Jeśli ktoś sądził, że coroczne orędzie prezydenta USA o stanie państwa wniesie coś w sprawie rozwiązania sytuacji na południowej granicy, czy też zwiększy prawdopodobieństwo przyjęcia ustaw reformujących system imigracyjny, mógł przeżyć spore rozczarowanie.
Przemawiając na Kapitolu, prezydent Joe Biden starał się zrzucić część winy za kryzys na południowej granicy na Partię Republikańską. W rewanżu izba niższa Kongresu uchwaliła w tym tygodniu rezolucję potępiającą politykę imigracyjną Białego Domu.
Wskazywanie winnych
Biden skrytykował także twardą antyimigracyjną retorykę Donalda Trumpa i stanowczo bronił dwupartyjnego porozumienia granicznego wypracowanego kilka tygodni temu w Senacie. Ustawa upadła, gdy Trump – obawiający się ogłoszenia przez Bidena sukcesu w sprawie opanowania kryzysu na granicy przed wyborami – wezwał Republikanów, aby się jej sprzeciwili. W Izbie Reprezentantów w ogóle nie zaplanowano debaty nad projektem, mimo że Demokraci w toku negocjacji zgodzili na radykalne ustępstwa, licząc m.in. na szybsze uruchomienie pakietu pomocy dla Ukrainy. Kompromis przewidywał m.in. znaczne zaostrzenie procedur azylowych dla osób próbujących nielegalnie przedostać się do USA i w ogóle nie przewidywał zapisów rozwiązujących sytuację migrantów bez statusu przebywających od lat w Stanach.
Utopienie ustawy granicznej przekreśliło nadzieje na poprawę sytuacji na południowej granicy. Stąd reakcja Bidena, który podczas orędzia próbował przedstawić Republikanów jako odpowiedzialnych za bieżące problemy. Wezwał członków Kongresu do przysłania do Białego Domu uchwalonej przez Kongres ustawy granicznej.
„Możemy kłócić się o to, jak rozwiązać kryzys na granicy lub po prostu ją naprawić” – powiedział Biden podczas orędzia. Wzywając członków Kongresu do przysłania mu kompromisowej ustawy, dodał jednak: „Nie będę demonizował imigrantów, mówiąc, że zatruwają krew naszego kraju”.
Krytyka z lewej strony
W ostatnich tygodniach, aby ograniczyć spadki słupków poparcia, prezydent zaostrzył też swoją retorykę na temat nieudokumentowanej imigracji, sugerując, że jest gotów nawet do „zamknięcia granicy”. Udał się też w zeszłym miesiącu do Teksasu, w tym samym dniu co Trump.
Wypowiedzi Bidena dotyczące problemów migracyjnych spotkały się także z krytyką ze strony niektórych Demokratów, gdy złamał zasady politycznej poprawności, nazywając „nielegalnym” domniemanego zabójcę Laken Riley, której ciało znaleziono w zeszłym miesiącu na kampusie Uniwersytetu Georgia. Jose Ibarra oskarżany o morderstwo uprawiającej jogging studentki pielęgniarstwa miał przybyć nielegalnie z Wenezueli w 2022 roku.
Władze federalne już dawno zrezygnowały w oficjalnych dokumentach z tego określenia w odniesieniu do nieudokumentowanych imigrantów, uznając zwrot „illegal alien” za poniżający. Biały Dom tłumaczył się, że prezydent odpowiadał jedynie na okrzyki z sali. Konkretnie chodziło o Marjorie Taylor Greene, Republikankę z Georgii, która miała na sobie koszulkę z napisem „Powiedz jej imię”. Kongresmanka wykrzyknęła imię Riley, co skłoniło Bidena do odstąpienia od tekstu przemówienia. Zatrzymał się na chwilę, a następnie uniósł znaczek z nazwiskiem ofiary. „Lincoln Riley” – powiedział, błędnie wymawiając pierwsze imię ofiary – „niewinna młoda kobieta zabita przez nielegalnego – to prawda. Ale ile z tysięcy ludzi jest zabijanych przez legalnych?” Przekazał też wyrazy współczucia rodzinie ofiary. „Jej rodzicom mówię: całym sercem jestem z wami” – dodał. „Rozumiem ich, bo sam straciłem dzieci”.
Oprócz samego lapsusu językowego prezydenta działacze imigracyjni nie ukrywali rozczarowania wymową całego przemówienia. Chicagowska telewizja ABC7 przytoczyła wypowiedzi osób spodziewających się przynajmniej złożenia propozycji przyznania zezwoleń na pracę nie tylko osobom oczekującym na azyl. W podobnym tonie wypowiedzieli się także przedstawiciele gałęzi gospodarki chętnie zatrudniających imigrantów. „Oni tu są od lat i nie są nowi” – powiedział ABC7 Sam Sanchez, członek zarządu National Restaurant Association. „Przyznawanie prawa do zatrudnienia nowo przybyłym bez uznania praw ciężko pracujących długoterminowych imigrantów jest uwłaczające. Ludzie mają prawo być niezadowoleni”.
W podobnym tonie wypowiedziała się także w ABC7 Delia Ramirez, demokratyczna kongresmenka z Illinois. „Najwyższy czas przyznania prawa do pracy wszystkim oczekującym [na legalizację] jednocześnie ciężko pracującym każdego dnia w tym kraju” – stwierdziła.
Z kolei Joaquin Castro, demokratyczny kongresman z Teksasu, powiedział, że choć przemówienie Bidena zawierało „wiele dobrego”, „jego retoryka na temat imigrantów była podżegająca i błędna”.
„Retoryka, której użył prezydent Biden, była niebezpiecznie bliska językowi Donalda Trumpa, który atakuje Latynosów na całym świecie” – napisał Castro w mediach społecznościowych.
Skorzystać na kryzysie
Jakie są szanse na realizację propozycji Bidena szybkiego uchwalenia ustawy granicznej? Krótko mówiąc: bliskie lub równe zeru. W ostatni wtorek Izba Reprezentantów przyjęła rezolucję potępiającą politykę imigracyjną obecnego prezydenta. Projekt sponsorowała Republikanka Monica De La Cruz z Teksasu, reprezentująca jeden z okręgów przygranicznych – ta sama, która w zeszłym tygodniu wygłosiła w języku hiszpańskim replikę do orędzia o stanie państwa. Co gorsze, za przyjęciem dokumentu głosowało wraz z Republikanami czternastu Demokratów. Z pewnością nie można tego uznać za poparcie dla propozycji Białego Domu. Wszystko wskazuje więc, że będziemy mieli nadal do czynienia z patem dotyczącym południowej granicy, bo jedna ze stron politycznego sporu nie ma żadnego interesu, aby wygasić kryzys. Obóz Donalda Trumpa będzie chciał wiele ugrać na kryzysie granicznym.
Jolanta Telega
[email protected]