– „Synku, kiedy dokładnie będziesz?” – „W poniedziałek po południu, mamo” – „Co byś zjadł na obiad?” – „Żur śląski, jak zawsze”. Mama i jej pytania, zawsze pełne troski, niezależnie od tego, ile jej dzieci mają lat. Dziecko zawsze będzie dzieckiem swoich rodziców. Nie ma co dyskutować z tym faktem, zgrywać twardziela, czy też unosić się ambicjami. Śmiem twierdzić, że rodzice mają do swoich dzieci specjalne prawo i jeśli tylko nic nie stanęło lub nie stoi na przeszkodzie, trzeba dać im możliwość korzystania z niego do końca. Oczywiście każda relacja, także ta między dziećmi i ich rodzicami, powinna z czasem stawać się coraz dojrzalsza, potrzeba przejmować inicjatywę i w końcu zadbać także o rodziców, zwłaszcza kiedy się starzeją i potrzebują więcej uwagi i opieki. W tym dojrzewaniu dobrze jest też pozwolić sobie na przepracowanie tego, co było trudne w tych relacjach, być może trzeba coś wybaczyć lub też o wybaczenie się postarać dla samego siebie. Trzeba jednak pamiętać o tym, że zawsze będzie się cząstką swoich rodziców i że nosi się w sobie ich obraz.
W drugi majowy weekend obchodzimy Dzień Matki, miesiąc później zaś Dzień Ojca. Tak to jest w Stanach Zjednoczonych. Trochę inaczej w Polsce, gdzie Dzień Matki obchodzony jest zawsze 26 maja, a Dzień Ojca 23 czerwca. Niezależnie od dnia najważniejsza jest pamięć o swoich rodzicach. Podoba mi się to, że w USA dni te zajmują specjalne miejsce w kalendarzu. Zazwyczaj nie planuje się innych imprez poza tymi rodzinnymi spotkaniami. Restauracje wypełniają się gośćmi, planowane są rodzinne spotkania. Każdego roku czuję świąteczny charakter tych dni. Pomaga w tym także komercyjne przypominanie ze stron sklepów i sieci handlowych, które proponują najróżniejszego rodzaju prezenty. Tak to już jednak musi być w świecie bogatym. Inaczej jest tam, gdzie panuje bieda. Choć i to nie przeszkadza w niczym, aby wyrazić swoją pamięć rodzicom. Bo to ona, pamięć, jest najważniejsza. Wyraża się przez wdzięczność, a ta z kolei bywa nazywana „pamięcią serca”. Tak naprawdę niewiele trzeba, aby okazać najbliższym osobom odrobinę szczęścia.
Kiedy byliśmy dziećmi, uczono nas robić laurki. Były to jeszcze lata przedszkolne. Słownik języka polskiego definiuje ją jako „arkusz papieru ozdobiony rysunkiem z tekstem życzeń, ofiarowywany przez dzieci osobom dorosłym”. Kto w życiu nie robił laurek? Zawsze miały one szczególny charakter, gdyż były czymś osobistym, własnoręcznie wykonanym i wypisywanym pierwszymi literami. Do dziś dzieci lubią robić laurki. Obserwuję to, kiedy jadę do rodzinnego domu. Dzieci wykonują je z wielkim zaangażowaniem. Czasami pojawia się także laurkowe „przepraszam” z obowiązkowym „kocham cię”. Później, kiedy doroślejemy, przechodzimy do etapu wypisywania gotowych kartek, a tych zawsze była dostępna cała masa. Dziś jednak, coraz częściej, niestety, ogranicza się do wpisania własnoręcznie tytułu, do kogo jest adresowana oraz podpisu, gdyż słowa życzeń są już wydrukowane. Zastępuje się też krótkim „tekstem” przez telefon, czyli sms-em, bo już nawet na e-mail brakuje czasu. Spłyciła się jednak ta piękna forma przesyłania pamięci i pozdrowień z jakimś większym zaangażowaniem siebie. Jednak zawsze tak było i będzie, że staje się ona przyczyną radości u odbiorcy i zbliża bardzo, nawet gdy fizyczne odległości zamieszkania są spore.
Nie zawsze jest to jednak proste, gdyż każda rodzinna historia jest inna. Bywa, że niezwykle trudno jest wyrazić miłość rodzicom, od których się jej nie doświadczyło w należyty sposób. Św. Jan Paweł II mówił: „Czcij ojca i matkę – powiada czwarte przykazanie Boże. Ale żeby dzieci mogły czcić rodziców, muszą być pojmowane i przyjmowane jako Dar Boga (…).Trzeba zmienić stosunek do dziecka poczętego. Nawet jeśli pojawiło się ono nieoczekiwane – nigdy nie jest intruzem ani agresorem. Jest ludzką osobą, zatem ma prawo do tego, aby rodzice nie skąpili mu daru z samych siebie, choćby wymagało to od nich szczególnego poświęcenia”. Każde dziecko rejestruje dokładnie to, czy jest chciane, czy nie. Jest głodne miłości i czułego jej wyrażania. To naturalne. Kiedy doświadcza za mało miłości, odkłada się to w nim i po latach będzie musiał się taki człowiek zmierzyć z tymi deficytami. Jeszcze trudniejszym jest fakt trudnego dzieciństwa, na przykład w środowisku patologicznym. Czy jest szansa na to, by kochać takich rodziców? Zawsze jest! Kluczem jest tutaj dojrzałość, którą można osiągnąć dzięki pracy nad sobą, także przy pomocy ludzi do tego przygotowanych. Przebaczenie jest procesem i jest ono czasami długą drogą. Są sytuacje, gdy dokonuje się dopiero nad grobem matki czy ojca. Kiedy się jednak przebaczy, można doświadczyć wielkiej wolności i pokoju, a to rodzi radość. Nikt nie jest doskonały i takimi też nie byli nasi rodzice. Trzeba jednak oprócz błędów szukać tego, co było dobre.
Dobre słowo (nawet przez telefon), kwiaty, obecność, modlitwa, to są sposoby na dobre świętowanie Dnia Matki i Dnia Ojca. To także szansa na poprawianie tych relacji i prowadzenie ich w kierunku bardziej dojrzałym. Być może to także okazja, aby samemu zweryfikować, jaką mamą i jakim tatą się jest dla swoich dzieci. Jakby nie było, pamięć, która zawsze domaga się oczyszczeń, jest tutaj ważna. To dni wyrażenia szacunku rodzicom, także wdzięczności. Ich geneza jest oddolna, bo rodziły się z potrzeby serca, a nie z dekretów państwowych. Niech takimi pozostaną i oby mogły mieć szczególne miejsce w każdym rodzinnym kalendarzu.
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.