Po kilku dekadach pojawiła się szansa na zmiany w prawie imigracyjnym. Dość zaskakująca, bo wymuszona przez twardą polityczną grę Republikanów, którzy uzależnili przyznanie pomocy dla sojuszników USA od podjęcia konkretnych działań, w celu rozwiązania kryzysu na południowej granicy.
Ustawa o wzmocnieniu bezpieczeństwa granic może być wynikiem kompromisu zawartego między Białym Domem a prawym skrzydłem Partii Republikańskiej. Ta ostatnia grupa uparła się, aby powiązać uchwalenie pakietów pomocy dla Ukrainy i Izraela z zaostrzeniem prawa azylowego i uszczelnieniem południowej granicy.
„Washington Post”: Demokraci zmieniają zdanie
Do tej pory słychać było przede wszystkim głosy ze stanów rządzonych przez Republikanów. Jak zauważa „Washington Post”, rosnąca liczba gubernatorów z Partii Demokratycznej naciska zarówno na administrację Joe Bidena, jak i na Kongres, na jak najszybsze uporządkowanie sytuacji na granicy. „Potrzebujemy działań rządu federalnego, aby ten wykonał swoją pracę oraz zapewnić bezpieczeństwo oraz porządek na granicy” – powiedziała gubernator Arizony Katie Hobbs. Badania pokazują także, że również wśród wyborców Partii Demokratycznej narastają obawy związane z sytuacją na granicy. W ostatnich badaniach ponad 75 proc. zwolenników tego ugrupowania określa ten problem jako poważny. To dwukrotnie więcej niż w 2019 roku.
Waszyngtoński dziennik podkreśla, że o ile Biden ogłosił zgodę na negocjacje w sprawach granicznych jako rodzaj koncesji dla Republikanów, to w jego własnym politycznym interesie leży także poszukiwanie skutecznych rozwiązań. Napór imigrantów i kryzys graniczny będą politycznym obciążeniem dla administracji podczas nadchodzącej kampanii wyborczej. To może tłumaczyć, dlaczego Demokraci wycofali się z długo utrzymywanego warunku, aby rozmowom o bezpieczeństwie granic towarzyszyły szersze reformy dotyczące migrantów przebywających już w USA. Najczęściej mówiono głośno o tworzeniu ścieżek legalizacyjnych dla nieudokumentowanych imigrantów czy uregulowaniu sytuacji „Dreamersów”, czyli osób bez statusu, które dostały się do Stanów jako dzieci.
Media podkreślają, że osiągnięcie kompromisu nie jest przesądzone. Nie chodzi bowiem jedynie o przeznaczenie większych funduszy na ochronę granicy. Republikanie domagają się znaczących zmian procedur azylowych, które ich zdaniem są nadużywane i wykorzystywane przez migrantów. Takie podejście może być trudne do zaakceptowania dla Demokratów, którzy postrzegają procedury azylowe jako naturalną i niezbędną ścieżkę dla ludzi uciekających przed klęskami, przemocą i wojnami w krajach swojego pochodzenia. Ustawodawcy z Kalifornii, senator Alex Padilla i kongresmenka Nanette Barragan wręcz oskarżyli prezydenta o brak sumienia.
„Można zrozumieć, dlaczego Republikanie w tym konkretnym momencie zaczęli domagać się większych ustępstw. Debata już zasadniczo przesunęła się na ich korzyść, co potraktowali jako okazję do osiągnięcia ważnych celów w debacie, która w przeszłości rzadko przynosiła konkretne rezultaty – pisze „Washington Post” o kolejnej przymiarce do zmiany prawa imigracyjnego, które ostatnio zreformowano w 1986 roku – niektórzy z nich z pewnością będą się również martwić, że dostaną za mało i zapewnią Bidenowi ponadpartyjne ‘zwycięstwo’ w kwestii, która wygląda na poważny problem w przypadku jego kandydatury na rok 2024. Ale teraz, gdy Biden zdecydował się pójść tą ścieżką, nadszedł czas na sprawdzenie, czy Kongres będzie w stanie kiedykolwiek znaleźć rozwiązanie tej kwestii.”
„Chicago Tribune”: Udany gambit Abbotta
O szansie na reformę imigracyjną pisze także dziennik „Chicago Tribune”. W niedzielnym artykule redakcyjnym gazeta skrytykowała zarówno republikańskiego gubernatora Teksasu Grega Abbotta, jak i władze Chicago. Tego pierwszego za rozwiązywanie własnych lokalnych problemów poprzez wysyłanie autobusami migrantów do miast na północy, w tym do Chicago. „Jego motywy z pewnością nie były czyste. Jednak skutecznie udowodnił blef lokalnych polityków w związku z ich powtarzającymi się oświadczeniami o otwartym podejściu migrantów” – stwierdza redakcja „Chicago Tribune”. Według dziennika ta część strategii zadziałała być może nawet lepiej, niż wyobrażał sobie sam Abbott. Napływ migrantów z Wenezueli i innych krajów obnażył fundamentalne podziały w mieście i tego, które społeczności powinny ponosić ciężary „miasta-sanktuarium”. Abbottowi udało się zmusić „niebieskie” stany do bezpośredniego stawienia czoła kryzysowi imigracyjnemu w podobnym wymiarze co Teksas i inne stany graniczne – czytamy we wstępniaku „Chicago Tribune”.
Gospodarzom Wietrznego Miasta dziennik zarzucił indolencję. „Niekompetentne wysiłki Chicago mające na celu skuteczną opiekę nad migrantami przewożonymi tutaj autobusami zostały dobrze udokumentowane. Ostatecznie jednak, jak wielokrotnie powtarzali burmistrz Brandon Johnson, gubernator J.B. Pritzker i przewodnicząca zarządu powiatu Cook Toni Preckwinkle, rozwiązanie tych problemów nie leży w Chicago czy Nowym Jorku, ale w Waszyngtonie. I właśnie w tym miejscu gambit Abbotta, choć cyniczny, pomógł w końcu skupić uwagę prawodawców na kwestiach od dawna odkładanych na później, a w politycznym dyskursie demagogicznych” – czytamy w dzienniku.
Redakcja „Chicago Tribune” podobnie jak wcześniej „Washington Post” zauważa, że tym, co zwiększa szanse na zmiany w prawie imigracyjnym, jest radykalna zmiana kalkulacji politycznych, zwłaszcza dla Demokratów. „Przez wiele lat Demokraci opowiadali się za niezwykle liberalną polityką wobec imigracji, aż do tego stopnia, że na wczesnych etapach prawyborów prezydenckich w 2020 r. większość kandydatów opowiadała się za zaprzestaniem traktowania nielegalnego wjazdu do USA jako przestępstwa federalnego, skutecznie popierając politykę otwartych granic, czy coś bardzo zbliżonego. Demokraci mieli wówczas nadzieję, że wobec antyimigracyjnych posunięć administracji Trumpa – zakazu wjazdu z krajów muzułmańskich, oddzielania dzieci od rodziców itp. – takie podejście spodoba się latynoskim wyborcom. Sondaże wyraźnie pokazują, że tak się nie stało i Demokraci zaczynają zdawać sobie z tego sprawę” – konstatuje „Chicago Tribune”.
Zdaniem dziennika jest całkiem możliwe, że republikańscy kongresmeni nie rozpoczną negocjacji w dobrej wierze i nie będą szukali rozwiązań przed wyborami w 2024 roku. Byłby to jednak „straszny błąd”. Rzadko bowiem zdarza się, aby politycy obu stron doszli do wniosku, że problem wymaga natychmiastowych rozwiązań. Z takim momentem mamy właśnie do czynienia. Pytanie tylko, co przeważy – odpowiedzialność za stan państwa czy partyjne interesy.
Jolanta Telega
[email protected]