, że nie dostają obiecanych pieniędzy. Oczywiście nie pozwolono mu spotkać się z Trumpem. Polscy robotnicy zrobili wówczas jedyną rzecz, jaką mogli zrobić. Zatrudnili prawnika, który miał złożyć pozew przeciwko Trumpowi.
Trump oczywiście zrobił to, czego można było się spodziewać. Walczył z tym, walczył i walczył. Złożył pozew przeciwko prawnikowi, który wniósł pozew przeciwko Trumpowi. Ciągle upierał się, że to nie on zatrudnia pracowników. Trump zagroził także, że skontaktuje się ze służbami imigracyjnymi w celu deportacji Polaków.
Ten konflikt prawny pomiędzy Trumpem a polskimi robotnikami i szereg innych konfliktów prawnych, które z tego wynikły, trwał prawie 20 lat. Według Magazynu Time, Trump ostatecznie musiał coś zapłacić polskim pracownikom, ale nie tyle, ile im obiecał.
Trump ich oszukał.
Kiedy się o tym dowiedziałem, nie mogłem już dłużej popierać człowieka, którego popierałem, ponieważ zrozumiałem, że nie jest on tym człowiekiem, którego udaje.
Me and Trump
If you’ve been reading my columns, it may come as a surprise to you that when Trump first appeared on the political horizon I was a fan of his, a real supporter. That was back in 2000 when he ran to be the presidential nominee for the Reform Party.
There were a lot of things I liked about the Reform Party (a party that ultimately ran Ross Perot for president in 1996). I liked the fact that the party tried to bring together moderates from both parties. I like that the party didn’t take negative stands on abortion and gay rights issues. I especially liked that the Reform Party wasn’t composed of traditional politicians. The candidates in 2000 showed a range of backgrounds. Ross Perot and Trump were businessmen. Jesse Ventura was a former wrestler who became governor of Minnesota. John Hagelin was a physicist. Some of the candidates, however, didn’t appeal to me. One of the candidates I didn’t like was the Louisiana Congressman David Duke who was a Grand Dragon of the Ku Klux Klan and often expressed racist and anti-semitic sentiments.
One of the things I admired about Trump was that he split with the Reform Party when Duke started becoming prominent in it.
Some of the other things I liked about Trump were that he backed Fair Trade, eliminating the national debt, and achieving universal health care. He seemed like a guy devoted to making the lives of all Americans better. And the fact that he wasn’t a traditional politician really meant a lot to me. I had been following politics at that point for about 40 years, and I was getting tired of listening to politicians repeating the same messages over and over without fixing the problems they were supposed to be fixing.
Oh, one last thing I liked about Trump was that he supposedly was going to pick Oprah Winfrey as his running mate! I thought, Holy smokes, this guy not only wants a non-politician running with him, he wants one who’s black and a woman. He was clearly a liberal and a non-traditional presidential candidate who supported the positions I supported.
So I backed him in the 2000 presidential election, and I was planning to back him when he decided to run in 2016, but then I learned something about him that completely changed my mind.
Here’s what I learned:
In the summer of 1980, Trump hired a group of undocumented Polish workers to tear down a building for him so that he could build what would become one of the most famous skyscrapers in the world, Trump Tower. He hired them because they were good workers and because they would work cheap for far less than unionized American construction workers.
What the Polish workers quickly learned was that it wasn’t easy working for Trump. They worked 12-hour shifts for Trump under unsafe conditions for months, and they seldom if ever got paid the small handful of money that they had been promised, and when they were paid they had to fight for it. One of the Polish workers even tried to go to Trump’s office to tell him they were not getting the money they were promised. Of course, he was not allowed to see Trump. The Polish workers then did the only thing they could do. They hired a lawyer to file a lawsuit against Trump.
Trump, of course, did what you’d expect. He fought it and fought it and fought it. He brought a lawsuit against the lawyer who brought a suit against Trump. He kept insisting that he was not the person who hired the workers. Trump also threatened to contact the Federal Immigration and Naturalization Service to have the Poles deported.
This legal conflict between Trump and the Polish workers and a series of other legal conflicts arising from it went on for almost 20 years. According to Time Magazine, Trump eventually did have to pay the Polish workers something, but it was not the amount that he promised them.
Trump cheated them.
When I learned this, I could no longer support the man I supported because I realized he is not the man he pretends to be.
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem serii powieści kryminalnych o Hanku i Marvinie, których akcja toczy się w Chicago oraz powieści wojennej pt. „Retreat— A Love Story”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.-John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.