Usłyszałem właśnie w programie telewizji sportowej to hasło: „It’s never too late”, czyli „Nigdy nie jest za późno”. Mówi o tym warszawsko-praski ksiądz, Boguś Kowalczyk, którego pamiętam z pieszych pielgrzymek akademickich sprzed 28 lat. Dobrze jest usłyszeć takie zdanie w czasie, kiedy kończy się tegoroczny Wielki Post, czas wielu pięknych założeń, postanowień, oczekiwań. Chwila, w której można się zapytać: „Jak poszło?”.
Ufam, że dla wielu, którzy bardzo świadomie podejmują pracę nad sobą, idzie dobrze. To jest kwestia dyscypliny i starania się. Nie zawsze to się jednak udaje. Czasem idzie tak, że trzeba powiedzieć szczerze: „Niestety, zdarzyło się, nie poszło tak, jak tego chciałem. Nie tak miało być.” Dobrze znane są te chwile, w których pojawia się frustracja, może rozgoryczenie i poczucie zawodu. Taki stan można rozpatrywać nie tylko w wymiarze religijnym i duchowym. On zdarza się w każdym wymiarze życia. I co wtedy?
Miałem radość głoszenia tegorocznych rekolekcji wielkopostnych w dwóch polonijnych parafiach. Jedna w stanie New Jersey, druga w stanie Michigan. Pierwszą znam bardzo dobrze. Żyłem pośród moich rodaków i posługiwałem im przez cztery lata, których niemal połowa była okryta smutnym płaszczem pandemicznego zamknięcia. W Michigan głosiłem rekolekcje rok temu. W jakiś sposób miałem świadomość tamtejszego środowiska Polonii. Przyznam, że nie były to łatwe zadania. W jednym i drugim miejscu nie byliśmy sobie obcy. Robiliśmy już jakieś postanowienia, założenia. W mojej byłej parafii lepiej czy gorzej szliśmy razem do przodu. I teraz po przerwie…? Miałem świadomość, że jesteśmy inni. Czas mija, a my z nim. Jacy dzisiaj jesteśmy? W niedzielę, wiadomo, było na mszy świętej więcej ludzi. To w końcu niedziela, bez względu, jaki ksiądz prowadzi liturgię. Jednak bardzo szczególni byli ci, co przychodzili każdego rekolekcyjnego wieczoru do kościołów. Widziałem znajome i nieznajome twarze. Jednak to, co było szczególne, to pragnienie wspólnego reflektowania nad słowem Bożym i usłyszenie tego, co wydaje się szczególnie ważne: słów nadziei.
W tym kluczu też odczytywałem moją misję. Aby nieść i dawać nadzieję, bo ona jest jak latarnia nadająca wyraźne sygnały dla statków na wzburzonym oceanie współczesności albo dla wędrujących w ciemności, często po omacku, pielgrzymów. Nadzieja! Bardzo jej dzisiaj potrzeba. Gdyż bardzo jej brakuje. A przecież ona „zawieść nie może”, jak pisze św. Paweł (Rz 5,5). Rok 2025 będzie w Kościele Katolickim rokiem jubileuszowym. Jest to „Rok święty w Kościele”. Zwoływany jest przez papieży co 25 lat, na pamiątkę narodzin Jezusa Chrystusa. Hasłem przewodnim nadchodzącego Jubileuszu będą słowa: „Pielgrzymi nadziei”. Papież Franciszek, który je wybrał, tak je uzasadnia: „W ostatnich latach nie było takiego kraju, który nie zostałby doświadczony przez niespodziewaną pandemię, która nie tylko przyniosła doświadczenie dramatu śmierci w samotności, niepewności oraz prowizoryczności egzystencji, ale także zmieniła nasz sposób życia. Jako chrześcijanie znosiliśmy wraz ze wszystkimi braćmi i siostrami te same cierpienia i ograniczenia. Nasze kościoły pozostawały zamknięte, podobnie jak szkoły, fabryki, urzędy, sklepy oraz miejsca przeznaczone na spędzanie czasu wolnego. Wszystkich nas dotknęły niektóre ograniczenia wolności, a pandemia spowodowała nie tylko cierpienia, ale niekiedy zasiała również w naszych duszach wątpliwość, strach i zagubienie (…).
Musimy podtrzymywać płomień nadziei, która została nam dana, i czynić wszystko, aby każdy odzyskał siłę i pewność, żeby patrzeć w przyszłość z otwartą duszą, ufnym sercem oraz dalekosiężnym myśleniem”.
To ważny kierunek. Każdy potrzebuje nadziei. Była pandemia, dziś toczą się wojny, a sytuacja jest groźna, działania zaś nieobliczalne. Nie można jednak poddawać się zniechęceniu i rezygnacji. Nigdy i w żadnej sytuacji! Także tej najmniejszej, kiedy zawodzą powzięte założenia i postanowienia. Nigdy nie jest za późno, aby coś zmienić i zacząć od nowa! Nie wolno się poddawać zbyt łatwo! W życiu zdarzają się nam różne rzeczy i chwile. Nigdy jednak ci, którzy wierzą w Boga, nie mogą czuć się osamotnieni. On jest. To Jego bycie daje nadzieję. Trzeba ją tylko odkryć.
W tych dniach wchodzimy w Wielki Tydzień Męki Pańskiej. Rozpocznie się Niedzielą Palmową. To dobry czas, żeby zaplanować go szczerze tak, aby odnaleźć stracone szanse, być może zacząć coś od nowa. Przeżyć ten czas, dając sobie okazję do uczestniczenia w liturgii Wielkiego Czwartku, Wielkiego Piątku, Wigilii Paschalnej w sobotę i Niedzieli Zmartwychwstania. Zaplanować spowiedź, nie odkładając jej na ostatnią chwilę. Wziąć na nowo nadzieję. To naprawdę dobry czas i okazje, by zacząć od nowa lub wzmocnić się na swojej drodze konsekwentnie realizowanej. Wielki Tydzień to dla chrześcijan naprawdę niepowtarzalny i szczególny oraz głęboki duchowo czas. Niech upłynie nam wszystkim zatem pod znakiem nadziei, której bardzo potrzebujemy, a jest nią dla nas, chrześcijan, Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały. Koszyczki ze „święconką” w Wielką Sobotę, one też są potrzebne i ważne, nie tylko w wymiarze tradycji. Oby były jednak tylko częścią całości, a nie punktem najważniejszym. Wielki Tydzień, to droga w stronę nadziei. To słowo, które stawia na nogi i motywuje, że nigdy nie jest za późno, aby zacząć od nowa!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.